„Pamiętam te arkusze i moje bezbrzeżne zdumienie – mówi nasz rozmówca – bo patrzę i widzę, że prawie 60 proc. sympatyków PiS odpowiedziało, że komisje śledcze nie mają dla nich znaczenia, że wszystkie wpadki i afery PiS też nie mają znaczenia, bo oni i tak zagłosują na partię Kaczyńskiego. Cokolwiek by się działo”. Oto wyborca idealny – premier dopracował się takich zwolenników, którzy w każdych okolicznościach oddadzą na niego głos, bez względu na to, jak funkcjonuje rząd PiS.
Niespełna miesiąc temu miałem sposobność zapoznać się z tymi arcyinteresującymi wynikami badań, stwierdzającymi poparcie dla PiS i bezbrzeżne zdumienie w przypadku socjologa, w moim przypadku przerosło w absolutną pewność, dlaczego ta pokrętna i zadziwiająca gorliwość wyznawanych poglądów była tak stabilna i niezachwiana oraz dlaczego socjolog młodego pokolenia zaskoczony był twardym elektoratem.
Można by polemizując w sposób nieskrępowany i zupełnie spokojny z dyżurną tezą socjologa wyrażającego swoje zdanie w artykule zatytułowanym „Kto zagłosuje na PiS” pokusić się o samonasuwającą się odpowiedź, która byłaby jednoznacznym i literalnym stekiem określeń pejoratywnych, katastrofalnie negatywnych i będących wyrazem ponadnormatywnego, skrajnego czarnowidztwa. Wizja byłaby fatalna. Stałoby się wówczas jasne, że przyczyną nadmiernej gorliwości jest zwyczajny fanatyzm i zapatrzenie w charyzmatycznego lidera, czyli jak jawnie sugeruje reprezentant młodzieżowej generacji. Ale nie będę się skupiał na odpowiedziach porażających ograniczeniem mentalnym i prostotą rozumowania o korzeniach troglodycznych.
Metodą udzielania banalnych odpowiedzi na nietypowe tezy doszlibyśmy bowiem do absurdów przerastających rozumowanie i ordynarną prostotę cechującą same pytania, dlatego proponowałbym prześledzić wszystko od prapoczątku pozostawiając odpowiedzi i skoncentrować się już na odpowiedziach głoszonych przez wszystkowiedzącego socjologa zapatrzonego na swoją intuicyjną trafność przewidywalności.
Czy zgodzić się można z pierwszym, arbitralnie i autorytarnie brzmiącym stwierdzeniami w rodzaju „Na tych wyborcach, jak widać, żadnego wrażenia nie zrobiły zeznania Janusza Kaczmarka, bezprawne aresztowania, kłamstwa Zbigniewa Ziobry. Nic. Nie wzruszyły ich ataki rządu na lekarzy i na pielęgniarki, podsłuchy ani awantury. Dlaczego? Co takiego się stało, że PiS ma twardy elektorat, którego nic nie jest w stanie naruszyć?”.
Choć pobieżne i wyrywkowe interpretowanie wyników badań doprowadzić może do paradoksalnych stwierdzeń, o tyle gruntowne i rzetelne przestudiowanie unaocznia nam żelazne prawa logiki, którą kierują się pisowcy.
Można by deklaratywnie stwierdzić, że rzeczywiście żadnego wrażenia nie zrobiły zeznania Janusza Kaczmarka i bezprawne aresztowania oraz kłamstwa Zbigniewa Ziobry. Nie wzruszyły ich również ataki na lekarzy i pielęgniarki ani podsłuchy czy awantury.
Teraz odpowiem dlaczego, choć osobiście uważam, że polemizowanie z nachalnie forsowaną próbą relatywizacji rzeczywistości na własną modłę i tezą postawioną przez autora tekstu jest rzeczą zbędną, ponieważ jednostronne, tendencyjne i insynuacyjne postrzeganie z pogranicza podkategorii oskarżycielskiej denuncjacji i prawdopodobnych hipotez pokrewnych abstrakcji sugerujących dyżurną tezę daje nam oczywisty dowód, żeby wątpić w jego wiarygodność, zakładać podstęp, a daje asumpt natomiast, żeby podważać i zanalizować stronniczy i tendencyjny pogląd.
Przystąpmy więc do sposobu rozumowania normalnego człowieka i naturalną metodą wykazywania odpowiedzi po zadanych pytaniach, o czym chyba się zapomniało podczas lingwistycznej szarży wywołanej rozumowym objawieniem.
Zwolennik PiS nie jest zainteresowany zeznaniami Janusza Kaczmarka, ponieważ nie jest zainteresowany ogólnymi zeznaniami człowieka pozbawionego jakiejkolwiek wiarygodności, co zostało prawnie wykazane i skatalogowane przez prokuraturę, jako ewidentne przestępstwo. Czy więc przypisywanie słuszności patologicznemu i notorycznemu kłamcy mogłoby w jakiś sposób zmodyfikować dotychczasowe przekonania? Nie.
Właśnie dlatego sympatyk PiS pozostaje niewzruszony zeznaniami Kaczmarka. Żeby wprowadzić w sprawę dozę pikanterii, dodam tylko, że Janusz Kaczmarek się przyznał do mijania z prawdą. Myślę więc, że fakt oczywisty niweczy jakiekolwiek nieczytelne teoretyzowanie.
Zwolennika PiS nie bulwersują również bezprawne aresztowania, bo bezprawne aresztowania byłyby same ścigane przez prokuraturę z czystym prawem logiki nie pomijając oczywiście litery prawa, a kłamstwa Zbigniewa Ziobry nie są niczym innym, jak stwierdzalnym przy bliższym i pogłębionym przyjrzeniu najwyżej nietrafnym sformułowaniem lub też blefem autora, bo prokurator generalny z samej zasady, chcąc świecić przykładem i nie niweczyć swojego autorytetu niską kompetencją oraz brakiem wiarygodności, nie może się dopuszczać kłamstw dokonujących się w majestacie praworządności i sprawiedliwości. Pomijając już oczywiste i udowodnione fakty, że Zbigniew Ziobro swoim dotychczasowym postępowaniem jest jawnym zaprzeczeniem kłamcy, a wyróżnia się wyjątkową przyzwoitością, a nawet szlachetnością godną rycerskich herosów, co udowadniają słupki poparcia i poziom zaufania publicznego. Jednakże dla zobiektywizowania oskarżeń, można ewentualnie przypisać, że niejednokrotnie w swoich zdecydowanych i radykalnych sądach posuwa się do semantycznych nadużyć i oczywistych oczywistości dla niektórych niezbyt jasnych. Retoryka Zbigniewa Ziobry balansuje bowiem na cienkiej granicy dosłowności i dwuznaczności, co czasami nietrafnie i nieopatrznie wymyka się z spod kontroli, jak przystało na świadomego własnych słów, zaangażowanego emocjonalnie, człowieka aktywnego w prześledzonych dochodzeniach.
Wzruszenie będące wynikiem ataku rządu na pielęgniarki również nie mogły mieć miejsca, ponieważ rząd sam przyjmował manifestację strajkujących lekarzy pod swoimi drzwiami, a nie wykorzystał totalitarnego aparatu i policyjnej milicji obywatelskiej stylizowanej na nazistowskie Niemcy, jak wielokrotnie insynuowano w zajadłych kampaniach i froncie antypisowskim. Rząd nie zaprezentował co prawda miłosierdzia i nadmiernej wyrozumiałości dla zbuntowanych mas rozjuszonych pielęgniarek, ale tylko dlatego, że zgodnie z opinią obywateli uważał motywacje buntu za bezpodstawne.
Przyjęcie naczelnej tezy autora oznaczałoby, bowiem, że mamy do czynienia z bandą zimnych i surowych obserwatorów, którzy nie są zaangażowani w ludzkie spory, gardzą własnym otoczeniem i skłonni są na domiar złego, do skandalicznych i sadystycznych tendencji, żeby lekarzy i pielęgniarki dodatkowo upokarzać. Zadziwiająca, co samobójcza teza pełna patetyzmu i populistycznej perspektywy umazanej w gorzkim sosie zawistności. Perspektywa płaska, prosta, sformatowana w mikro pigułkę. Do tego bezprzyczynowo nastawiona antyobywatelsko. Jątrząco, podejrzewająco, wątpliwo i wszystko wbrew ludziom.
Pisowcy musieliby być bandą zdegenerowanych i zdeprawowanych antyobywatelskich anarchistów czerpiących uciechę z nieuczciwego osądzania dobrych obywateli, wielbiących karczemne awantury pełne inwektyw, łżących kłamców w odbiornikach, oraz nieprzestrzegający elementarnej uczciwości cechujących wszystko powyższe.
Zwolennicy PiS musieliby stanowić zmasowany ruch oporu, zaślepionych fanatyzmem ultra chrześcijańskich niewolników, wyznających kult Wielkiego Jarosława, prymitywną tłuszczą niezorientowanych politycznie pokrzykiwaczy, sycącej swoją dewiacyjną umysłowość przejawami agresji, przemocy słownej i konfliktów.
Czy założenie, że człowiek uwsteczniony intelektualnie, świadomie podejmowałby irracjonalne decyzje, lub czy człowiek chory psychicznie zachowywał się w sposób demokratycznie poprawny politycznie? Tak. Ale o tym autor niestety nie wspomina, a szkoda, bo podebatowałbym z tą tezą w sposób równie nieskrępowany, co ofensywny.
Co do podsłuchów, faktem było wykorzystywanie i używanie tej niekonwencjonalnej metody lekkiego szantażu, ale stwierdzając, że kontrolowana inwigilacja mająca zapewnić bezpieczeństwo i starająca się nie dopuszczać do czynów karalnych, jest standardowym i nowoczesnym sposobem uniknięcia nieprzyzwoitości i kontrowersyjnym sposobem egzekwowania prawa, które odnosi ogromną skuteczność i jest jeszcze potwierdzone dowodem skłania wyłącznie do przyznania, że rząd jest bardzo przewidujący, zaradny na przyszłość, posiadający system obronny służący do demaskowania jawnych przewinień w myśl zasady, kto nie ma nic do ukrycia, nie musi się obawiać i doskonale realizuje model państwa w szczegółach nawet przemyślanego.
Co do awanturniczości przejawiającej się pod rządami PiS krakowskim targiem można by zgodzić, ale należy zapamiętać zasadniczą różnicę, że to PO atakowało, bo jest naturalnie w opozycji. Inne rozwiązanie musi być wyłącznie wynikiem konsekwentnie przeprowadzanej propagandy antypisowskiej ze strony PO, która umiejętnie i sprawnie dopuściła się odwrócenia kota ogonem.
W dalszej części swojego monotematycznego monologu autor przedstawia czarny obraz rzeczywistości, w której statystyczny pisowiec czuje się zagubiony, zdezorientowany i nie angażuje się społecznie idąc do urn.
Dlaczego więc autor dziwi się wcześniej, że elektorat jest twardy i głosuje w sposób zdecydowany?
Założę wyłącznie abstrakcyjną tezę o wysokim stopniu nieprawdopodobieństwa, że może jest doskonale przekonany, co do własnych poglądów, fenomenalnie wręcz rozumie dokonania i postępowania władzy i właśnie, dlatego z podwójnym zaangażowaniem pójdzie do wyborów, które ostatnio przecież przyniosły PiS zwycięstwo. I rzeczywiście po ostatnich doniesieniach elektorat PiS zwiększył się dwukrotnie, choć oczywiście musiał oddać pola pod napływem zmasowanej napaści i kampanii negatywnej.
Dlaczego sympatycy PiS stają zwartym szykiem niczym ciężkozbrojna armia ludzi gotowych oddać życie w imię słusznej idei i stanowią stabilny monolit o wielkiej wytrzymałości? Myślę, że udzielanie na to odpowiedzi nie ma najmniejszego sensu.
Inną tezą autora jest stwierdzenie, że w grupie wyborców PiS dominują osoby o skłonnościach autorytarnych, gorzej wykształcone, starsze, uważające się za ofiary transformacji.
W grupie PO dominują osoby o skłonnościach altruistycznych, wykształcone i młode uważające się za wybrańców. Ani jednego takiego nie znam. Uważam bowiem, że rozsądnie myślący indywidualista nie popierałby z racji wykształcenia i przewagi nad tępym motłochem jakiekolwiek partii a założyłby własną, oraz chcąc zachować elementarne poczucie przyzwoitości nie posuwałby się do cynicznych manipulacji, paskudnych i haniebnych generalizacji, a co najgorsze, udowadniania swoich tez za pomocą uproszczeń i schematów rodem z partyjnych wieców.
Ludzie podpisujący się pod antypisowską opozycją stają się w rzeczywistości opozycją względem samym siebie.
I tym zupełnie neutralnym rebusem pozostawiam do kolejnych wyborów zwolenników PO z triumfalizmem przepełniającym usta w dniu tego ekstatycznego święta, jakim jest zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Dlaczego – w przeciwieństwie do socjologa młodego pokolenia odpowiem w miarę czasu, jak emocje i kampania powyborcza troszkę przycichnie z tej rozgrzanej, euforycznej wrzawy.