Z chwilą wybrania owych sił jesienią poprzedniego roku żaden z mieszkańców Trzeciej wówczas RP nie przypuszczał, że sfera absolutnej tolerancji, poszanowania wolności i nowatorstwa w działaniu odejdzie w niepamięć. Tak nadszedł czas nowej władzy, opartej na kulcie jednostki – wodza, podporządkowaniu się ścisłym odgórnym dyrektywom (może już niedługo doczekamy się jakiś monumentalnych pomników, wielkich wizerunków wodza z kuperkiem na wielkich budowlach…). I tak, idąc dalej, kacze siły znalazły partnerów, może to i niemożliwe do pomyślenia, ale owi partnerzy to swojego rodzaju plankton, który żeruje na czymkolwiek, byleby tylko coś-niecoś skubnąć, oczywiście nie mając przy tym zielonego pojęcia o fachowości działań, które mają przedsiębrać. Dostali jednak błogosławieństwo na drogę od ojca Tadeusza, który w rzeczy samej dołączył się do owego paktu (de)stabilizacyjnego. Na miejscu katolików zastanowiłbym się nad skonkretyzowaniem swojej wiary: czy to ten sam katolicyzm, wynikający z zasad chrześcijańskich, czy może nowa odmiana, znana dla kaczych sił i ojca Tadeusza – kaczylicyzm, nie cieszący się zresztą uznaniem przedstawicieli tej pierwszej opcji. Tak, tak boję się, że już niedługo nasz kraj będzie nosił znamiona państwa wyznaniowego, gdzie wartości chrześcijańskie realizowane będą za pomocą przymusu prawnego (piszę tu o postawie integrystycznej, którą reprezentuje jak wiemy rozgłośnia Radio Maryja).
Niesamowitą sprawą jest zamiar budowy Świątyni Opatrzności Bożej – dlatego też krzyczę, wołam: w jakim celu? Czy naprawdę nie poradzimy sobie bez tego wartego 20 mln pomnika, który z pewnością nie przyczyni się do poprawy sytuacji społecznej w naszym kraju. Wiem, rozumiem – dług wdzięczności wobec ojca Tadeusza, jednak czy do końca dług zgodny z prawem, z jakimikolwiek zasadami współżycia społecznego? Według PiS jest jak najbardziej zgodny z prawem; jeśli tak będzie, to według mnie to jeden z największych przykładów „zgodnego” z prawem marnotrawienia środków publicznych!
Jest jeszcze jeden człowiek niesamowitego usposobienia, którego nie sposób ominąć: to szeryf Ziobro. Człowiek, który, tylko i wyłącznie według swojego uznania, uważa, że stoi na straży prawa. Nie było chyba jeszcze takiego przypadku, gdy jeden człowiek pokłóciłby się z tyloma środowiskami – prawniczymi jak i sędziowskimi. No cóż, jeżeli normalnością jest podważanie fundamentalnych zasad działania trzeciej władzy – sądowniczej (chodzi mi tu o pełną niezależność i niezawisłość), to ja naprawdę nie jestem pewien, czy żyję w państwie praworządnym.
I kiedy tak oglądałem walentynkowe orędzie, i kiedy to myślałem, że kaczy wódz nie wspomni już o PO, on nagle w sposób znany sobie przypomniał, że to, że dziś mamy rząd mniejszościowy i że nie ma trwałej koalicji jest winą partii, która w niej nie chciała uczestniczyć (dziękuję w imieniu Platformy za pamięć i przypisanie jej całej winy za teatrzyk, którego jesteśmy wszyscy świadkami).
Pisząc ten nieprzyjemny dla wielu osób felieton, siedzę w domu, jest 14 lutego 2006 r. Nie wiem, czy tekst ten zostanie kiedykolwiek zamieszczony w gazecie, ponieważ jak wiemy władza ma wspaniałe pomysły ograniczenia wolności słowa i publikacji, jak i ograniczenie roli telewizji (oczywiście wszystko będzie tak zrobione, że nazwać tego nie będzie można ograniczeniem, aczkolwiek działać z pewnością w sposób sukcesywny – obym się mylił).
Dla władzy autor tego felietonu pewnie jest osobą niezrównoważoną psychicznie, absolutnie nie mającą pojęcia o sytuacji na scenie politycznej, jest osobą skrajnie pesymistycznie nastawioną do życia i jest jej obojętne, czy jest pachołkiem tego czy innego żenującego rządu (chcielibyście…).
PS. Wszystkim będącym w szoku po przeczytaniu tego artykułu życzę długiego trawienia, jest co!