Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Społeczeństwo / O wolności i solidarności               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
03-06-2009

 

10-05-2009

  4 czerwca dniem wolnym?

10-05-2009

 

29-08-2008

 

26-02-2008

 

31-08-2006

 

31-08-2006

 

+ zobacz więcej

O wolności i solidarności 

19-02-2006

  Autor: Marcin Jurzysta

Swój wywód pragnę rozpocząć od kwestii, która niewątpliwie jest dzisiaj na tzw. topie. Chciałbym bowiem zwrócić uwagę na proces, jaki miał miejsce podczas ostatniej podwójnej kampanii. Nie chcąc wdawać się w ocenę merytoryczną przebiegu owej kampanii, nie chcąc też recenzować programów politycznych partii i ich kandydatów, muszę zwrócić uwagę na jedną kwestię. Mianowicie – z wielkim smutkiem odnotowałem, że w tym kampanijnym okresie nasze społeczeństwo zostało dość poważnie zantagonizowane.

 

 

O wolność i solidarność

Swój wywód pragnę rozpocząć od kwestii, która niewątpliwie jest dzisiaj na tzw. „topie”. Chciałbym bowiem zwrócić uwagę na proces, jaki miał miejsce podczas ostatniej podwójnej kampanii. Nie chcąc wdawać się w ocenę merytoryczną przebiegu owej kampanii, nie chcąc też recenzować programów politycznych partii i ich kandydatów, muszę zwrócić uwagę na jedną kwestię. Mianowicie – z wielkim smutkiem odnotowałem, że w tym kampanijnym okresie nasze społeczeństwo zostało dość poważnie zantagonizowane.

W moim przekonaniu wydarzyła się rzecz bardzo zła, oto bowiem jedne warstwy i grupy społeczne zostały przeciwstawione innym. Oto ludzi majętnych skonfrontowano z ludźmi mniej zamożnymi, ludzi słabo wykształconych z ludźmi mającymi świetne, gruntowne i wszechstronne wykształcenie, a ludzi, którzy nie potrafili odnaleźć swojej szansy w okresie przemian, nastawiono przeciwko ludziom, którym się w życiu powiodło. Z wielkim smutkiem przyznaję, że w ferworze kampanii, zatraciliśmy ową jedność i wspólnotę, jaką prezentowaliśmy w tych trudnych dniach po śmierci Jana Pawła II.

Ta jedność była przecież z Polakami także w Gdańsku 1981 r., gdy krzyczane były słowa: Nie ma wolności bez solidarności. Jak bardzo dosłownie brzmią te słowa dziś. Przecież tylko będąc razem i podejmując wspólne działania, można odnieść sukces na wielu płaszczyznach. Niestety w ostatnim okresie jakże zmieniło się znaczenie tych słów. Wolność jest dziś dla wielu symbolem diabelskiego, wyzutego z wszelkich zasad liberalizmu. Solidarność natomiast sprowadzona została do poziomu socjalnego, żeby nie powiedzieć socjalistycznego rozdawnictwa. Spróbuję zatem odczarować ten mit.

Istota wolności

Zastanawiając się nad istotą wolności, nie można nie wspomnieć o demokracji. Wszak bez wolności nie byłoby demokracji i odwrotnie – to ustrój demokratyczny gwarantuje wolność swoim obywatelom. Sedno tego problemu świetnie ujmuje Jan Paweł II, który w książce Pamięć i tożsamość pisał tak: O ile w ustrojach monarchicznych i oligarchicznych (np. polska demokracja szlachecka) część społeczeństwa (często jego ogromna większość) skazana jest na rolę warstw biernych, czy też podporządkowanych, ponieważ władza spoczywa w rękach mniejszości, o tyle w założeniu demokratycznym to powinno być wykluczone (Jan Paweł II, 2005, s. 135). Tak więc, to aktywni i wolni obywatele powinni kreować demokratyczną rzeczywistość, a nie władza, która narzuca często krzywdzący obywateli porządek. Jest to zatem, jak twierdzi John Locke, wolność do kierowania się indywidualną, własną wolą we wszystkich tych sprawach, co do których nie ma zakazów prawnych (Locke, 1992, s. 170). Nie namawiam tu oczywiście nikogo do uprawiania samowoli, czy też propagowania anarchii. Bycie wolnym nie sprowadza się przecież do zasady „hulaj dusza, piekła nie ma”, ponieważ każda wolna jednostka powinna mieć na względzie dobro innych, funkcjonujących w danym społeczeństwie jednostek. Dlatego nie wolno nam w imię naszej wolności, naruszać czy też ingerować w wolność innych ludzi. Takie bowiem zachowanie powinno spotkać się ze zdecydowanym sprzeciwem i surowymi konsekwencjami. Czy jednak ingerowanie w wolność innych spotyka się z takimi reakcjami? Nie zawsze! Ile razy bowiem jesteśmy świadkami przemocy domowej lub też agresji na stadionach i innych miejscach publicznych? Co najgorsze, na zachowania takie wcale nie reagujemy, zachowując się tak, jakby były one czymś naturalnym. Ileż to razy przymykamy oczy, widząc jak ktoś zamierza prowadzić samochód w stanie nietrzeźwym. Tłumaczymy sobie wtedy: „to nie nasza sprawa”, „po co się wtrącać” .Nie oszukujmy się! W taki oto sposób przyzwalamy na zniewolenie innych ludzi, którzy muszą obawiać się domowych oprawców, stadionowych „szalikowców”, czy pijanych piratów drogowych.

O jakiej wolności pisze natomiast Locke? Najpewniej chodzi mu o wolność ujmowaną jako możliwość swobodnego działania i funkcjonowania w społeczeństwie. Chcę tu zatem wyraźnie podkreślić, że tylko wolni, nieskrępowani kulturowo-światopoglądowym kontekstem obywatele, będą w stanie prawdziwie i aktywnie uczestniczyć w budowaniu demokracji swego społeczeństwa i państwa. Niestety, z takim ujęciem wolności chyba dziś nie mamy do czynienia. W dalszej części będę pisał o potrzebie budowania społeczeństwa obywatelskiego. Prawdopodobnie pierwszą przyczyną tego, że dziś w zasadzie nie ma u nas społeczeństwa obywatelskiego, jest właśnie ta zła skłonność państwa wobec obywateli. Ciągle inwigilowani, oceniani i „prześwietlani” na każdym kroku obywatele, nigdy nie będą chcieli na rzecz tego państwa działać i z czasem popadać będą w alienację, co (ze smutkiem muszę stwierdzić) już się dzieje, a czego przykładem jest niska frekwencja w ostatnich wyborach.

Z kategorią wolności niewątpliwie łączy się też kwestia własności. Aspekty te wiążą się, czy nawet wynikają z siebie, co dogłębnie obrazują słowa Locka: człowiek dysponuje własnością swej osoby (…) Możemy więc powiedzieć, że praca jego ciała i jego rąk słusznie należy do niego. Cokolwiek więc wydobył on ze stanu ustanowionego i pozostawionego przez naturę, złączył ze swą pracą i przyłączył do tego, co jest jego własne uczynił [to] swą własnością (Locke, 1992, s. 181-182). Filozof wskazuje tu zatem jednoznacznie, że wolność człowieka wyraża się także w możliwości zachowania tego, co wytworzył lub uczciwie zgromadził. Należałoby tu zastanowić się jak często dochodzi, także niestety u nas w Polsce, do naruszania wolności w tymże aspekcie. Przecież pomysły w stylu 50% podatku, czy też podatku od lokat bankowych, są jednym z wielu przykładów zamachu na własność prywatną, a więc, co za tym idzie, na własność każdego z nas. Zdaję sobie sprawę, że takie ujęcie wolności wielu analityków żywo kontestuje. Należy do nich m.in. Wojciech Sadurski – czołowy przedstawiciel polskiej myśli socjalliberalnej. Sadurski w eseju Wolność, własność i egoizm pisze mianowicie tak: Nie szafowałbym tym stałym oskarżaniem państwa o „kradzież”, gdy odciąga podatki na cele między innymi opieki społecznej, bo „kradzież” to odebranie tego, co prawnie do nas należy, a prawnie do nas należy to, co zostaje nam po spełnieniu obowiązków wobec innych. Obowiązki te, w państwie demokratycznym określamy wspólnie, głosując na partie, które najlepiej wyrażają nasze przekonania o obowiązkach wynikających ze sprawiedliwości. Tak jak nie jest naruszeniem czyjejś wolności uniemożliwienie mu prowadzenia samochodu po pijanemu, tak nie jest naruszeniem własności („kradzieżą”) wyegzekwowanie obowiązków wynikających z demokratycznie przyjętych zasad (Sadurski, 2003, s. 83). Szanując oczywiście poglądy Pana Profesora, nie mogę zgodzić się z przedstawianą przez niego tezą. Owszem, tak jak wolność nie może być mylona z samowolą, tak też własność nie może być wartością przypisaną tylko jednostce, do której ona należy, lub przez którą została ona wyprodukowana. Jednak należy obiektywnie stwierdzić, że państwo nie zawsze mądrze redystrybuuje środkami wytwarzanymi przez warstwy posiadające. Często bowiem środki te, przeznaczane są na wspieranie ludzi, którzy po prostu na to nie zasługują (wątek ten poruszę w dalszej części wywodu). Dlatego zatem, to że o pobieraniu podatków mówi się w kategoriach pejoratywnych, nazywając to „kradzieżą”, uważam za w pełni uzasadnione.

Zatem wolność to nie ideologia ani znak rozpoznawczy bezdusznych liberałów. Wolność to z jednej strony natura, z którą każdy z nas się rodzi, z drugiej zaś – wielkie, nienaruszalne prawo każdego człowieka. Owa natura i owe prawo może być realizowane tylko w demokratycznych warunkach. Tylko wtedy, człowiek będzie w stanie wykorzystać wszystkie swoje talenty, by rozwijać się duchowo, umysłowo i materialnie. Rozwój ten, będzie jednak możliwy w momencie, gdy państwo nie ulegnie pokusie zaglądania do naszych sumień, łóżek i portfeli.

Czym jest solidarność?

Tak oto, w dość płynny sposób przeszliśmy do kategorii solidarności społecznej. Z kwestią tą nieodłącznie związane jest pojęcie społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego? Albowiem tylko w społeczeństwie obywatelskim możliwe jest działanie niezależnych związków, instytucji i stowarzyszeń, które to wolne od ingerencji państwa, w najskuteczniejszy sposób wpływają na rozwój jednostek (Dziubka, 2000, s. 546-547). Tak jak zaznaczyłem wcześniej, tylko działając razem, można naprawdę wiele osiągnąć. No właśnie, jak to z tym wspólnym działaniem u nas jest?

W swym inauguracyjnym przemówieniu John Kennedy powiedział: Nie pytaj co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj co ty możesz zrobić dla swojego kraju. Jak bardzo przydałoby się skierowanie takich słów do Polaków. Ktoś być może oburzy się i zwróci uwagę, że przecież gremialnie uczestniczymy w wielkich obywatelskich akcjach, jak np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, chętnie też za pomocą esemesów bierzemy udział w różnego rodzaju zbiórkach charytatywnych. Z tym faktem nie polemizuję, na pewno to się nam chwali, ale niestety to zbyt mało! W życiu codziennym wolimy przecież oglądać się na władzę, a nasza aktywność ogranicza się jedynie do tego by ciągle krytykować i recenzować każde rozwiązanie. Ludzie przyzwyczaili się niestety do swej bierności, czy nawet czasami bezradności, jest im z tym dobrze, gdyż najwygodniej im jest zamknąć się w czterech ścianach i czekać na przysłowiową „mannę z nieba”. Trudno nie zgodzić się więc z opinią Tomasza Lisa, który w książce Co z tą Polską? pisze tak: Minęło kilkanaście lat. Dalej robimy swoje. I także na tym polega problem. Bo program skrojony jak ulał na czasy, w których państwo nie było nasze, nie przystaje do czasów, w których państwo jest nasze jak najbardziej (Lis, 2003, s. 57).

Chciałbym teraz przejść do sprawy dla naszych rozważań zasadniczej, choć nie ukrywam – sprawy jednocześnie bardzo dyskusyjnej. Powstaje bowiem pytanie, na ile pojęcie solidarności społecznej umieścić mamy w wąskich ramach solidaryzmu. Pozwolę sobie tych słów nie używać zamiennie, mając nadzieję iż szerszy aspekt solidarności w dotychczasowej wypowiedzi już wyjaśniłem.

Czym zatem jest solidaryzm? Politologiczna definicja tego słowa mówi, że jest to kierunek społeczno-polityczny, głoszący naturalną wspólnotę interesów różnych grup, warstw społecznych w państwie, niezależną od statusu ekonomicznego zawodowego (Dziubka, 2000, s. 545). Do czego w takim układzie powinien sprowadzać się ów solidaryzm? Pierwsze skojarzenie zawiedzie zapewne do przeświadczenia, iż to warstwy zamożniejsze powinny, czy nawet muszą, oddawać część zgromadzonych dóbr na rzecz tych, którzy posiadają mniej. Skojarzenie to jest nie tyle uproszczone, co błędne, choć niestety praktykowane przez kolejne rządy. Dzielenie się, jest zapewne szlachetne i chwalebne, ale absolutnie nie powinno być zgody na oddawanie części swych dóbr w ciemno. Nieetycznym jest przecież pobieranie przez państwo wysokich podatków od ludzi kreatywnych, dających miejsca pracy, „tyrających” częstokroć od rana do nocy. Tym bardziej jest to nieetyczne, zważywszy na fakt niewłaściwego pożytkowania tych pieniędzy. Otóż podatki płacone przez nas wszystkich zamieniają się na zasiłki przeznaczane dla „kombinatorów”, „leni” i alkoholików, którzy (jeśli się dobrze przyjrzeć) nie żyją wcale tak ubogo, a ich najciekawszym zajęciem jest intensywne myślenie… ile by tu jeszcze od państwa „wyskubać”. Jest to nieetyczne także z tego powodu, iż tych ludzi, którym chce się pomóc wypłacając zasiłki, tak naprawdę bardzo się krzywdzi. Uczy ich się bowiem niezaradności, pokazuje, że patologie w jakich żyją są przez państwo tolerowane. Państwo po prostu demoralizuje tych ludzi i mówię to z pełną odpowiedzialnością. W ludziach tych zatracają się bowiem takie wartości jak odpowiedzialność, obowiązkowość, pracowitość.

Przecież nie można karać za kreatywność i zapobiegliwość, a nagradzać za lenistwo, kombinatorstwo, czy nawet bezradność. Dziś bowiem wytworzyła się dziwna sytuacja, kiedy to bardzo opłaca się być biednym, natomiast człowiek zamożny musi się swej pozycji wstydzić. Nie chcę tu oczywiście być źle zrozumiany, nie lansuję tezy, że z ludźmi nie warto się dzielić. Ponieważ trzeba i warto to robić. Podatnik musi jednak wiedzieć komu i na co oddawane są jego ciężko zarobione pieniądze.

Definicja solidaryzmu, którą wcześniej przytoczyłem bardziej niż do często nieuzasadnionego, rozdawnictwa socjalnego, powinna raczej odnosić się do tego, co dzisiaj nazywa się wyrównywaniem szans. Mechanizm owego wyrównywania szans powinien sprowadzać się przede wszystkim do edukacji. Funkcjonujemy bowiem w takich czasach i w takiej sytuacji geopolitycznej, kiedy gruntowne, dobre i wszechstronne wykształcenie jest nieodzowne, by zaistnieć na rynku pracy. Dlatego więc jestem zdecydowanym zwolennikiem solidaryzmu ujętego w sferze wyrównywania dysproporcji edukacyjnych. Niestety, z tym właśnie u nas jest bardzo krucho. Na problem ten, wskazuje też Tomasz Lis mówiąc: Nie mamy w Polsce żadnej równości szans, bo miliony polskich dzieci już na starcie nie mają żadnych szans. Nie tylko nie są w stanie dociągnąć do rówieśników z innych krajów, ale jeszcze zanim wejdą w dorosłe życie mogą co najwyżej oglądać plecy rówieśników ze swojego kraju (Lis, 2003, s. 94). Wyrwanie młodych ludzi z takiej stagnacji, przecięcie możliwości dziedziczenia biedy, powinno stać się dziś priorytetem każdego rządu i nas wszystkich. Nie mam żadnych, najmniejszych nawet wątpliwości, że w imię takiej sprawy każdy z nas z ochotą i dumą zechciałby się opodatkować.

Drugim elementem solidaryzmu w sferze wyrównywania szans są kwestie demograficzno-gospodarcze. Znów pozwolę odwołać się do analizy Tomasza Lisa, gdyż stawia w niej trafną diagnozę sytuacji, o której chcę teraz mówić. Lis bowiem twierdzi, że Już teraz wiadomo, że zyskają najlepsi – znowu Warszawa, Poznań, Kraków, Wrocław i Trójmiasto. Popegeerowskie Pomorze Zachodnie, zachodnie województwa przygraniczne (opolskie, lubuskie, dolnośląskie) i Wschód z jego niskotowarowym rolnictwem, zyskają niewiele, albo stracą. Ci co mają nieźle, albo dobrze, będą mieli jeszcze lepiej. Tym, którzy mają pod górę wspinaczka będzie przychodziła z jeszcze większym trudem (Lis, 2003, s. 84). Jest to zapewne problem, z którym każdy kolejny rząd powinien się zmierzyć. Takiej sytuacji nie można przecież zostawiać nierozwiązanej. Świetnie zdawał się rozumieć ten problem wicepremier Jerzy Hausner, który wymyślił i dążył do wprowadzenia Narodowego Planu Rozwoju. Plan ten, mimo że nie pozbawiony był pewnych mankamentów, zakładał jedną arcyfundamentalną rzecz, jaką było w miarę precyzyjne określenie strategii zrównoważonego rozwoju społecznego i gospodarczego (2003, s. 1). Strategia ta sprowadzała się do przeświadczenia, iż jeśli mamy się rozwijać i przynajmniej próbować doganiać zachodnią Europę, to musimy przede wszystkim wyrównać szanse gospodarcze u nas w kraju. Wyrównanie tych szans upatrywał Hausner nie w bezsensownym dotowaniu nierentownych przedsiębiorstw, ale w stworzeniu warunków rozwoju gospodarczego tam, gdzie warunków tych nie ma, a są natomiast wielkie rezerwy i wielkie możliwości. Przecież mamy w Polsce tereny, (jak np. Podkarpacie) gdzie warto inwestować, a mimo wszystko, mieszkańcy tam żyjący borykają się z dużym bezrobociem. Dlaczego tak się dzieje? A no dlatego, że nie ma tam stworzonych odpowiednich warunków, jak np.: odpowiednie połączenia komunikacyjne (opłakany stan naszych dróg i autostrady w powijakach), nieprzychylność lokalnych władz (doktrynalny sprzeciw dla hipermarketów, prohibicja), nieodpowiednie działania promocyjne niektórych regionów. Narodowy Plan Rozwoju zakładał, iż na animację działań mających na celu tworzenie owych warunków, pozyskane zostaną środki z unijnych funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności, ale również potrzebny będzie wkład własny (2003, s. 8). Oczywiście wkład własny byłby z naszych, krajowych dochodów. I tu znów nasuwa się pytanie, czy ktoś oburzałby się, że z części jego dochodów finansowane są inwestycje drogowe, środowiskowe czy marketingowe, przyczyniające się w niedługim czasie do wzrostu zatrudnienia w regionie w którym żyje? Myślę, że nie. Uważam wręcz, że każdy z entuzjazmem wsparłby takie działania, nawet jeśli wiązałyby się one z okresowo wyższym opodatkowaniem. Tylko niestety, u nas o solidaryzmie w takiej postaci, niestety nie może być mowy. Hausner, niedostając wsparcia nawet od swego dawnego politycznego zaplecza, odszedł w niesławie. Inni politycy boją się dotykać problemu. Wolą pozostawiać status quo, i nie robią nic, by niwelować podział na Polskę A, B czy nawet C. Czasem nawet myślę sobie, że niektórzy w utrzymywaniu takiego podziału upatrują swe żywotne interesy.

Podsumowując – uważam, że w ostatnim czasie wydarzyła się w Polsce rzecz bardzo zła, albowiem ludzie znów stanęli przeciwko sobie. Głęboko ubolewam nad tym, że podczas ostatniej kampanii szczytna idea solidarności została wykorzystana do rozpalania podziałów społecznych. Zamiast zachęcać do budowania mostów jedności, w kampanii tej wzniesiono mury podziałów. A przecież Jan Paweł II mówił, że solidarność to jeden i drugi, nigdy jeden przeciw drugiemu.

Każdy dzień stawia przed nami nowe wyzwania, aby im sprostać musimy działać wspólnie. Wspólnie, to znaczy właśnie jeden z drugim, przedsiębiorca z robotnikiem, ksiądz z intelektualistą, lewicowiec z prawicowcem. Tylko wtedy osiągniemy sukces. Wolność i solidarność to nie ogień i woda, te wartości można połączyć. Przecież tylko człowiek wolny będzie prawdziwie solidarny, tylko człowiek solidarny, potrafił będzie zrobić użytek ze swojej wolności.

Janusz Majcherek w tekście Realne podziały, realne problemy przedstawia pogląd, że podziały jakie ujawniły się w wyniku tej ostatniej, podwójnej kampanii, choć utajone, zawsze istniały w naszym społeczeństwie (2005, s. 9). To prawda – zawsze wiele dzieliło Polaków i pewno w dużym stopniu nadal dzieli. Jednak podsycając owe podziały do niczego konstruktywnego nie dojdziemy. Czyż nie lepiej zatem, zamiast z upodobaniem wyliczać to, co nas dzieli, podjąć może wysiłek, by znaleźć to, co nas łączy…?

Bibliografia

Antoszewski Andrzej, Herbut Ryszard, Leksykon politologii, Wrocław 2000;
Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość, Kraków 2005;
Lis Tomasz, Co z tą Polską?, Warszawa 2003;
Locke John, Dwa traktaty o rządzie, Warszawa 1992;
Majcherek Janusz, Realne podziały, realne problemy [w:] Rzeczpospolita, 25.11.2005;
Narodowy Plan Rozwoju na lata 2004-2006 – podstawowe informacje, Warszawa 2003;
Sadurski Wojciech, Liberałów nikt nie kocha, Warszawa 2003.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  jestes mlody i moze z nie specialnie biednej rodziny.

(~kosynier7, 14-05-2006 23:05)

Opis: jak zwykle i w tym texcie to co powinno byc sprowadzane jest do dogmatu jakiegos [gloryfikacia patetycznych rozmyslan]. chyle czola za prace jednak pomieszales troche pojec i metod. przemiany w polsce dotykaja ludzi ktorych ciezko przetransformowac [wiec musza umrzec lub zniknac aby wpasowac sie w twa wizje] dziwi mnie tewoja wiara w dobre cechy czlowieka - w kilku miejscach w texcie dowodziles ze tak nie jest. powiedzienie o powiekszaniu sie przestrzeni miedzy biednymi a bogatymi jest bardzo stare - patrz mateusz ewangelista w podrecznikach socjologii dla przykladu. rowniez wolnosc mozna rozumiec przynajmniej na dwa sposoby [pozytywna negatywna]. zycze dalszej tworczej pracy i mniejsze angazawanie sie w trakcie pisania [obiektywizm ponadf wszystko]. polskie spoleczenstwo jest pelne patologii ktore demokracja ma rozwiazac a demokracia sama w sobie nie istnieje - w praktyce sie jawi w praktyce poszczegolnych spoleczenstw - za kazdym razem inaczej.. instytucie i normy prawa niestety nie daja demokracji - co najwyzej mgliste ramy dla niedoswiadczonych.. a jesli tak to trzeba sie zastanowic z czego wychwalane przez ciebie spoleczenstwo obywatelskie ma wyrosnac i zalozyc okres czasu do urzeczywistnienia demokratycznej utopii..

  przyszlosc Polski

(~Christopher, 20-02-2006 20:49)

Opis:

  Diagnoza

(~Franciszek, 19-02-2006 23:23)

Opis:

 

(, 19-02-2006 19:17)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl