Nowym szefem Sojuszu Lewicy Demokratycznej został Grzegorz Napieralski, były sekretarz generalny, rówieśnik Olejniczaka. Zwycięstwo jego nie było zdecydowane (wygrał stosunkiem głosów 231 do 210), co utwierdza w przekonaniu, że partia jest podzielona na dwa, równie silne skrzydła. Jedno reprezentowane właśnie przez byłego przewodniczącego, związane ze starą gwardią pamiętającą jeszcze czasy rządu Millera, oraz „dołami partyjnymi”, które pod swoją opiekę zadeklarował się wziąć Grzegorz Napieralski. Jak się okazało, proletariacka wizja tego drugiego bardziej przekonała delegatów na zjazd partii i to jemu przyznali prawo kierowania działaniami SLD.
Napieralski ogłosił zaraz po swoim zwycięstwie, że obszar zainteresowania partii będzie teraz bardziej odchylony w lewo. Zapowiedział, że utrata sporej części lewicowego elektoratu zostanie dokładnie przeanalizowana, a nowa polityka partii będzie teraz nastawiona na odzyskanie jego poparcia. W mojej opinii zabiegi partii, aby zrealizować ten cel, będą musiały być zdecydowane, gdyż PO i PiS również nie odpuszczą tej, jakby nie patrzeć, sporej grupy osób. Dużym plusem dla SLD jest fakt, że w końcu niezadowolenie z rządu wyrażać zaczęli stoczniowcy. Połączeni z ubiegłorocznymi strajkami obrazują, że liczne grupy zawodowe są niezadowolone ze sposobu traktowania ich przez obozy solidarnościowe. Umiejętne wykorzystanie tego faktu znowu może zbliżyć lewicę z robotnikami.
Inną niezwykle ważną kwestią jest fascynacja, jaką darzy Grzegorz Napieralski premiera Hiszpanii Jose Luisa Zapatero. A właściwie doktrynę stworzoną przez niego. Według szefa Sojuszu, to niezwykła kompilacja prawdziwych lewicowych wartości w warunkach kapitalistycznych reguł gospodarczych. Ostatnio nawet sam pofatygował się do Hiszpanii na zjazd PSOE, w celu odbycia rozmowy z przywódcą hiszpańskich socjalistów. Rozmowa miała być formą porad udzielanych młodemu wodzowi przez starszego, doświadczonego kolegę.
Przed lewicą mnóstwo szans, ale również i zagrożeń. Głównym i najbardziej chyba realnym jest zwyczajne wchłonięcie jej pozostałego elektoratu przez dwie wielkie partie. Polaryzacja polskiej sceny politycznej, coraz głośniej komentowanej w polskim środowisku naukowym, skazałaby lewicę na polityczny niebyt. Dlatego też działania Napieralskiego muszą być widoczne, zdecydowane oraz mające odzew w społeczeństwie. Dobrze by było, gdyby miało to formę faktycznej lewicy proletariackiej, która zajęłaby się problemami robotników, kodeksem pracy oraz problemami środowiskowymi i kwestią zaangażowania Polski w misje międzynarodowe. Nie da się ukryć, że z młodym przywódcą wiązane są wielkie nadzieje.