Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Świat po tygodniu: Wyzwoliciele i oprawcy               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
28-08-2010

 

25-04-2009

  Clinton w Iraku

29-01-2009

 

08-11-2008

  Kolejny szef al-Kaidy zabity

01-11-2008

  W Iraku coraz bezpieczniej

18-10-2008

  "NIE dla okupacji, TAK dla Iraku"

15-10-2008

 

+ zobacz więcej

Świat po tygodniu: Wyzwoliciele i oprawcy 

19-02-2006

  Autor: Jarosław Błaszczak

Już prawie dwa lata temu sekretarz obrony USA, Donald Rumsfeld, przyznał przed komisją parlamentarną, że opublikowane wówczas zdjęcia Irakijczyków poniżanych przez amerykańskich żołnierzy w więzieniu Abu Ghraib to tylko część istniejących materiałów na ten temat. Wypłynięcie na światło dzienne pozostałych było tylko kwestią czasu. I w końcu stało się. W ostatnią środę australijska telewizja SBS pokazała kolejną porcję wstrząsających zdjęć, a także fragmenty nagrań wideo. Po raz kolejny podniosły się pytania o sens i ostateczny bilans amerykańskiej interwencji w Iraku.

 

 

Mężczyzna z pośladkami dosłownie podziurawionymi od gumowych kul, pięciu innych wyglądających jakby uprawiali seks grupowy, wreszcie cała seria obrazów mężczyzn w najbardziej niewygodnych pozycjach, jak choćby zwisając głową w dół z górnego poziomu piętrowego łóżka. Oczywiście wszyscy nago. Oto treść zdjęć pokazanych przez australijską telewizję, a w ślad za nią przez wszystkie czołowe media świata. Podobne sceny widzimy na filmie. Rozmaite techniki poniżenia, a także więzień walący nie wiedzieć czemu głową w ścianę. Na dodatek jeszcze zwłoki kilku osób. Amerykanie tłumaczą, że to efekt zamieszek w Abu Ghraib. Tyle tylko, że według oficjalnych danych podczas ich tłumienia śmierć poniósł tylko jeden osadzony. Tymczasem na taśmie widać więcej ciał. 

Gdy patrzymy na coś takiego, sprzeciw jest czymś zupełnie oczywistym. Sytuację pogarsza fakt, że winy Amerykanów nie kończą się na Abu Ghraib. O ile w tym przypadku część oprawców odsiaduje już wyroki sięgające 10 lat pozbawienia wolności, wiele z karygodnych praktyk uważa się wręcz za zgodne z obowiązującymi żołnierzy procedurami. Lista zarzutów jest długa. Brutalne rewizje domostw, kiedy mieszkańców stawiano pod ścianą, celując do nich z karabinów, żołnierze wyrzucali na środek wszystko z półek i szaf, a na domiar złego towarzyszyły im psy, w islamie uważane za zwierzęta szczególnie niegodne. Trudna do oszacowania liczba niewinnych ludzi zabitych "przez pomyłkę". Nie potwierdzone jeszcze do końca oskarżenia o zastosowanie nalotów dywanowych podczas pacyfikacji Faludży. Ale czy to wszystko pozwala nam powiedzieć, że obecność amerykańskich wojsk w Iraku jest czymś jednoznacznie złym?

Należy tutaj bardzo wyraźnie odróżnić od siebie dwa etapy. Pierwszym była sama inwazja mająca na celu obalenia Saddama Husajna. Drugi to późniejsza okupacja Iraku, stopniowo ewoluująca w kierunku misji wsparcia dla nowych irackich władz. Najkrócej można podsumować je powtarzanym już wielokrotnie stwierdzeniem: "Amerykanie wygrali wojnę, ale przegrali pokój".

Dziś wiemy już bez cienia wątpliwości, że opinia publiczna była oszukiwana co do powodów ataku na Irak. Saddam Husajn nie miał gotowej do użycia broni masowego rażenia, nie opublikowano również przekonujących dowodów na jego współpracę z terrorystami. Wszystkie rządy rozpowszechniające taką argumentację, a zwłaszcza brytyjski i amerykański, dopuściły się czegoś, co w demokracji jest grzechem ciężkim: świadomego okłamywania własnych obywateli. Na marginesie, obaj przywódcy zdażyli od tego czasu uzyskać reelekcję, więc ich wyborcy najwyraźniej wybaczyli im tę dezinformację.

Nie zmienia to jednak faktu, że istniały również zupełnie prawdziwe i ważne powody, aby obalić Husajna. Najważniejszy z nich to wyjątkowo opresyjny i uderzający w tysiące zwykłych ludzi charakter jego reżimu. Oni mieli moralne prawo oczekiwać, że ktoś pomoże im pozbyć się okrutnego tyrana. Jak pokazują doświadczenia ostatnich trzech lat, Irak bez Husajna wygląda znacznie lepiej, choć oczywiście wciąż jest trapiony przez rozmaite trudności. Mam jednocześnie świadomość, że tak samo albo jeszcze bardziej gnębieni ludzie żyją w wielu innych miejscach świata, a ich pech polega na tym, iż ich kraj ma znacznie mniejsze znaczenie geopolityczne czy surowcowe. Powiedzmy sobie szczerze: to nie chęć poprawienia losu Irakijczyków kierowała ekipą Busha. Jednak ta poprawa nastąpiła w sposób radykalny, co samo w sobie jest ogromną wartością. Właśnie z tego powodu byłem i jestem zwolennikiem tamtej interwencji.

Myślę zresztą, że gdyby działalność amerykańskich wojskowych zakończyła się na usunięciu dyktatora i jego reżimu, na dłuższą metę nikt nie miałby zastrzeżeń. Rzecz w tym, że potem nastąpiła długotrwała okupacja. A jak pokazują (zbyt) liczne doświadczenia z przeszłości, armia USA jest zupełnie nieprzygotowana do działań wymagących ciągłego kontaktu z ludnością cywilną. Agresja, bezwględność i pewien automatyzm działania, tak ważne na polu bitwy, nie sprawdzają się zupełnie w warunkach pokoju. Zamiast lekką ręką  przenosić żołnierzy od zadań bojowych do de facto policyjnych, należało skierować zupełnie inne oddziały, szkolone w odmienny sposób. Albo przynajmniej, jak zrobiło to np. polskie dowództwo, wyposażyć żołnierzy w wiedzę i doradców pozwalających posiąść choć minimalne zrozumienie dla kultury i obyczajowości kraju, w którym przyszło im służyć.

Łatwo jest pokonać armię. Zdecydowanie trudniej przekonać do siebie ludzi.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl