Niekończąca się opowieść

19-03-2008

Autor: Anna Przybyll

Tasiemiec produkcji polsko-niemieckiej na temat wypędzonych znów nabiera tempa. 3 marca w Parlamencie Europejskim została otwarta wystawa Instytutu Pamięci Narodowej pt. "Wygnańcy" poświęcona wysiedleniom ludności polskiej podczas II WŚ. Zdjęcia, grafiki oraz audiowizualne świadectwa  upamiętniły polskie wysiedlenia. Celem wystawy jest europeizacja tematu wypędzeń. Powinno to ucieszyć główna gwiazdę serialu, byłą skrzypaczkę Erikę Steinbach, która w sierpniu 2006 r. otworzyła w Berlinie wystawę pt.  "Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX wieku.". Reakcja Steinbach może być jednak odwrotna, bo nadanie temu problemowi  europejskiego wymiaru odbierze wyjątkowość wypędzeniom niemieckim.


W Polsce mówi się o „wysiedlonych” lub „przesiedlonych”..W Niemczech określenie „wypędzeni” (Vertriebene) jest zdefiniowane prawnie . Według ustawy z 1953 r. status „wypędzonego” posiada każdy Niemiec, który „z jakiegokolwiek powodu opuścił tereny zajmowane przez III Rzeszę podczas wojny”. Zgodnie z ta definicją „wypędzonym” jest żołnierz Wehrmachtu i SS-man, który okupował tereny dzisiejszej Polski. Status „wypędzonego” jest dziedziczny, przez co o „prawo do ziem ojczystych” zabiegają dzieci i wnuki mieszkańców III Rzeszy. Obecnie Związek Wypędzonych jest organizacją pozarządową finansowaną w 90 % z budżetu federalnego RFN. W latach 2002-2004 BdV otrzymywał z rządu  920.000 euro rocznie. 30 grudnia 2007 w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Prezydent RFN Horst Köhler powiedział: -Nie widzę siebie jako wypędzonego. Wypędzeni zostali Polacy, w których domu moi rodzice zostali wtedy zakwaterowani. Kohler urodzony w rumuńskiej Besarabii został w wyniku paktu Ribbentrop-Mołotow w 1940 r. repatriowany do Rzeszy,, a w 1942 r. w  ramach kolonizacji Wschodu osiedlony pod Zamościem. W 1944 r. uciekł przed Armią Czerwoną na tereny późniejszego RFN. Podobny życiorys ma Erika Steinbach, której rodzina uciekała z Rumii przed Armią Czerwoną. Ona jednak stoi na czele Związku wypędzonych i uprawia najskuteczniejszy po 1945 r. lobbing na rzecz upamiętnienia losów powojennych przesiedleńców z byłych terytoriów III Rzeszy.
 
Ziomkostwa zawiązane wkrótce po wojnie nigdy nie rozliczyły się z nazistowską przeszłością swoich członków. Herbert Czaja, prezes BdV w latach 1970-1994, był  w PRL obok Konrada Adenauera w płaszczu Krzyżackim, ikoną germańskiego naporu i rewanżyzmu, choć akurat  nigdy nie należał do NSDAP. Komunistyczna propaganda odwoływała się do BdV jako do straszaka politycznego za czasów Jaruzelskiego, kiedy „Solidarność” walczyła o wolność. Generał ostrzegał polskie społeczeństwo, że jeśli rezygnuje z gwarancji bezpieczeństwa ZSRR, wykorzystają to niemieckie związki wypędzonych kwestionujące granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej i wrócą po swoje ziemie. Faktem jest, że Steinbach, która obecnie zastępuje Herberta Czaję w roli „złego Niemca”, jako jedna z dziesięciu deputowanych w Bundestagu głosowała przeciwko uznaniu granicy polsko-niemieckiej na Odrze i Nysie Łużyckiej. 17 maja 1972 r., gdy parlament niemiecki zatwierdził „Układ między PRL a RFN o podstawach normalizacji ich wzajemnych stosunków. 
 
Już w listopadzie 1964 r. ziomkostwa ślązaków w RFN postulowały utworzenie centrum do ścigania zbrodni popełnionych podczas wypędzania Niemców z ich ziem po II WS. Instytucja miała być wzorowana na istniejącym od 1961 centrum Zentrale Erfassungsstelle der Landesjustizverwaltungen, które dokumentowało naruszenia praw człowieka przez aparat NRD, obecnie z siedzibą w Salzgitter. Wtedy inicjatywa nie zyskała poparcia żadnej partii politycznej ani kręgów intelektualnych. Dzisiaj analogiczny pomysł  Eriki Steinbach jest wpisany od 2005 r.  do umowy rządzącej koalicji.
 
W „Karcie niemieckich wypędzonych ze stron rodzinnych” z 1950 roku, programowym dokumencie BdV, działacze związku zapisali:„Utraciliśmy nasze strony rodzinne. Ludzie, którzy nie posiadają stron rodzinnych są na tym świecie ludźmi bezdomnymi. Bóg wyznaczył ludziom ich strony rodzinne. Wyrwanie człowieka pod przymusem z jego stron rodzinnych, oznacza jego duchowe unicestwienie. Los ten i związanie z nim cierpienia przypadły nam w udziale. Stad czujemy się powołani zadąć, aby prawo do stron rodzinnych, jako jedno z od Boga danych, podstawowych praw ludzkości - zostało uznane i urzeczywistnione.”. Ten fragment jest typowy w mentalności niemieckiej, a wywodzi się wprost z ruchu volkistowskiego z końca XIX wieku. To właśnie wtedy termin Heimat nabrał wymiaru metafizycznego i mocno wrył się w mentalność niemieckiej.
 
Określenie Heimat wywodzi się ze starogermańskiego ‘haima’ – leżeć. Do połowy XIX wieku był to termin neutralny, używany przez prawników i geografów zamiennie z krajem ojczystym. Najczęściej pojawiał się w dokumentach notarialnych (testmanetach, intercyzach). W słowniku języka niemieckiego autorstwa Braci Grimm z 1877 r. Heimat definiuje się jako kraj urodzenia, miejsce stałego zamieszkania albo własność odziedziczona po rodzicach. W połowie XIX wieku pojęcie oznaczało posiadanie prawa do pewnej nieruchomości. Kto ówcześnie w Badenii-Wirtembergii nie posiadał heimatu, nie mógł zawrzeć związku małżeńskiego. Heimatrecht, czyli prawo do heimatu, oznaczało także gwarancje ze strony państwa do pokrycia kosztów leczenia i pochówku osób bez majątku.
 
Wiele lat przed proklamowaniem 1000-letniej Rzeszy w niemieckim życiu intelektualnym dominowała myśl volkistowska, neoromantyczna ideologia skłaniającym się do mistyki "krwi i ziemi" Dusza Ludu kształtowana jest przez krajobraz. (Landschaft)”. Krajobraz to centralny termin volkistów. W volkizmie cechy narodowe są uzależnione od krajobrazu, w jakim ukształtował się naród na początku swoich dziejów. Charakter Ludowi (Volkowi), czyli mistycznej wspólnocie narodu, rasy i krwi, nadają regionalne przejawy natury. W 1903 r. Rainer Maria Rilke pisał, że „ Heimat ' 'nie jest tylko tym odrębnym, niewielkim i dającym się wymierzyć skrawkiem ziemi (…) to strumienie i potoki, które tę ziemię przecinają, a jego częścią są rozpościerające się nad wsią chmury i gwiazdy. Krajobraz i Heimat występują także w hymnie Prus Wschodnich skomponowanym w latach 30. przez Herberta Brusta z Królewca, zatytułowanym "Oratorium Ojczyzny". Autor słów pieśni Erich Hannighofer określa Heimat jako wohlgeborgen (cudownie wybawiony), słowo to zaczerpnięte jest z Pieśni o Nibelungach, średniowiecznego germańskiego eposu niezwykle popularnego w III Rzeszy, co wskazuje na utożsamianie Heimatu z symboliką germańską.  „Wandervogel”, czyli Wędrowny Ptak, popularna w Niemczech Weimarskich organizacja młodzieżowa także koncentrowała się wokół idei volkizmu. Jej członkowie musieli wyznawać dwa kulty: piękna ojczystej ziemi i sprawności fizycznej. „Krajobraz inspirujący organizację Vandervogel jest krajobrazem germańskiego Heimatu, więc miłość do Heimatu budzi umiłowanie narodu (Volku) i narodowoniemieckiego tła całej kultury i stylu życia” – głosił manifest organizacji z 1904 r. Romantyzm młodzieży jednak nigdy nie był apolityczny. Hans Blueher, pierwszy historyk ruchu, opisał wydarzenie z 1902 r., kiedy to grupa Wędrownych Ptaków wybrała się w odwiedziny do niemieckiej mniejszości narodowej na ziemiach polskich. Niemiecka młodzież chciała pokazać rodakom, że jest zainteresowana ich aspiracjami i żalami, a spostrzeżenia swoje obiecała przekazać władzom w ojczyźnie. Mniejszości oddzielone od Vaterlandu (ojczyzny politycznej) były zjednoczone z Ludem i Heimatem. Gdyby działa im się krzywda, rodacy z Niemiec byli gotowi w każdej chwili interweniować.  Niewinne dążenia do zjednoczenia z przyrodą podczas spontanicznych wycieczek krajoznawczych kryły polityczne cele. Podobne przesłanie zawiera tytuł rezolucji Bundestagu "Wypędzeni, przesiedleńcy i mniejszości niemieckie są pomostem między Niemcami i ich wschodnimi sąsiadami" z dnia 29 maja 1998. W proklamacji BdV czytamy: „chcemy działać i tworzyć w ramach nowych, udoskonalonych form pełnych zrozumienia i braterskiego współżycia ze wszystkimi członkami naszego Narodu” . Można przypuszczać, że za idealistyczną retoryka również kryją się cele polityczne.

Podobne tony odnajdujemy u osoby, której nikt nie podejrzewałby o zapędy rewizjonistyczne. Hrabina Marion Dönhoff, współwydawca tygodnika Die Zeit, zasłużona dla pojednania polsko-niemeickiego w artykule ‘Krzyż na grobie Prus” po podpisaniu przez rząd NRD Polski traktatu granicznego pisała 20 listopada 2007 r,  na łamach swojego tygodnika: „Heimat jest dla większości ludzi tym, co leży poza rozumem i jest niemożliwe do opisania. Coś, co jest powiązane z życiem i bytem, co daje wytyczne na całe życie. Ludzi ze Wschodu dotyczy to w szczególności. Kto się tu urodził, w wielkim samotnym krajobrazie nieskończonych lasów, błękitnych jezior i dalekich ujść rzek, dla tego Heimat jest jeszcze czymś więcej, niż dla osób urodzonych w rejonach uprzemysłowionych.”.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.