Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Azja i Pacyfik / Demony wojny               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
30-10-2010

 

12-04-2007

 

06-02-2007

 

08-10-2006

  Wizyta premiera Japonii w Chinach

22-03-2006

 

29-11-2012

  Nowy prezydent Chin

10-05-2011

 

+ zobacz więcej

Demony wojny 

04-01-2006

  Autor: Paweł Witecki

Wzrost pozycji międzynarodowej Chin przypomina trochę sytuację z wilhelmińskimi Niemcami. Oto do globalnej gry dołącza nowe, lecz silne mocarstwo, które próbuje wykroić dla siebie kawałek światowego "tortu". Pierwszą, gdyż najbardziej naturalną, ofiarą politycznej ekspansji Państwa Środka jest dotychczasowy lider regionu - Japonia.

 

 

Od kilku lat sytuacja pomiędzy obydwoma państwami ulegała gwałtownemu ochłodzeniu. Spór o złoża na Morzu Wschodniochińskim czy rywalizacja o wpływy w Azji Południowo-Wschodniej były ekonomicznym przejawem konfliktu. Jednak, szczególnie w drugiej połowie ubiegłego roku, kryzys wkroczył w nowy wymiar - moralny, którego centrum jest kwestia odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej.

Impulsem dla pojawienia się wzajemnych oskarżeń była zmiana w polityce zagranicznej Japonii. Konstytucja japońska, napisana po wojnie przez MacArthura, poważnie ogranicza możliwości wojskowe Kraju Kwitnącej Wiśni. Armia japońska została w niej zastąpiona tzw. Siłami Samoobrony, które nie mogą uczestniczyć w działaniach o charakterze agresywnym. Jednak od lat żołnierze japońscy wchodzą w skład oenzetowskich sił pokojowych. Niektórzy, głównie Chińczycy, uważają to za niekonstytucyjne.

Plany premiera Koizumiego nie kończą się na misjach międzynarodowych. Rząd wysunął propozycję, by znowelizować konstytucję, całkowicie usuwając z niej kontrowersyjny, antywojenny art. 9. Japonia mogłaby wtedy stworzyć prawdziwą armię, zdolną do działań ekspedycyjnych. Czyli, jak twierdzą sami Japończycy: znów byłaby "normalnym państwem". Polityka taka obudziła jednak zdecydowany opór Chin i Korei Południowej, które nie tylko pamiętają japońskie zbrodnie wojenne - motyw częsty w chińskiej sztuce, oczywiście z nakazu władz, by promować postawę patriotyczną i antyjapońską - ale też obawiają się konkurencji (Chiny) lub ewentualnego zagrożenia bądź dominacji (Korea Pd.) ze strony wschodniego mocarstwa. Poza tym, dla Pekinu silna Japonia oznacza wzrost wpływów amerykańskich w regionie.

Sprawa budowy armii z prawdziwego zdarzenia jest dla Japonii szczególnie istotna ze względu na wzrost siły militarnej Chin. Minister spraw zagranicznych Japonii Taro Aso mówi otwarcie o zagrożeniu ze strony Chin. Pekin określa te wypowiedzi jako przesadzone i nieracjonalne, gdyż Chiny jakoby zawsze były narodem miłującym pokój i nie stanowią dla nikogo zagrożenia, w przeciwieństwie do, chociażby, Stanów Zjednoczonych.

Dla Pekinu, pretekstem do riposty stała się wizyta japońskiego premiera Koizumiego w świątyni Yasukuni. Miejsce to poświęcone jest pamięci 2,5 mln Japończyków, którzy zginęli podczas II wojnie światowej. Wśród nich są także zbrodniarze wojenni klasy A, jak gen. Tōjō Hideki. Coroczne wizyty premiera w Yasukuni stały się już tradycją. Jednak szczególnie ostatnia spotkała się z silnym odzewem Pekinu i Seulu, oskarżających Koizumiego o fałszowanie historii i zacieranie w pamięci Japończyków roli ich kraju w latach 30. i 40. XX w. Pikanterii sprawie dodaje fakt niedawnego wydania w Japonii podręczników do historii, w których japońskich żołnierzy z czasów wojny przedstawia się jako bohaterów, z całkowitym pominięciem kwestii zbrodni wojennych.

Pekin znalazł swojego bohatera wojennego - "dobrego nazistę", Johna Rabe. Rabe był w latach trzydziestych pracownikiem filii Siemensa w Nankinie. Gdy w roku 1937 do Nankinu wkroczyły wojska japońskie, doszło do masakry. Niektóre źródła mówią nawet o 300 tyś. ofiar. Rabe, jako obcokrajowiec i sojusznik Japończyków, mógł zorganizować "strefy bezpieczeństwa", w których schronienie znalazło tysiące Chińczyków.

Kryzys w stosunkach chińsko-japońskich przeniósł się także w sferę dyplomacji. Przed kilkoma miesiącami premier Wen Jiabao odmówił spotkania z Koizumim, w proteście przeciw jego ostatniej wizycie w Yasukuni.

Dwa lata temu doszło do zdarzenia, które może jeszcze bardziej zaognić sytuację. Pracownik  japońskiego konsulatu w Szanghaju popełnił samobójstwo. Przed kilkoma dniami Tokio uznało jednak, że było to spowodowane presją ze strony Chińczyków. Pekin miał wejść w posiadanie kompromitujących materiałów i szantażować nimi dyplomatę, by zdobyć tajne informacje.

Atmosfera, panująca w stosunkach między Pekinem i Tokio, staje się coraz bardziej napięta. W tej chwili można już mówić o programowej antyjapońskiej polityce, prowadzonej przez rząd Hu Jintao i Wena Jiabao. Konflikt ma pomóc w zajęciu przez ChRL miejsca Japonii, jako lidera Azji Wschodniej. Mamy tu do czynienia z typowym przypadkiem security dilemma, czyli stanem, w którym wzrost siły jednego z państw (nowopowstała polityczno - ekonomiczna potęga Chin) prowadzi do wzrostu zagrożenia i, w efekcie, zbrojeń w państwie drugim (militaryzująca się Japonia). W dalszej kolejności następuje negatywna reakcja państwa pierwszego (Chin) na owe zbrojenia i tak dalej. To błędne koło może doprowadzić do spirali zbrojeń i, jeśli nie zostanie zatrzymane, w efekcie do wojny. Dlatego też w tej sytuacji konieczne wydaje się szybkie podjęcie rozmów.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl