„Hańba”, „Uzurpator”, „Białoruś” oraz inne tego typu określenia padały w stronę wicemarszałka Stefana Niesiołowskiego, którego postępowanie, delikatnie mówiąc, nie satysfakcjonowało posłów największej partii opozycyjnej. „Rozpętał się chaos, którego sejmowe mury, nie gościły od bardzo dawna” - taką ogólną opinię można wysnuć po wczorajszym groteskowym spektaklu.
Sprawa dotyczyła zaopiniowania przez Komisję Regulaminową wniosku płockiej prokuratury o uchylenie immunitetu posłowi Zbigniewowi Ziobrze. Ten jednak w danym dniu był nieobecny w Warszawie (przebywał w Krakowie - z przyczyn osobistych), w związku z czym nie mógł stawić się bezpośrednio przez komisją. Na ratunek partyjnemu koledze przybyli koledzy i koleżanki z Prawa i Sprawiedliwości, którzy złożyli wniosek o przełożenie obrad na inny dzień. W sile ponad 100 osób sparaliżowali obrady komisji oraz rozpoczęli składanie wniosków formalnych o legalność i zgodność z prawem takiego działania komisji (chodziło o przejęcie przewodzenia pracom organu sejmowego przez Stefana Niesiołowskiego). Te z kolei zostały przez nią odrzucone.
W wyniku tego następne wnioski posłów PiS, składane w lawinowym tempie, zostały zablokowane, zaś prowadzący obrady komisji Stefan Niesiołowski wezwał opozycję do zachowania spokoju. Ci wówczas odpowiedzieli obraźliwymi hasłami w kierunku marszałka, więc ten zarządził przerwę. Wtedy Arkadiusz Mularczyk zapowiedział, że Zbigniew Ziobro będzie w stanie pojawić się przed komisją w ciągu kilku godzin. Dalsze zachowanie posłów także pozostawiało wiele do życzenia. Po kilku godzinach posłowie PiS opuścili salę, a komisja, już w okrojonym składzie, zarekomendowała Sejmowi uchylenie Ziobrze immunitetu.
Sytuacja ze środy pokazuje jak olbrzymiej krzywdy doznaje kultura polityczna polskiego parlamentaryzmu, gdy naprzeciw siebie stają te dwie, konkretne opcje. Relacje między rządem a opozycją tworzą całą gamę wzajemnych animozji, uprzedzeń, których fronty nie są w stanie się wyrzec w imię dobra ogółu. Pierwszy raz spotkałem się z takim wielkim wypaczeniem, wobec którego jest mi wstyd za tworzących grunt pod życie codzienne rodzimej polityki. Sądziłem, że dawna chciwość członków SLD, która w rzeczywistości doprowadziła tę partię na samo dno, jest już szczytem wszystkiego, co najgorsze. A jednak. Środowe zachowanie posłów PiS pokazało, że ewoluuje to w najlepsze. Słowo „najlepsze” jest tu oczywiście groteską.
Niepohamowany strach największej partii opozycyjnej przed ewentualnymi konsekwencjami uchylenia Ziobrze immunitetu popycha ją ku drastycznemu zachowaniu, które po raz kolejny kompromituje w oczach społeczeństwa. Partie bezwzględnie prą ku wzajemnemu i bezsensownemu wykrwawieniu się. Gdyby tylko chciały, byłyby w stanie zbudować niezniszczalny monolit dwupartyjny, który odpowiedzialny za kreowanie polskiego życia politycznego, uzyskałby w ten sposób monopol na władzę. Niestety, naszym politykom wciąż brakuje dojrzałości, charakterystycznej dla zachodnich demokracji: umiejętności osiągania ponadpartyjnego konsensusu w sprawach ważnych dla kraju oraz unikania rozgrywek politycznych w polityce zagranicznej. Bez tego - ani rusz!