W 132-osobowym Parlamencie Autonomii Palestytńskiej szykują się duże zmiany. Ostatnie wybory wyraźnie wygrało radykalne ugrupowanie Hamas, zdobywając 76 mandatów. 43 miejsca przypadły rządzącej dotychczas partii Fatah.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie może rozwinąć się na dwa sposoby. Pierwszym wariantem jest samonapędzająca się spirala nienawiści – Hamas tworzy rząd, nie tracąc jednocześnie nic ze swoich radykalnych poglądów. Radykalizm palestyński wzmacnia prawicę w Izraelu i sprawia, że także i ona się radykalizuje. Wszelkie negocjacje zostają przerwane, finalnym efektem jest definitywny pat w stosunkach bliskowschodnich ożywiany od czasu do czasu atakami samobójczymi, albo kolejna wojna.
Druga droga wydaje się być bardziej prawdopodobna. System polityczny potrafi sobie radzić z radykalizmami. Przykładem na wchłanianie i cywilizowanie takich ruchów może być chociażby Polska, chociaż porównywanie Samoobrony do Hamasu może być traktowane jako nadużycie. Warto jednak spojrzeć nie na skalę i metody walki (oporu wobec legalnej władzy), ale na sposób adaptowania się ruchów radykalnych do wymagań demokracji. Jeżeli Hamas zdecydował się wziąć udział w wyborach i – co więcej – wygrał je, będzie musiał stworzyć rząd i wziąć odpowiedzialność za politykę zagraniczna i wewnętrzną Autonomii. W takiej sytuacji trudno zbrojnie protestować przeciwko linii politycznej utrzymywanej przez siebie samych (chociaż w Polsce to się zdarzyło za rządów premiera Pawlaka). Wygrana w wyborach albo eliminuje Hamas z działalności terrorystycznej, zamieniając go w cywilizowaną partię, albo powoduje jego rozłam na frakcję mniej i bardziej radykalną.
Kolejnym aspektem przemawiającym za „ucywilizowaniem” Hamasu jest fakt, że nie posiada on zbyt wielu ludzi, którzy znali by się na rządzeniu. Taka sytuacja będzie wymagała od bojowników oparcia się (przynajmniej częściowo, w początkowej fazie rządów) na doświadczeniach tych, którzy wiedzą jak to robić – partii Fatah.
Buńczuczne zapowiedzi Hamasu o dalszej walce z Izraelem, brak uznania go oraz odmowa wszelkich negocjacji pokojowych są elementem walki medialnej. Żadna organizacja, która głosiła radykalne poglądy nie może w dniu wygrania wyborów ogłosić, że rozpocznie negocjacje ze swoim największym wrogiem, bo równałoby się to politycznemu samobójstwu.
Zadziwiające są natomiast reakcje Izraela, który odgórnie wykluczył jakiekolwiek rozmowy z nowym rządem palestyńskim. Takie deklaracje oparte głównie na ideologii (Izrael uważa Hamas za organizację terrorystyczną) na pewno nie pomogą w nawiązaniu ewentualnych rozmów. Zamiast deklarować kategoryczne „nie” dla rozmów, co zamyka drogę do pokojowego rozwiązania problemu już na wstępie, Izrael powinien postawić warunki, które uznaje za konieczne do spełnienia (m.in. uznanie państwa Izrael) i włączyć je do negocjacji. Tym bardziej że Hamas nie powinien się dalej radykalizować. Jednocześnie izraelscy politycy powinni rozważyć swoją dotychczasową linię polityczną. Prawda jest taka, że zwycięstwo radykalnych partii czy ruchów nie bierze się z niczego. Jednostronna polityka Sharona odbierająca władzom Autonomii możliwości działania doprowadziła do sytuacji, w której przy zamknięciu legalnych metod jedyną możliwością działania stają się zamachy terrorystyczne i radykalizm.
Autorka jest doktorantką na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego