Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Prawo / Artykuły / Stanowisko USA w sprawie konwencji o prawie morza (cz.2)               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Stanowisko USA w sprawie konwencji o prawie morza (cz.2) 

15-01-2006

  Autor: Maciej Józefowicz

Mimo pozytywnego podejścia administracji Clintona do procesu ratyfikacyjnego konwencji, sprawność jego prowadzenia pozostawiła wiele do życzenia. W wyniku wyborów do Kongresu w 1994r. przewagę w obu izbach zdobyła Partia Republikańska, co przełożyło się też na skład senackiej Komisji Spraw Zagranicznych, pierwszego organu biorącego udział w ratyfikacji. Przewodniczący komisji w latach 1995-2001, senator Jesse Helms z Północnej Karoliny, członek najbardziej skrajnego skrzydła tej partii (m.in. wypowiadał się pozytywnie o segregacji rasowej) i radykalny konserwatysta w zakresie stosunków międzynarodowych, przez wiele lat blokował wprowadzenie kwestii ratyfikacji do porządku obrad. W listopadzie 1998r., po upływie 4-letniego okresu karencji, Stany Zjednoczone zostały relegowane z Rady ISA i zastąpione przez Włochy (choć z gwarancją ponownej zamiany miejsc po ratyfikacji).

 

 

W sytuacji faktycznego zamrożenia procesu ratyfikacji, rząd Stanów Zjednoczonych wydał w 1998r. jednostronną deklarację o przestrzeganiu konwencji i porozumienia z 1994r., mimo iż USA nie były nimi formalnie zobowiązane. Oznaczało to przyjęcie przez Stany Zjednoczone w zasadzie całości postanowień dotyczących prawa morza, choć, poprzez jednostronne deklaracje, stanowiły one dla USA tylko normy polityczne, nie prawnomiędzynarodowe.

Sytuacja paradoksalnie zmieniła się po objęciu prezydentury przez republikanina, George’a W. Busha, a zwłaszcza po zamachach z 11 września 2001r. Choć według złośliwych opinii Bush długo nie zdawał sobie sprawy z samego istnienia konwencji, jego administracja (m.in. wiceprezydent Dick Cheney) nadała jej duże znaczenie w realiach wojny z terroryzmem.  Wyrazem tego było powołanie w 2003r. na stanowisko przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Richard Lugar z Indiany, gorącego orędownika wznowienia procesu ratyfikacyjnego. Z jego inicjatywy Komisja 14 i 21 października 2003r. przeprowadziła dwie serie przesłuchań w sprawie celowości ratyfikowania konwencji. Wypowiadali się specjaliści z zakresu prawa morza, negocjatorzy konwencji ze strony amerykańskiej, przedstawiciele Departamentu Stanu, Departamentu Obrony i Straży Przybrzeżnej oraz członkowie zainteresowanych organizacji.  Rezultatem przesłuchań było przyjęcie przez Komisję 25 II 2004r. stosunkiem głosów 19-0 raportu, rekomendującego Senatowi udzielenie zgody na ratyfikację.

Do raportu komisji zostały również dołączone propozycje deklaracji, możliwych do złożenia na podstawie art. 297, 298 i 310 konwencji. Na podstawie art. 297, dającego stronom konwencji możliwość wyboru mechanizmu pokojowego rozwiązywania sporów (Międzynarodowy Trybunał Prawa Morza, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości, trybunał arbitrażowy tworzony na podstawie aneksu VII lub specjalny trybunał arbitrażowy tworzony na podstawie aneksu VIII), USA wybrały jako środek rozjemczy trybunały arbitrażowe, co oznacza odrzucenie jurysdykcji MTS i MTPM w sprawach regulowanych konwencją. Na podstawie art. 298, dającego możliwość wyłączenia pewnych kategorii sporów spod wybranej jurysdykcji (spory dotyczące interpretacji lub stosowania art. 15, 74 i 83 dotyczących delimitacji granic morskich albo sporów związanych z historycznymi zatokami i tytułami prawnymi, spory dotyczące działalności wojskowej oraz działań związanych z zapewnianiem przestrzegania prawa wewnętrznego w odniesieniu do wykonywania suwerennych praw lub jurysdykcji wyłączonych spod postępowania rozjemczego oraz spory w odniesieniu do których swoje funkcje wykonuje Rada Bezpieczeństwa ONZ), USA wykorzystały to prawo do wszystkich możliwych kategorii, zastrzegając sobie ponadto definiowanie „działalności wojskowej”. Wreszcie na podstawie art. 310, dającego możliwość składania niewiążących deklaracji i oświadczeń o dowolnej tematyce, USA określiły swoje stanowisko m.in. w kwestiach: zastosowania prawa nieszkodliwego przepływu, przejścia archipelagowego i tranzytu przez cieśniny wobec okrętów wojskowych, swobody działań wojskowych na morzu otwartym, harmonizacji terminologii używanej przez konwencję z terminologią amerykańską, czy spraw proceduralnych dotyczących ISA i MTPM. 

Na forum Senatu konwencja spotkała się jednak z oporem radykalnych republikanów, szczególnie Jima Inhofe’a z pozbawionej dostępu do morza Oklahomy. Inhofe, przewodniczący Komisji ds. Ochrony Środowiska i Robót Publicznych, skrytykował Komisję Spraw Zagranicznych za jednostronność opinii i zapewnienie sobie wyłączności dyskutowania nad traktatem, który, ze względu na znaczenie dla różnych dziedzin życia, powinien też być omawiany przez inne komisje: jego, Finansów, Handlu, Wywiadu, czy Sił Zbrojnych.  Z inicjatywy przywódcy większości republikańskiej w Senacie, Billa Frista, który nie chciał podziałów w partii (2004r. był rokiem podwójnych wyborów – parlamentarnych i prezydenckich), sprawa została więc skierowana z powrotem do rozpatrzenia do komisji. Własne przesłuchania zwołały komisja Inhofe’a , Komisja Obrony Narodowej i Komisja Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów. Oprócz zwolenników, wypowiadali tam się również przeciwnicy traktatu.

Odpowiedzią na zatrzymanie procesu ratyfikacyjnego w Senacie było zintensyfikowanie po wygranych wyborach działań ze strony Białego Domu. 17 grudnia 2004r. Bush powołał na szczeblu rządowym Komitet ds. Polityki Morskiej (Commitee on Ocean Policy), mający koordynować działalność administracji amerykańskiej w tych sprawach. Tego samego dnia wydał założenia własnej polityki morskiej – U.S. Ocean Action Plan – gdzie przystąpienie do konwencji z Montego Bay zostało uznane za jeden z najważniejszych celów.  Zwolennicy ratyfikacji w Senacie uzyskali oficjalne poparcie Condolezzy Rice, która wypowiadała się w tej sprawie podczas swojego przesłuchania przed Senatem 18 i 19 stycznia 2005r.  Nie pomogło to jednak w szybkim zakończeniu prac komisyjnych i na dzień dzisiejszy proces ratyfikacyjny znów de facto został zamrożony.

Zwolennicy ratyfikacji i ich argumenty.

Sprawa ratyfikacji konwencji z Montego Bay łamie tradycyjne amerykańskie podziały partyjne – oprócz republikańskiej administracji rządowej i umiarkowanego skrzydła tej partii w Senacie (np. konkurent Busha w walce o nominację partyjną przed wyborami 2000r., John McCain), przychylna temu jest też Partia Demokratyczna. Podczas przesłuchania przed Komisją Spraw Zagranicznych późniejszy demokratyczny kandydat na prezydenta, senator John Kerry, powiedział, że konwencja „zabezpiecza prawa istotne dla naszego wojska, naszych interesów handlowych i ochrony naszego środowiska morskiego” („secures important rights for our military, for our commercial interests and for the protection of our marine environment”) i że będzie działał na rzecz przyjęcia jej przez Senat.  Oprócz polityków konwencję popiera też U.S. Navy, organizacje antyterrorystyczne, przedsiębiorstwa rybackie oraz dwie grupy, które z reguły stoją po przeciwnych stronach barykady – obrońcy środowiska i przemysł wydobywczy.

Szczególnie aktywną agitację za przyjęciem konwencji prowadzi Richard Lugar, co jest widoczne w jego wypowiedziach, artykułach prasowych oraz na jego stronie internetowej obrazowo sformułował zagrożenia wynikające z nieprzyjęcia przez USA konwencji z Montego Bay, pisząc: „Wyobraźcie sobie, że grupa zadaniowa marynarki wojennej, płynąc z Zatoki Perskiej na Półwysep Koreański, musi wziąć 3000-milowy objazd wokół Indonezji. Wyobraźcie sobie, że Iran blokuje Cieśninę Ormuz, przez którą przepływa większość importowanej ropy. Albo pomyślcie, co by się stało, gdyby rosyjskie trawlery zapuściły się pod wybrzeża Alaski i splądrowały miliony ton płynącego na rodzime wody naszego łososia?”

Korzyści wynikające z przystąpienia Stanów Zjednoczonych do konwencji można według klasyfikacji Lugara i Rice podzielić na kilka grup:

1. Korzyści wojskowe. USA, jako największa potęga morska świata, skorzystałaby w największym stopniu z przystąpienia do konwencji, pozwala ona bowiem amerykańskiej marynarce na korzystanie z mórz i oceanów światowych w sposób zapewniający bezpieczeństwo narodowe. W szczególności tyczy się to: ograniczenia maksymalnej szerokości mórz terytorialnych do 12 mil morskich, zapewnienia prawa nieszkodliwego przepływu, przejścia archipelagowego i tranzytu przez cieśniny oraz wolności żeglugi i przelotu w wyłącznych strefach ekonomicznych i na morzu otwartym, a także prawa do kładzenia podmorskich kabli i rurociągów. Prawa te są kluczowe dla zapewnienia sprawności działania marynarki wojennej, a przez to dla zapewnienia Stanom Zjednoczonym bezpieczeństwa.

2. Korzyści gospodarcze. USA, jako kraj z najdłuższą linią brzegową i największą strefą ekonomiczną świata i w którym większość populacji mieszka na wybrzeżach, skorzystają w przyjęcia konwencji poprzez: zapewnienie praw do eksploatacji zasobów żywych i nieożywionych we własnej wyłącznej strefie ekonomicznej i szelfie kontynentalnym, możliwość wykroczenia w eksploatacji szelfu poza granicę 200 mil morskich, prawo kładzenia kabli i rurociągów, czy stworzenie mechanizmów chroniących środowisko morskie przed zanieczyszczeniem. Zważywszy fakt, że na wybrzeżach USA skoncentrowana jest większość amerykańskiej ludności i gospodarki, przystąpienie do konwencji powinno jeszcze bardziej wspomóc proces ich rozwoju.

3. Korzyści dyplomatyczne. Przystąpienie USA do konwencji pozwoliłoby im na odgrywanie znaczącej roli w międzynarodowej polityce morskiej i promowanie dalszych uregulowań odpowiadających ich interesom. Ewentualne inicjatywy innych państw stojące z nimi w sprzeczności, mogłyby być skutecznie blokowane.

4. Korzyści dla PSI. Proliferation Strategy Initiative, zwana też inicjatywą wawelską, jest programem administracji Busha po raz pierwszy przedstawionym 31 V 2003r. podczas wizyty amerykańskiego prezydenta w Krakowie. Celem jego jest m.in. wypracowanie porozumień umożliwiających przeprowadzenie inspekcji samolotów i statków przewożących podejrzane ładunki i przechwytywanie broni masowego rażenia oraz środków jej przenoszenia.  Wskazuje się, że ratyfikacja poprawi skuteczność PSI poprzez objęcie amerykańskiej marynarki wojennej skodyfikowanymi i gwarantowanymi prawami żeglugi, które umożliwią niezbędną dla tego programu manewrowość.  W podobnym celu argumentuje się, że USA po przystąpieniu do konwencji zyskają kolejne miejsce do forsowania swoich rozwiązań w zakresie zwalczania rozprzestrzeniania broni masowego rażenia przez społeczność międzynarodową.

5. Względy czasowe. W listopadzie 2004r., po dziesięciu latach obowiązywania konwencji, otworzyła się możliwość składania propozycji poprawek przez jej strony. Nie będąc stroną konwencji, USA nie mogą wprowadzać własnych propozycji oraz blokować innych, mogących naruszyć ich interesy. Stąd Biały Dom i Lugar działali w celu przyjęcia konwencji przed tym terminem, co się jednak nie udało.

6. Rozpoczęcie pracy przez CLCS. Komisja ds. Granic Szelfu Kontynentalnego (Comission on the Limits of the Continental Shelf) jest organem ONZ, mającym rozstrzygać roszczenia państw do jego terytorium i zasobów. Otrzymała ona roszczenia Rosji dotyczące dużych obszarów Oceanu Arktycznego, co dla USA jest niekorzystne, roszczenia rosyjskie pokrywają się bowiem z roszczeniami amerykańskimi. Nie będąc stroną konwencji i tym samym nie przyjmując w sposób wiążący uzgodnień dotyczących władzy nad szelfem terytorialnym, Stanom Zjednoczonym jest trudniej obronić własne stanowisko.

Korzyści wojskowe zostały dodatkowo bardziej szczegółowo przedstawione w zeznaniom przed Komisją podsekretarza obrony Marka Espera. Esper wymienił korzyści, jakie z ratyfikacji korzyści może uzyskać amerykańska marynarka wojenna:
- Wolność żeglugi i przelotu na morzach otwartych i w wyłącznych strefach ekonomicznych.
- Wolność żeglugi i przelotu przez cieśniny międzynarodowe (np. Ormuz, Gibraltarską, czy Malakkę) oraz szlaki archipelagowe (np. w Indonezji czy na Filipinach).
- Ograniczenie jurysdykcji państw nadbrzeżnych do morza terytorialnego, bez wyłącznej strefy ekonomicznej i morza otwartego.
- Prawo nieszkodliwego przepływu przez obce morze terytorialne, bez konieczności wcześniejszego powiadomienia lub uzyskania zgody, niezależnie od posiadanego uzbrojenia i napędu (w domyśle jądrowego).
- Prawo pościgu na morzu pełnym, wyłącznej strefie ekonomicznej i strefie przyległej, bez konieczności uzyskania zgody nadbrzeżnych państw.

6. Przeciwnicy ratyfikacji i ich argumenty.
 Przeciw ratyfikacji konwencji występuje silna i bardzo zdeterminowana opozycja konserwatywna, z głównym ośrodkiem w Senacie, gdzie skupia grupę kilkunastu republikańskich senatorów z Inhofe’em na czele. Udało jej się przeciągnąć na swoją stronę część senatorów z Komisji Spraw Zagranicznych głosujących za przyjęciem konwencji, którzy teraz mówią o konieczności dokładniejszego zbadania tematu i analizy wszelkich zagrożeń.  Nieprzychylne stanowisko wobec ratyfikacji wyrażają też różne konserwatywne lub skrajnie liberalne czasopisma, ośrodki myśli politycznej lub witryny internetowe.  Konwencja jest w nich mocno demonizowana i przedstawiana wręcz jako narzędzie ONZ lub enigmatycznego „rządu światowego” do złamania suwerenności USA. Wobec tego powinnością prawdziwego Amerykanina jest doprowadzenie do odrzucenia konwencji przez Senat lub, w skrajnych przypadkach, do wycofania podpisu pod nią.

Wśród powodów czyniących przystąpienie przez USA do konwencji szkodliwym wymieniane są:
1. Zagrożenia „tradycyjne”, pochodzące jeszcze z czasów administracji Reagana. Chodzi tu głównie o transfer technologii, który zdaniem przeciwników konwencji mimo odrzucenia jego przymusowego charakteru dalej ma stwarzać niebezpieczeństwo przechwycenia przez wrogów USA potencjalnie niebezpiecznej technologii (np. dotyczącej okrętów podwodnych).

2. Zagrożenia związane z prawem nieszkodliwego przepływu. Według przeciwników traktatu, zastrzeżenia dotyczące nieszkodliwego przepływu, a konkretnie działalności wywiadowczej i przepływu okrętów podwodnych, zawarte w art. 19 i 20 konwencji są dla Stanów Zjednoczonych niekorzystne. Działania te z uwagi na swoje znaczenie dla bezpieczeństwa USA powinny pozostać dozwolone „za wszelką cenę”.

3. Rozszerzenie międzynarodowej jurysdykcji o kolejny sąd, mianowicie Międzynarodowy Trybunał Prawa Morza. USA nie powinny poddać się jego jurysdykcji, byłoby to bowiem naruszenie ich suwerenności (podobnie jak w przypadku Izraela i rozpatrywania sprawy muru na Zachodnim Brzegu przez MTS). Argument ten zdążył się już zdezaktualizować, ponieważ administracja Busha za instrument rozwiązywania sporów wyłącznie trybunały arbitrażowe.

4. Zagrożenie dla PSI. Konwencja, która wg Lugara poprawi skuteczność amerykańskiej marynarki i wzmocni pozycję USA w forsowaniu własnych rozwiązań antyproliferacyjnych, według jej przeciwników zakazuje zatrzymywania podejrzanych statków, co niszczy samą podstawę inicjatywy. Poza tym brak określenia zakresu „działalności wojskowej” spowoduje przypuszczalny sprzeciw obcych państw wobec definicji amerykańskiej.

5. Fiskalne kompetencje ISA. Opłaty pobierane przez Organizację Dna Morskiego są przez przeciwników konwencji traktowane jako podatki, co jest powodem do oskarżania ISA o bycie agenturą ONZ i naruszania najbardziej podstawowego obszaru suwerenności państw. Spotkało się to ze zdecydowaną odpowiedzią Lugara, który sprzeciwił się takiemu rozumowaniu i dodał, że po ratyfikacji USA zyskałyby po ratyfikacji prawo weta wobec każdej niekorzystnej dla nich decyzji finansowej.

6. Brak konieczności wiązania się konwencją. Stany Zjednoczone i tak korzystają z większości postanowień konwencji, na podstawie własnych deklaracji lub prawa zwyczajowego. Nie ma więc potrzeby dalszego wiązania się zobowiązaniami, które w przyszłości mogą okazać się niekorzystne.

Podsumowanie

Ogólnie w stanowisku Stanów Zjednoczonych wobec konwencji z Montego Bay można wyróżnić kilka podstawowych tendencji. Pierwszą jest traktowanie treści konwencji w sposób – akceptacja postanowień korzystnych lub neutralnych, natomiast sprzeciwianie się artykułom mogącym potencjalnie naruszyć potencjalne interesy USA. Druga natomiast opiera się na tradycyjnej rezerwie Stanów Zjednoczonych wobec wiązania się normami prawnomiędzynarodowymi – USA w praktyce przestrzegają w zasadzie wszystkich postanowień konwencji, ale wynika to tylko z ich jednostronnych deklaracji, które teoretycznie w każdej chwili mogą być cofnięte. Z tego punktu widzenia ratyfikacja nie jest dobrym wyjściem, oznacza bowiem przymuszenie państwa do przestrzegania pewnych norm, których złamanie może skutkować negatywnymi konsekwencjami. Ma to źródło w swoistej mocarstwowej optyce USA wobec rzeczywistości międzynarodowej – jako państwo o największym potencjale gospodarczym i militarnym i przez to ciągle narażone na niebezpieczeństwo, Stany Zjednoczone z reguły nigdy nie widziały wielkiej potrzeby aktywnej, równoprawnej współpracy międzynarodowej, traktując ją albo jako rzecz zbędną, albo jako wystawienie się na ciosy. Trzecią tendencją natomiast jest instrumentalizacja deklarowanych korzyści lub zagrożeń wynikających z przyjęcia konwencji w zależności od realiów międzynarodowych – od zagrożenia ze strony bloku wschodniego za Reagana, przez zabezpieczenie interesów morskich za Clintona po wsparcie dla wojny z terroryzmem za Busha. Podejście to może wydawać się trochę cyniczne, jednak, zważywszy na wspomnianą już niechęć wobec zobowiązań prawnomiędzynarodowych i wyczulenie na punkcie własnego bezpieczeństwa, jest w pełni zrozumiałe  
Szybkie przyjęcie przez Stany Zjednoczone konwencji wydaje się być mało realne – ciągle zbyt duża jest opozycja konserwatywnych republikanów i, co za tym idzie, konserwatywnego elektoratu. Ewentualny zwrot może nastąpić po przetasowaniach w republikańskiej części Senatu i zastąpieniu „nieprzejednanych” bardziej ugodowymi senatorami lub zdobyciem większości w izbie przez przychylnych ratyfikacji demokratów. Być może stanie się to już po tegorocznych wyborach parlamentarnych, ale nie jest to rzecz pewna, ani nawet prawdopodobna do oszacowania.


Prosimy kliknąć tutaj, aby przeczytać pierwszą część artykułu.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl