Czy tak właśnie miała wyglądać Polska pod rządami PO? Czy samo odsunięcie od władzy koalicji IV RP (PiS – Samoobrona – LPR) rozwiąże problemy najbardziej palące dla społeczeństwa? W parlamencie także nie jest lepiej.
Owszem, z pozoru jest ciszej, nie ma zaciekłych jatek, czy awanturnictwa na sejmowej mównicy, nie wspominając już o seksaferach. Jednak kiedy uważniej przyjrzymy się sytuacji na krajowej scenie politycznej, szybko okaże się, że pozory naprawdę mylą. Brak w parlamentarnych ławach ludzi pokroju Stanisława Łyżwińskiego, Renaty Beger czy Mirosława Orzechowskiego wcale nie powoduje, że debata publiczna stoi na wyższym poziomie (mamy chociażby wicemarszałka Niesiołowskiego czy posła Palikota). Na poziomie, jakiego oczekiwalibyśmy od przedstawicieli narodu. Nasi wybrańcy także i w tej kadencji pokazują, że ani myślą pracować nad bolączkami społecznymi czy ustrojowymi, których rozwiązanie znacznie ułatwiłoby funkcjonowanie społeczeństwa, a także poprawiło jakość państwa.
Mówiąc bez ogródek - obecny rząd po prostu się leni. Leni się i to bardzo. Nie jest tajemnicą, że mimo dosyć dobrej sytuacji gospodarczej w Polsce w najbliższym czasie nie da się uniknąć kilku bardzo ważnych reform, aby cały system państwa mógł nie tylko funkcjonować, ale i w ogóle przetrwać. Tymczasem obecny gabinet wyraźnie stroni od brania się za bary z najbardziej poważnymi problemami (system emerytalny, opieka zdrowotna, infrastruktura energetyczna).
Owszem, były głośne zapowiedzi (szczególnie dotyczące służby zdrowia), ale nagle wszystko zamilkło. Pani minister zdrowia z Platformy miała mieć doskonałą receptę na zmiany i ulepszenia w opiece zdrowotnej, tymczasem po kilku tygodniach aktywności minister Ewa Kopacz wyraźnie spuściła z tonu i w zasadzie zniknęła. Obecnie można o niej usłyszeć tylko wtedy, gdy do prasy wyciekają jakieś informacje na temat prywatyzacji szpitali (porównywanie ich z wizjami snutymi przez posłankę Sawicką). Zaś o szefowej resortu zdrowia mowa jest najczęściej wtedy, gdy dyskutuje się o zmianach w składzie rządu.
Ponadto wśród zadań do zrealizowania przez państwo są jeszcze takie projekty, jak przygotowanie kraju do Euro 2012. Wprawdzie, ku zdziwieniu wielu obserwatorów, to Ukraina ma większe problemy w tym procesie niż Polska, ale nasza sytuacja wcale nie jest różowa. Nietrudno było zauważyć, że wizytacja ze strony UEFA wcale nie była zachwycona naszymi postępami w przygotowaniach. Trochę lepsze noty od Ukraińców wcale nie oznaczają, że możemy spać spokojnie. Odebranie nam tej imprezy byłoby totalną kompromitacją dla klasy rządzącej. Na razie jednak chyba nikt do końca nie zdaje sobie z tego sprawy.
Także walka z biurokracją nie idzie najlepiej. Być może dlatego, że szef komisji sejmowej, która powinna zwalczać tę plagę w polskim życiu, ma inne zajęcia (zadania?). Tyle tylko, że przedsiębiorcom i pozostałym obywatelom wcale nie jest łatwiej płacić podatki i prowadzić rozliczenia, kiedy słuchają o ilości butelek wina w pałacu prezydenckim, czy też czasem spędzonym w toalecie przez Lecha Kaczyńskiego. Absolutnie nic konstruktywnego z tego dla ludzi nie wypływa. Pozostaje tylko mocne zniesmaczenie działaniami posła Palikota.
Jeśli Donald Tusk i jego doradcy od PR sądzą, że strategia nic nierobienia przyniesie im jakieś owoce, to grubo się mylą. Wysokie poparcie w sondażach, wynikające w dużej mierze ze słabości opozycji, w końcu się skończy. Kiedy przyjdzie czas na oddanie głosu w przyszłych wyborach każdy zastanowi się, cóż takiego zrobiła Platforma Obywatelska, że ma na nią głosować? Jeśli nadal rząd tkwił będzie przy obranej dla siebie koncepcji, to może się okazać, że powtórka 2005 roku jest bardzo możliwa. Tym bardziej, że i wtedy wyniki badań opinii społecznej wskazywały wyższość PO. Jeśli premier Tusk ponownie chce się obudzić z ręką w nocniku, to jest na najlepszej drodze do osiągnięcia tego celu.
Zapewne wielu z nas obojętny jest los PO, czy innej partii. Najważniejsze są dla nas sprawy i problemy dnia codziennego oraz nasza przyszłość. Mało nas obchodzą awantury i spory na Wiejskiej w Warszawie. Jednak trzeba mieć świadomość, że to właśnie tam w dużej mierze decyduje się o tym, jak i z czym przyjdzie nam się zmierzyć w walce o lepsze jutro. Warto zatem bacznie obserwować działania naszych parlamentarzystów i wymagać od nich choćby tego, aby się nie lenili.
Wprawdzie mamy na nich bat w postaci kartki wyborczej, ale tego użyć możemy tylko raz na cztery lata. Natomiast w czasie kadencji najczęściej stajemy się mocno zniesmaczonymi obserwatorami działań „elity” w parlamencie. Warto być pamiętliwym w odniesieniu do wyborczych obietnic, jak i sposobu ich realizacji. Ciągłe przypominanie o nich naszym wybrańcom na pewno będzie bardziej pobudzało ich do działania. Natomiast swoją biernością i obojętnością działamy na własną szkodę. Do tego pozwalamy tkwić rządzącym w samozadowoleniu i poczuciu dobrze pełnionej misji. Nie dajmy się zwodzić PR- owym trikom. A zatem – władza do roboty!