Powrót Zimnej Wojny?

12-08-2008

Autor: Andrzej Gwarda

Rosjanie obiecali nie przekraczać terytorialnej granicy Gruzji. Zobowiązali się do tego, tłumacząc obecność swoich wojsk w Osetii Płd., obroną rosyjskiej ludności, zamieszkującą zapalne tereny. Niestety od soboty konsekwentnie powiększali swój „pokojowy” kontyngent. W poniedziałek po południu ich siły wynosiły już ponad 10 000 żołnierzy oraz około 1500 czołgów i wozów opancerzonych. Mimo, iż konflikt bezpośrednio dotyczył osetyjskiej republiki, wojska rosyjskie wkroczyły również do drugiej zbuntowanej prowincji - Abchazji. Stamtąd ruszyła ofensywa, która zatrzymała się na 40 km od granicy. Tym samym zapewnienia dyplomacji rosyjskiej okazały się zwykłymi mrzonkami.


Dalsze wydarzenia posypały się lawinowo. Porozumienia przygotowane przez wysłanników UE - ministrów spraw zagranicznych Finlandii i Francji, podpisał dziś prezydent Gruzji Micheił Saakaszwili. Warunki te jednak okazały się nie satysfakcjonujące dla Rosjan. Dodatkowo oliwy do ognia dolała wypowiedź Ławrowa, który zakomunikował, że z obecnymi władzami gruzińskimi nie będzie prowadzona żadna droga rozejmowa. Gori, miasto, które przyniosło na świat Józefa Stalina zostało dzisiaj zajęte przez siły rosyjskie. To był właśnie sygnał, że kampania ta nie zakończy się bynajmniej na oswobodzeniu Osetii z wojsk gruzińskich. Zdezorientowany i chyba coraz bardziej osłabiony prezydent Saakaszwili, rozpaczliwie wzywa pomocy. Jego liczne wystąpienia pokazują, że jest przywódcą, który całkowicie stracił możliwość manewrowania a jedynym wyjściem okazuje się być natychmiastowa kapitulacja. Dobrze, jednak zdaje sobie sprawę co dla niego może to oznaczać. Pasywność Stanów Zjednoczonych oraz mało atrakcyjna oferta państw Wspólnoty, powoduje, że Rosjanie prą cały czas do przodu, na wystraszonych i spanikowanych Gruzinów. Media non stop zasypują telewidzów obrazkami z Gruzji, które obrazują, że najbardziej poszkodowani są mieszkańcy Kaukazu. Liczne materiały budzą jedynie litość i uczucie bezsilności wobec krzywdy jaka dzieje się kosztem ludności cywilnej. Dzisiejsza relacja reportera „Wiadomości” pokazała, że wszystkie siły gruzińskie wycofują się pod Tbilisi aby tam, w ostatecznym akcie bronić stolicy przed dalszą agresją. Ewakuowano już przedmieścia- najbardziej zagrożone ewentualnym nalotem. W momencie gdy piszę ten artykuł, śmiertelne oczekiwanie na dalsze kroki Rosjan, paraliżuje całą opinię publiczną.  

Warto w tym miejscu przejść do meritum. A mianowicie: dlaczego to wszystko jeszcze się nie skończyło mimo inicjatywy Gruzinów do zaprzestania działań wojennych? Dlaczego Rosjanie, mimo wcześniejszych zapewnień, wciąż prowadzą działania wojenne i zwiększają swój kontyngent?

Celem Rosji jest niewątpliwie podporządkowanie sobie Gruzji. Dalsza eskalacja konfliktu doprowadzi do całkowitej rekonstrukcji ekipy rządzącej  na spolegliwą oraz bojaźliwą wobec Kremla. Dotychczasowy prozachodni kurs obrany przez Saakaszwilego, zostanie zastąpiony, tym co było poprzednio- ściślejszą integracją z Rosją, powrotem do dawnych relacji a także prawdopodobnym zerwanie negocjacji akcesyjnych do NATO.  

Niewątpliwie dalsze działania wojenne, mają służyć temu, aby zniweczyć alternatywny projekt, dostaw surowców energetycznych (głównie ropy naftowej). Gruzja była jednym z głównych partnerów polskiego pomysłu, aby ropa płynęła przez jej terytorium z Azerbejdżanu do rafinerii w Płocku. Jestem przekonany, że po interwencji rosyjskiej, inicjatywa ta zostanie zatrzymana, a nawet wykasowana, jako niemożliwa do zrealizowania, w kształcie w jakim pierwotnie zakładano. Kontrola tego regionu przez Kreml, sprawi, że stanie się on jedynym, niepodważalnym monopolistom na dostawę złóż energetycznych w tej części świata. Wg profesora Zbigniewa Brzezińskiego, błędem było nie objęcie Gruzji na ostatnim szczycie w Bukareszcie planem pomocy w przyspieszeniu jej członkostwa w sojuszu. Tym samym wyrwali by asa z rękawa rosyjskich strategów, którzy trzykrotnie przemyśleli by sprawę, czy przekraczać terytorialną granicę Gruzji. Wobec braku jakichkolwiek zobowiązań, kraj ze stolicą w Tbilisi został pozostawiony swojemu własnemu losowi.

Pasywność Europy może jej wyjść tylko na gorsze. Przede wszystkim wzmocni wizerunek Rosji, która niebezpiecznie zbliży się do obfitych złóż Azerbejdżanu i zagrozi innym, kolejnym projektom alternatywnych dostaw tego surowca do Europy. Monopol jaki będzie posiadać, może sprawić, że jej pole do szantażowego manewrowania znacznie się powiększy i spowoduje, że Rosjanie staną się jeszcze bardziej pewniejsi w swoich poczynaniach. A natężenie procesu rozbijanie jedności UE, osiągnie olbrzymie rozmiary. 

Inna kwestią, jest fakt, że polityka siły jaką wobec Gruzji prowadzi Rosja, może sprawić, że pod byle pozorem zagrożone zostaną inne państwa z przestrzeni sowieckiej nie podzielające kursu politycznego Kremla. Już dzisiaj ambasador rosyjski na Łotwie ostro skrytykował oświadczenia prezydentów państw bałtyckich oraz polskiego, którzy potępili działania wojenne Rosji oraz zapowiedzieli bezapelacyjną solidarność z Gruzją. Charakter wystąpienia oraz słów, które powiedział ów dyplomata, przypominały te z czasów zimnej wojny i nie oznaczały niczego dobrego. My jednak, w przeciwieństwie do Gruzinów, mamy gwarancje obronne z NATO. Z drugiej strony sytuacja ta nie dotyczy również Ukrainy, która w negocjacjach do przystąpienia do sojuszu, jest w takiej samej sytuacji jak kraj rządzony przez Saakaszwilego.

Zdecydowane działania Rosjan, powodują, że dalsza eskalacja konfliktu nie doprowadzi do niczego dobrego. Gruzja, bliski sojusznik USA, sprzymierzony ze Wspólnotą Europejską (szczególnie jej wschodnim skrzydłem) zostaje zaatakowana przez wielkie mocarstwo z północy. Brak reakcji na tę agresję, może dać wynik wymierny do oczekiwań Rosji. Na nic zdały się pokojowe zabiegi UE, które podobnie jak w sprawie Iranu, okazały się katastrofą. Rosja dobrze wie, czego chce i konsekwentnie do tego dąży. Jej zależy na utrzymaniu statusu quo, w którym to ona jest bezwzględnym dostawcą złóż energetycznych do Europy. Zajmując Gruzję i osadzając tam uprzywilejowaną ekipę, posłuszną swojej doktrynie osiągnie wielki i olbrzymi sukces. Świadczy o tym fakt, że do tej pory bardziej zaangażowany jest w to premier Putin niż prezydent Miedwiediew. 

Podkreślenia wymaga fakt, że takie postępowanie wobec tragedii kaukaskiej, ośmieli Rosję do innych nieopłacalnych dla Zachodu incydentów. Jej stanowisko wobec tarczy może ulec znacznej radykalizacji oraz stanowczości. Nie wykluczam nawet zbliżenia na linii Hawana-Moskwa, która będzie możliwa przy ewentualnym porozumieniu polsko-amerykańskim. Instalacja za instalację. W obliczu słabnącej pozycji USA w świecie, oraz rozbestwienia się Rosji, efekty te mogą już wkrótce zaistnieć.

Tekst został napisany 11.08.2008 r.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.