Od kilku lat sytuacja pomiędzy obydwoma państwami ulegała gwałtownemu ochłodzeniu. Spór o złoża na Morzu Wschodniochińskim czy rywalizacja o wpływy w Azji Południowo-Wschodniej były ekonomicznym przejawem konfliktu. Jednak, szczególnie w drugiej połowie ubiegłego roku, kryzys wkroczył w nowy wymiar - moralny, którego centrum jest kwestia odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej.
Impulsem dla pojawienia się wzajemnych oskarżeń była zmiana w polityce zagranicznej Japonii. Konstytucja japońska, napisana po wojnie przez MacArthura, poważnie ogranicza możliwości wojskowe Kraju Kwitnącej Wiśni. Armia japońska została w niej zastąpiona tzw. Siłami Samoobrony, które nie mogą uczestniczyć w działaniach o charakterze agresywnym. Jednak od lat żołnierze japońscy wchodzą w skład oenzetowskich sił pokojowych. Niektórzy, głównie Chińczycy, uważają to za niekonstytucyjne.
Plany premiera Koizumiego nie kończą się na misjach międzynarodowych. Rząd wysunął propozycję, by znowelizować konstytucję, całkowicie usuwając z niej kontrowersyjny, antywojenny art. 9. Japonia mogłaby wtedy stworzyć prawdziwą armię, zdolną do działań ekspedycyjnych. Czyli, jak twierdzą sami Japończycy: znów byłaby "normalnym państwem". Polityka taka obudziła jednak zdecydowany opór Chin i Korei Południowej, które nie tylko pamiętają japońskie zbrodnie wojenne - motyw częsty w chińskiej sztuce, oczywiście z nakazu władz, by promować postawę patriotyczną i antyjapońską - ale też obawiają się konkurencji (Chiny) lub ewentualnego zagrożenia bądź dominacji (Korea Pd.) ze strony wschodniego mocarstwa. Poza tym, dla Pekinu silna Japonia oznacza wzrost wpływów amerykańskich w regionie.
Sprawa budowy armii z prawdziwego zdarzenia jest dla Japonii szczególnie istotna ze względu na wzrost siły militarnej Chin. Minister spraw zagranicznych Japonii Taro Aso mówi otwarcie o zagrożeniu ze strony Chin. Pekin określa te wypowiedzi jako przesadzone i nieracjonalne, gdyż Chiny jakoby zawsze były narodem miłującym pokój i nie stanowią dla nikogo zagrożenia, w przeciwieństwie do, chociażby, Stanów Zjednoczonych.
Dla Pekinu, pretekstem do riposty stała się wizyta japońskiego premiera Koizumiego w świątyni Yasukuni. Miejsce to poświęcone jest pamięci 2,5 mln Japończyków, którzy zginęli podczas II wojnie światowej. Wśród nich są także zbrodniarze wojenni klasy A, jak gen. Tōjō Hideki. Coroczne wizyty premiera w Yasukuni stały się już tradycją. Jednak szczególnie ostatnia spotkała się z silnym odzewem Pekinu i Seulu, oskarżających Koizumiego o fałszowanie historii i zacieranie w pamięci Japończyków roli ich kraju w latach 30. i 40. XX w. Pikanterii sprawie dodaje fakt niedawnego wydania w Japonii podręczników do historii, w których japońskich żołnierzy z czasów wojny przedstawia się jako bohaterów, z całkowitym pominięciem kwestii zbrodni wojennych.
Pekin znalazł swojego bohatera wojennego - "dobrego nazistę", Johna Rabe. Rabe był w latach trzydziestych pracownikiem filii Siemensa w Nankinie. Gdy w roku 1937 do Nankinu wkroczyły wojska japońskie, doszło do masakry. Niektóre źródła mówią nawet o 300 tyś. ofiar. Rabe, jako obcokrajowiec i sojusznik Japończyków, mógł zorganizować "strefy bezpieczeństwa", w których schronienie znalazło tysiące Chińczyków.
Kryzys w stosunkach chińsko-japońskich przeniósł się także w sferę dyplomacji. Przed kilkoma miesiącami premier Wen Jiabao odmówił spotkania z Koizumim, w proteście przeciw jego ostatniej wizycie w Yasukuni.
Dwa lata temu doszło do zdarzenia, które może jeszcze bardziej zaognić sytuację. Pracownik japońskiego konsulatu w Szanghaju popełnił samobójstwo. Przed kilkoma dniami Tokio uznało jednak, że było to spowodowane presją ze strony Chińczyków. Pekin miał wejść w posiadanie kompromitujących materiałów i szantażować nimi dyplomatę, by zdobyć tajne informacje.
Atmosfera, panująca w stosunkach między Pekinem i Tokio, staje się coraz bardziej napięta. W tej chwili można już mówić o programowej antyjapońskiej polityce, prowadzonej przez rząd Hu Jintao i Wena Jiabao. Konflikt ma pomóc w zajęciu przez ChRL miejsca Japonii, jako lidera Azji Wschodniej. Mamy tu do czynienia z typowym przypadkiem security dilemma, czyli stanem, w którym wzrost siły jednego z państw (nowopowstała polityczno - ekonomiczna potęga Chin) prowadzi do wzrostu zagrożenia i, w efekcie, zbrojeń w państwie drugim (militaryzująca się Japonia). W dalszej kolejności następuje negatywna reakcja państwa pierwszego (Chin) na owe zbrojenia i tak dalej. To błędne koło może doprowadzić do spirali zbrojeń i, jeśli nie zostanie zatrzymane, w efekcie do wojny. Dlatego też w tej sytuacji konieczne wydaje się szybkie podjęcie rozmów.