POplecznik

17-03-2008

Autor: Marcin Cabaj

Oglądając niedawny program „Teraz My” Morozowskiego i Sekielskiego, jako świadomy obserwator panujących trendów w tabloidyzującej się telewizji komercyjnej, zdominowanej przez tematy trywialne, drugorzędne i pozorne, urągające wrażliwości i inteligencji widzów, spodziewałem się kolejnej debaty światopoglądowej na poziomie orangutanów starających się grać na skrzypcach, ale zorganizowanie spektaklu rozrywkowego w wykonaniu czołowego szydercy, kpiarza i prześmiewcy IV RP Kuby Wojewódzkiego, to było już jakąś totalnie wypaczoną i zmaterializowaną wersją surrealistycznego kabaretu w wersji hardcore. Przeżyłem coś na kształt światopoglądowego wstrząsu o korzeniach jakiegoś metafizycznego objawienia. Szok.


„(…) Mieliśmy przeciwko sobie nie tylko opozycję i media, ale i artystów kabaretowych, showmanów, wszystkich. Kuba Wojewódzki chwalił się, że przyczynił się do zwycięstwa Tuska. I ma rację – on, tak samo jak Szymon Majewski i wielu innych satyryków, pomógł Tuskowi (…)” – powiedział w wywiadzie udzielonym „Dziennikowi” europoseł Parlamentu Europejskiego i rzecznik prasowy PiS Adam Bielan.

Tematem przewodnim quasi-dyskusji poruszonej w programie było więc ustalenie prawdopodobieństwa powyżej przedstawionej diagnostycznej tezy i analityczne wykazanie przyczyn klęski wyborczej PiS poprzez skonfrontowanie jej z opinią ekscentrycznego showmana, który mimo osobistego odmawiania sobie tej funkcji, jednak samozwańczo namaścił się tymczasowo analitykiem sceny politycznej i prorokiem przyszłości.

Vis-à-vis siebie usiedli bohaterowie wieczoru, Dudziński i Wojewódzki, delikatność i niewinność pomrukującego pół-głosem nieopierzonego mizantropa o przygaszonym uśmiechu została brutalnie zderzona z rozszalałym w manii krytycznej „zwierzęciem medialnym” z zaawansowanym syndromem ADHD. Po kilkunastu wątpliwej jakości kurtuazyjnych komplementach konfrontację rozpoczęto.

Przyznam na wstępie, że gdy patrzyłem na pojękującego z przejęcia Dudzińskiego, będącego odpowiedzialnym za publiczne wystąpienia i reprezentację PiS, widziałem niedouczone analfabetyczne dziecko z oślej ławki, przetransportowane przez srogą, despotyczną nauczycielkę wprost pod tablicę do odpowiedzi. Dorzucić muszę, że gdybym był kobietą, obudziłby się we mnie instynkt macierzyński. Zrobiło mi się przykro. Dudziński odczuwając kompletnie niezrozumiały dla mnie respekt przed domniemaną inteligencją showmana, słynącego ponoć z kąśliwych komentarzy, celnych i błyskotliwych ripost, od samego początku rozmowy stawiał się na przegranej pozycji. I tak też się stało, poniósł absolutne retoryczne i merytoryczne fiasko. Nie chce mi się podsumowywać i recenzować dyskusji rozgrywającej się pomiędzy Dudzińskim i Wojewódzkim, ponieważ nie nazwałbym tego erzacem i strzępem dyskursu politycznego, a nawet i rozmową.

Ograniczę się do skupienia na interesującej umiejętności prowadzenia rozmów w TV z uwzględnieniem dyżurnych wniosków, których niejako sam sposób prowadzenia obnaża sens i przekaz. Ponieważ rozmowa z Wojewódzkim przypominającym samonadającą konspiracyjną rozgłośnię puszczającą po północy same zakazane piosenki, kojarzyć się wyłącznie może z narcystycznym moralizatorem o dyktatorskim zacięciu, sensowna debata automatycznie uległa eliminacji przed rozpoczęciem dyskusji.

Nie da się bowiem słuchać ćwierćinteligenta uzurpującego sobie prawo do przeforsowywania własnych wizji z pozycji wszechwiedzącego i nieomylnego mentora, który całkowicie jest pozbawiony autokrytyki oraz jest absolutnie zamknięty na racjonalne argumenty, a rozmowa z nim zamienia się w pełnometrażowy soczysty monolog ociekający bezsensem. Poza tym rygorystyczna jednokierunkowość tendencyjnego przekazu trąci zazwyczaj moralizatorstwem i podlizywaniem się łasej na przyziemne doznania gawiedzi.

Kuba Wojewódzki, od czasu kiedy pracuje w TVN, ma wielką niezależność na pielęgnowanie swoich ekstremalnych poglądów politycznych, które są mieszaniną anarchistyczno-komunistycznych wynaturzeń z dużą dozą neoliberalizmu podanego w demagogiczno-populistycznym sosie lepperowskim, dlatego jest dobitnym przykładem, jakie spustoszenie mentalne może poczynić kryzys wieku średniego. Wtedy trudno oczekiwać solidnej merytorycznie dyskusji, więc skupię się na ogólnikowym przekazie.

W rzeczywistości Tomasz Dudziński nie zaprezentował żadnego klarownego stanowiska do powyższego zagadnienia wpływu kabareciarzy, mimów i showmanów na notowania partii, on wyłącznie słuchał inwazyjnej krytyki w wykonaniu Wojewódzkiego. Zresztą sam już przed programem, onieśmielony domniemaną elokwencją i charyzmą Wojewódzkiego, spreparował sobie paranoję, która pogrążyła go doszczętnie. Wojewódzki przez cały program nie błysnął elokwencją, trafnych argumentów miał deficyt, jego sławetna i legendarna piekielna inteligencja uległa wypaleniu, a wazeliniarski konformizm zastąpił niezależność, więc podany na tacy fantastyczny aglomerat słabych punktów potencjalnej ofiary do wykorzystania dla rozsądnie myślącego i świadomego rozmówcy – można by pomyśleć, ale jednak nie. Bielan w tym starciu medialnym jednak nie był człowiekiem rozsądnym i świadomym, żeby odpowiednio zareagować i wyjść z opresji.

Dla mnie osobiście pod względem warsztatowym jest to człowiek, który nawet w sytuacjach krytycznych ma bardziej ograniczony repertuar elokwencji, ekspresji, argumentów i komentarzy od realizatorek niemieckiego dubbingu w filmach przyrodniczych, dlatego reasumując jego umiejętność dyskutowania w programie przeciwko elokwentnemu i wygadanemu Wojewódzkiemu, stwierdzić należałoby, że właśnie Tomasz Dudziński uosabia nieme ograniczenie możliwości sił sprawczych wobec miażdżącej siły rozhisteryzowanego motłochu. Wytypować takiego wysłannika do medialnej klatki to przypomina masakrę piłą mechaniczną na spłoszonych barankach. I właśnie Dudziński tak wyglądał przy Wojewódzkim. Widząc te użeranie się Dudzińskiego z inwazyjnym interlokutorem parskającym gradem kąśliwych szyderstw i półprzytomnych żartów czułem się słabo. Różnice były ekstremalne. A Wojewódzki?

Nie mam zamiaru w sposób opresyjnie komentatorski i obsesyjny koncentrować się na Wojewódzkim, bo osobiście preferuje obnażanie i demaskowanie niziny intelektualnej quasi-yntelygentów w bezpośredniej konfrontacji, oraz dlatego, iż jestem zdania, że Wojewódzki uświadomiwszy sobie w konfrontacji z intelektualnie bardziej zaawansowanym interlokutorem swojej nędzy umysłowej, mógłby – powodowany charakterystycznymi dla niższych istot prymitywnymi odruchami – uciec się do zastosowania przemocy. Ponieważ trudno ulżyć niektórym obciążonym dziedzicznie, wołałbym zogniskować prywatne domniemania na uwypuklenie wyraźnie widocznych w mowie pewnych ludzi błędów ortograficznych.

Jeśli założymy, że Wojewódzki jest piekielnie inteligentnym rozmówcą będącym w stanie „wychłostać merytorycznie” każdego rozmówcę, a pozwolę sobie założyć, że ta wysoce nieprawdopodobna i abstrakcyjna teza ma jakiekolwiek uzasadnienie, to muszę nadmienić, że człowiek tak ekscentryczny i inteligentny jak Wojewódzki, w pospolitej mieszaninie mas bezkształtnych osobowości o zatomizowanej mentalności, w której bezwolnie przelewający się plankton ludzkiego gatunku ma zestaw tych samych zębów, to wszyscy są nafaszerowani pospolitym blichtrem, ogłupieni i otumanieni banałem, bezcelowo wegetujący w wyimaginowanym ekosystemie wirtualnej rzeczywistości, w której prawda jest skandalem a rzeczywistość jest fikcyjną imaginacją, człowiek taki jak Wojewódzki może być wzorem, autorytetem i sumieniem narodu. Znajdą się jednak ludzie, którym zaimponuje swoim poziomem intelektualnym, ale muszę przyznać, że ta kultura osobista, ten poziom inteligencji, ten arsenał osobistych poglądów może ewentualnie trafiać do podkarmianych popkulturową paszą niedorozwiniętych dzieci MTV i upośledzonych wtórnym analfabetyzmem gimnazjalistów edukujących się na „Bravo Girl” i „Twoim Weekendzie”.

Czy ktoś zauważył, dlaczego sprowadziłem rozmowę do wypunktowywania cech charakterologicznych i umiejętności oratorskich w bezpośredniej konfrontacji? Otóż specjalnie zastosowałem zabieg sformatowania publicznej debaty na wybrane tematy poważne do porównawczych zdolności prowadzenia rzeczowej i konstruktywnej rozmowy na wybrany problem, ponieważ współczesna rozmowa z zasady nie jest rozmową. Współczesna rozmowa jest zideologizowanym przekrzykiwaniem dwóch rozhisteryzowanych, zramolałych frustratów starających się wykazać, wypromować swoją osobę, a nie rozwiązać problematyczny wątek będący fundamentalną osią dyskusji światopoglądowej. Na zagęszczonym od homogenizowanych wykwitów frustracji koncentracie forum dyskusyjnego, w postaci opiniotwórczych komentarzy i inwektyw przeciwników pisowskiego elektoratu, zwróciłem uwagę, że komentarze po przeprowadzeniu tego medialnego spektaklu w rzeczywistości są fabrycznymi, opatrzonymi numerami seryjnymi impresjami zadeklarowanego kontestatora na temat słowa "nie”, że rozmowa nie sprzyja wyodrębnieniu jakichkolwiek punktów stycznych i odnalezieniu wspólnego głosu, ale jest świadomie przeprowadzonym użeraniem się na wybrany temat. Że większość obserwatorów polityczno-medialnej szopki, której punktem wyjścia było ustalenie, czy rozmowa obfitowała w konstruktywne rozwiązania i wnioski odnośnie porażki PiS, w rzeczywistości przekształciła się w intensywne rozmyślanie i podzielenie się swoim zdaniem, kto lepiej wypadł podczas rozmowy, a kto nie, czy PiS przegrał kampanię właśnie przez ludzi takich jak Wojewódzki – nie uzyskałem odpowiedzi na te nurtujące opinie publiczną pytanie odpowiedzi. Miałem jednak doskonałe intuicyjne odczucie, jakie pojawiło się u mnie podczas emisji tego programu. Było to nieustające poczucie jawnych nawrotów peerelowskiej propagandy z domieszką uwspółcześnionego bełkotu w dalszej kontynuacji na forum dyskusyjnym portalu, który niczym się od samego programu nie odróżniał.

Program mający wykazać, czy rzeczywiście aktywna i skrajnie tendencyjna jednostronność i medialna działalność showmanów wpłynęła negatywnie na kampanię wyborczą nie dała odpowiedzi na zasadnicze pytanie, ponieważ debata publiczna, która powinna osadzać się na szermierce słownej dwóch wytrawnych retorów, była garnizonowym skandowaniem wyzwisk z przepojonego flegmą, żółcią i śliną gardła. Zamiast zawierać w sobie elementy kultury, poszanowania rozmówcy i zasad przeciwległych antagoniście w danej kwestii, zamiast bazować na merytoryce, rzeczowości i konstruktywnej krytyce, stała się pojedynkiem na stanowiska, pozycje i światopoglądy. Przedstawiciel oszołomów w moherowych beretach kontra ultranowocześni liberalni Europejczycy.

I ponura konstatacja przemknęła przez mój skołowany umysł z jaskrawą jasnością. W rzeczywistości nie chodzi o temat, program, ale światopogląd. A to zabawne!

Rozumiem, że dziś szczególnie łatwo maskować płytkość myśli, miernotę umysłu i egoizm pewnością siebie, pustą błyskotliwością wypowiedzi i bezczelnym cynizmem połączonym z wyczuciem tego, co ludzie chcieliby usłyszeć i jest to idealny sposób na pozyskanie wyznawców, ale to debilizm czysty i nieprzebarwiany zaufać w takie idealistyczne frazesy posłane spontanicznie w eter. Czy jest dokładnie tak jak forsował przez cały program Wojewódzki, że zafundował discopolowemu motłochowi lewatywę mózgu, mówiąc, że „(…) lewatywę z mózgu można robić ludziom każdego dnia”? Przyznam szczerze, że te oryginalne i szczere wyznanie obnażyło cały przekaz programu, mimo że nie dało odpowiedzi na podstawowe w tezie skonstruowane pytanie, czy showmani przysporzyli PiS negatywnego wizerunku swoją ustawiczną i jednostronną krytyką?

Rozmowa tamtejszego wieczora w studiu TVN otworzyła mi oczy na multum karygodnych spraw, że kiedy nie ma się własnych poglądów telewizja jest jedyną alternatywą, że Wojewódzki jest autorytetem dla ograniczonych mentalnie ćwierćintelektualistów z aspiracjami na geniuszy, że szczury laboratoryjne nafaszerowane najmocniejszymi psychotropami przejawiają większy potencjał intelektualny od telewidzów, że brak autorytetów skłania właśnie zdezorientowane masy do wiary w puste kukiełki medialne pokroju elity intelektualnej typu Wiśniewski, Mandaryna, Doda i Wojewódzki, że w rzeczywistości oryginalni indywidualiści, za jakich się mają zwolennicy Platformy, to pozbawione niezależności i osobistej myśli embriony zunifikowanego i monolitycznego frontu antypisowskiego. Wreszcie, że Wojewódzki, deklarujący niezależność myślową i światopoglądową oraz absolutny nonkonformizm w strukturze mentalnej, jest spreparowaną kompilacją kawiarnianego intelektualisty z umysłowością domorosłego gimnazjalisty, paradoksalnie obcującego właśnie z onomastyczną menażerią sformatowanych, skorygowanych, płaskich i wypranych z osobistych zapatrywań ideologicznych tworów, z którymi nawiązuje doskonały język.

Pomijając to, że wystarczającym upokorzeniem, jakie może spotkać intelektualistę, jest to, że zaczną identyfikować się z nim hordy uwstecznionych umysłowo kalek mentalnych na zasadzie zdublowanych kopii, i że w rzeczywistości dyskusja to kabaret i do tego starszych, schorowanych, zniedołężniałych panów, dla których szerokopasmowe kineskopy telewizorów są zbyt pojemne, to zauważyłem, że utożsamiać się, z Kubą Wojewódzkim, który bezpretensjonalnie i nonszalancko mówi wprost, że robi telewidzom z mózgu kisiel, mogą wyłącznie mdli i puści imbecyle o konstrukcji wału korbowego.

Ogólnie w jednostronnym trzymaniu wersji, że Wojewódzki ma rację, upatruję ogólnonarodową uniformizację w strukturze mentalnej i istnienie fundamentalnej protezy w miejscu jawnych konformistów, którzy postrzegają się za oryginalne i ekscentryczne indywidualności.
Zastanawia mnie jednak jedno. Wojewódzki wspomniał w wywiadzie dla „Dziennika”, który zainicjował cały ten medialny spektakl, że „ja zawsze miałem dużą niechęć do organizacji, gdzie ludzie muszą wyglądać tak samo, myśleć tak samo, albo myśleć tak jak prezes, albo nie daj Boże wyglądać tak jak prezes. Za wysoki jestem”. A na poważnie, słynący z niezależności wyznaniowej i nonkonformizmu indywidualności medialnej, Wojewódzki, który sam deprecjonował złowieszczo monolityczną i zuniformizowaną masę pozbawioną niezależności i indywidualizmu sam pozwolił sobie wszczepić mentalną protezę. Sam zbratał się z tłumem. Te wysterylizowane z przejawów nieskrępowanego wolnomyślicielstwa i niesubordynowanej ikry twórczej w komitywie heretycznej inwencji, przedstawicielstwo menażerii onanistycznych osobowości pozbawionych płciowości i twórczej potencji, uznało go za reprezentanta! Prawda jest taka, że Wojewódzki jest elastycznym ratlerkiem na kagańcu PO. Świadomie, nieświadomie, ale jest. A dramatem tego kraju, jest, że ludzie to wszystko jedzą, choć to resztki z pańskiego stołu.

Najfatalniejsze w tym całym absurdalnym tańcu mentalnych pomazańców, wypuszczających z ust mydlane bańki frazesów podczas quasi-medialnego show, jest jednak to, że stymulowana pornograficznymi serialami i kinem familijnym dla rozwydrzonych nastolatków, przechodzących opóźniony bunt młodzieńczy, skonsolidowana masa sterowana przez media, daje się bezwolnie ponieść atmosferze tego prowincjonalnego festynu, zaczyna ponadnormatywnie angażować się w kwestie poruszane na półlegalnych wiecach neoliberalnych bojówek i porozumiewawczo puszczać perskie oczka do swojego heroicznego reprezentanta, w którym upatrują autorytet i sumienie proplatformerskiego sympatyka. Faktem jest, że z charyzmatycznej osobowości lidera establishmentu medialnego, jakim bez wątpienia jest Wojewódzki, uosabiający proplatformerskie poglądy w wersji hard, została karykatura showmana na tyle elastycznego, że przystrajać się musi dla poklasku w politykierskie piórka. Najzabawniejsze, że liderowi establishmentu i od dzisiaj symbolicznej ikonie Platformy Obłąkanych posążki stawiają utożsamiające się z nim bękarty lumpenproletariatu.

Jeszcze bardziej fatalne jest to, że najwyżej punktowane jest zachowywanie się w granicach pewnej średniej krajowej wyznaczone przez wojujących showmanów i rozhisteryzowanych ideologów o dzikim spojrzeniu, a jedynym zaaprobowanym i akceptowalnym systemem światopoglądowym jest linia doktrynalna Platformy Obywatelskiej.

A fundamentalnie brzmiąca fraza Wojewódzkiego, że „(…) wy nam nie odpowiadaliście estetycznie. Wasza estetyka emocjonalna, intelektualna... Jesteście jak Budka Suflera w polskim światku muzycznym, to jest najbrzydszy zespół, wy jesteście najbrzydszą partią tzn. ty akurat masz taka ładną buźkę, ale twoi szefowie są okropni”, jak próbował przekonać Dudzińskiego Wojewódzki, pozostanie frazą wręcz klasyczną. Ideał sięgnął bruku w stopniu idealnie fatalnym. Ale to doskonała diagnoza na nienajlepsze notowani. Bądź atrakcyjny, wysoki, przystojny i będziesz doskonałym premierem! Stosowanie argumentów z zaplecza barowo-gimnazjalnej pogadanki na lekcji wf jest rzeczywiście analityczną diagnozą-panaceum na klęski PiS. To ogólnonarodowa akcja pod nazwą „Zmień twarz – zostań premierem”.

Przyznam, że poziom poniżej poziomu jest poziomem dna. Jakiekolwiek podsumowanie kolejnej nic niewnoszącej dyskusji w ciekłokrystalicznym oczku teleodbiornika, mimo fosforyzujących dodatków, nie ma barwy, postacie są jałowymi pałubami pozbawionymi konturów, a rozmowa to kwilenie obłąkanych dzieci, z której nic konstruktywnego nie wynika.

Mama jednak dobrze mnie uczyła, że wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce, a rozmowa z interlokutorem o poziomie proletariusza jest samobójstwem, bo najpierw sprowadzi cię do własnego niskiego poziomu, a następnie wykończy doświadczeniem.

Polecałbym tylko namaścić w głowę Kubę Wojewódzkiego i odprawić uroczyste nabożeństwo z bonusem błogosławieństwa na jego cześć i nową drogę życia pod patronem bycia prezydentem. To już dla mnie wcale nie jest fikcja.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.