Kaczyński przegrał czy Tusk wygrał?

24-10-2007

Autor: Grzegorz Rolecki

Wicepremier i minister rolnictwa Waldemar Pawlak oznajmił, że prowadzi rozmowy z szefem rządu Donaldem Tuskiem w sprawie stworzenia funduszu finansowego, który gromadziłby środki na ZUS i KRUS. Zapowiedział również zasadniczą reformę tej ostatniej. Tego samego dnia premier odbywał spotkanie z ministrem finansów Zbigniewem Chlebowskim.


Te, jak na razie, fikcyjne zdarzenia to całkiem prawdopodobny scenariusz najbliższych miesięcy. Scenariusz już nie tylko stricte polityczny, ale dotyczący całego państwa, bo chodzi przecież o skład i działania rządu. Wymieniłem trzech jego ewentualnych członków, z których jeden, ten najważniejszy, ma teraz objąć funkcję premiera. Donald Tusk zrobi to na 95 procent. Liczby stu lepiej nie wykorzystywać, bo dwa lata temu Jarosław Kaczyński też miał być szefem stuprocentowym. I był – tyle że ówczesnego premiera. Tusk więc czegoś, co sam wraz ze społeczeństwem krytykował, powielać nie może.

Podczas tych wyborów mieliśmy do czynienia nie z wyścigiem partii, a ich liderów. Przy czym jeden z nich dopiero na ostatnich metrach pokazał społeczeństwu, że rzeczywiście tym liderem jest. Jarosław Kaczyński zachował się jak królik, który widząc swoją przewagę w biegu nad żółwiem, urządził sobie odpoczynek pod drzewkiem. Zdziwiony, jak dobrze wykorzystał ten czas powolny żółw, zaczął uciekać się do nieczystych metod. Ani jednak CBA, ani huczenie o śmiercionośnych (dosłownie) prywatyzacjach szpitali nie naprawiły błędów kampanii PiS. Kontrowersyjny termin ujawnienia nagrań Sawickiej to ewidentny błąd. PO zręcznie odbiło piłeczkę – żenujący spektakl bohaterki, ale każący podejrzewać, że to państwo doprowadza ją do przestępstwa. No i wreszcie błąd dużo wcześniejszy – dyskredytowanie „żółwia” Tuska i odkładanie debaty, która miała być wisienką na torcie, a była gwoździem do trumny.

Samoobrona i LPR podczas współrządzenia z PiS miały okazję do zaprezentowania się społeczeństwu. Okazję wykorzystały i dlatego do Sejmu nie weszły. Prawo i Sprawiedliwość także zapłaciło za tę przyjaźń słoną cenę u społeczeństwa. Zwłaszcza młodszej jego części, bo to głównie oni, przyszłe i obecne „wykształciuchy” zmobilizowali swoje siły wyborcze.

Był jeszcze trzeci lider – Aleksander Kwaśniewski na czele LiD. Lewica wypadła jednak poniżej własnych oczekiwań, a b. prezydent wziął odpowiedzialność na siebie. Słusznie! Oto kalendarz jego działalności podczas kampanii:

22 września – wpadka w Kijowie,
1 października – miałka debata z Kaczyńskim,
9 października – „choroba filipińska” w Szczecinie,
15 października – niezła debata z Tuskiem, ale Kwaśniewski wciąż u ludzi płynie na fali kijowsko-szczecińskiej,
19 października – przeprosiny.
21 października – wybory parlamentarne i 13 % dla Lewicy i Demokratów.

Niewątpliwie sympatyczny Aleksander Kwaśniewski zawiódł. Trzeba mu jednak przyznać, że był liderem i postacią wyrazistą LiD. Kto teraz? Borowski, Olejniczak, Szmajdziński? Tego nie wiem. Partia w obawie przed „pożarciem”, raczej nie będzie szła w koalicyjność. Postawią na indywidualizm i wierność „Stu konkretom”.

Pozostaje jednak pytanie – czy to PiS przegrał, czy Platforma wygrała? PiS przegrał nie dwoma ostatnimi latami, ale błędami w kampanii wyborczej. PO wygrało nie dwoma ostatnimi latami, ale ostatnią prostą kampanii. Z jakością sprawowania władzy przez PiS jest problem taki, że zweryfikować ją może, swoimi rządami, tylko i wyłącznie Donald Tusk.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.