A miało pójść tak łatwo. LPR już dawno stłamszona i sprowadzona do parteru, nie odgrywała w polityce istotnej roli. Słuchacze Radia Maryja też już zagospodarowani przez PiS. Ostatnim krokiem w budowie wielkiej, katolicko-ludowej partii prawicowej miało być powalenie Leppera. Od skompromitowanego wodza mieli odejść prawie wszyscy posłowie jego partii, wraz z nimi PiS miał przejąć roszczeniowy, populistyczny elektorat. Lepper, choć bardzo mocno uderzony, nie dał się jednak położyć na łopatki. I dziś to, co miało być ostatecznym gwoździem do trumny LPR i Samoobrony, przyczyniło się do wzmocnienia obu ugrupowań. Lepper i Giertych postanowili bowiem połączyć siły i działać wspólnie. LiS podjął zatem wojnę o to, kto kogo pierwszy sprowokuje do opuszczenia rządu. Wojnę tę przegrywa medialnie PiS i osobiście Jarosław Kaczyński, który jawi się jako polityk niemający odwagi wykonać radykalnego ruchu.
Uderzając w Leppera, Kaczyński tak naprawdę bardzo przysłużył się Lidze i Samoobronie. Nie dość, że zdeterminował działania zmierzające do narodzin nowego bytu politycznego, to jeszcze teraz swą agresją w stosunku do tego bytu sprawia, że LiS ustawia się w roli ofiary, co powoduje, że komitet Leppera i Giertycha cieszy się stosunkowo niezłym, bo wahającym się w granicach 7-14% poparciem społecznym. Na dodatek teraz LiS złapał wiatr w żagle i zdaje się przejmować polityczną inicjatywę, domagając się już nie tylko powołania komisji śledczej ws. CBA, ale też zmiany premiera.
Wszystko więc wskazuje na to, że prorocze okażą się słowa Andrzeja Leppera tuż po jego odwołaniu, kiedy to stwierdził, że paradoksalnie skorzysta na tej decyzji premiera. Mam bowiem wrażenie, że szef Samoobrony wyjdzie z całej tej sprawy obronną ręką, mało tego, może okazać się dla niektórych, szczególnie lewicowych środowisk, męczennikiem rządów PiS, a trzeba pamiętać, że wyborcy kochają męczenników.