Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / A ja na to: Niedzielni ustawodawcy               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
15-08-2009

 

30-07-2008

 

08-11-2006

 

25-10-2006

 

+ zobacz więcej

A ja na to: Niedzielni ustawodawcy 

02-03-2006

  Autor: Marcin Łuczyński

Wraca sprawa zakazu handlu w niedzielę. Osobiście bardzo lubię i cenię wolny czas, jestem nad wyraz zadowolony z tego, że udało mi się znaleźć zatrudnienie nie wymagające ode mnie wykonywania pracy w Dniu Pańskim. Tym niemniej wiadomo powszechnie, że pewne zawody takiego luksusu nie mają. Pytanie o ograniczenie niedzielnego handlu de facto sprowadza się do tego, gdzie postawić granicę, między tym, co niezbędne, a tym, co przydatne. No i oczywiście do tego, któż ma ją wytyczyć.

 

 

Wszyscy oczywiście akceptują to, że istnieją zawody, w których trzeba pracować okrągłą dobę, także w niedziele czy święta – wszelkie pogotowia, żeby daleko nie szukać. Pozostaje pytanie, czy niedzielna aktywność zawodowa ludzi ma się ograniczać wyłącznie do nich, i ono wcześniej czy później wróci bumerangiem, nawet jeśli zaczyna się tę sprawę rozważać od kwestii li tylko handlu.

W tym wypadku wyjątkowo jaskrawo widać próbę ingerencji w wolny rynek. Jeśli komukolwiek zdarza się robić zakupy w hipermarketach, wie z doświadczenia, że sobota i niedziela to po temu dni najgorsze, bo można się wtedy zabić – takie tłumy łażą z wózkami. Dla konsumentów, z różnych powodów, te dni są najlepsze i dają oni temu wyraz, głosując nogami (z tego, co mi wiadomo, obroty wielkich sklepów w te dwa dni grubo przekraczają obrót z całego „powszedniego” tygodnia). A jednak wcale nie musi chodzić o wielkie zakupy, uznawane powszechnie za rzecz, która może poczekać do poniedziałku, czy wtorku – ileż to razy leciałem w niedzielne południe do sklepu, żeby kupić vegetę czy pieprz do rosołu, czy bułkę tartą do panierowania mięsa, bo akurat zabrakło ich mamie do obiadu – nawet nie policzę. A przecież nie tylko sklepy starają się wyjść naprzeciw klientowi, to samo tyczy chociażby lodziarni czy ciastkarni, knajp, kawiarni, barów, pizzerii, księgarni, kin, basenów, muzeów, galerii, uczelni wyższych (wtedy przecież odbywają się zajęcia dla studentów zaocznych) i pewnie jeszcze wielu innych.

O ile teza o wspólnym rodzinnym odpoczynku na zakupach dla wielu może wydawać się naciągana, o tyle już w wypadku chociażby teatrzyku dla dzieci, raczenia się lodami podczas niedzielnych spacerów (też, notabene, nie policzę, ile razy to robiłem), zwiedzania, kulturalnej rozrywki, obiadów w barach – już nie. Zakazywać? Przecież nie jest to niezbędne do życia, podobnie jak zakupy. A z drugiej strony, kiedy człowiek ma się wybrać na dobry film, pójść do muzeum popodziwiać malarstwo, czy zabrać dzieci na lody, jeśli nie w niedzielę właśnie? Ileż to ludzi robi tak po mszy?

Toteż zakaz niedzielnego handlu uderzyłby w konsumentów wyjątkowo boleśnie, choć pomysłodawcy zakładają, że warto mimo wszystko tak tę sprawę uregulować, ponieważ pracownicy będą mieli z tego wyłącznie korzyść – rodzinną niedzielę. Podejrzewam, że podobne boje można by toczyć o prawo ludzi do snu w nocy, próbując ograniczyć ustawowo pracę na trzecią zmianę w zakładach produkcyjnych – bo niby dlaczego nie? Też można by czynić opartą na religii egzegezę, że po to Bozia dała noc, by człowiek mógł się krzepić snem po ciężkim dniu pracy.

***

Tyle że wszystko to są takie gdybania ogólne, co do których można dyskutować i próbować znaleźć złoty środek. Tymczasem nasi posłowie podchodzą do wspomnianej sprawy typowo dla siebie, tzn. albo po partacku, albo ze złą wolą – i sam nie wiem, co gorsze. Z jednej strony bowiem posiłkują się argumentacją religijną, przywołując czwarte przykazanie: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, i chęcią umożliwienia jego wypełnienia tym pracownikom, na których pracodawcy wymuszają dyspozycyjność zawodową w niedzielę wiadomym szantażem (praca lub zwolnienie). Ale z drugiej strony zastrzegają, że zakaz tyczyłby tylko tych sklepów, w których liczba pracowników przekracza pełen pułap. Pytani, dlaczego akurat tak i czy nie jest to przypadkiem po prostu kolejna batalia z hipermarketami, odpowiadają – sam to wczoraj słyszałem w „Echach dnia” – że małe sklepy to zwykle przedsięwzięcia rodzinne i tam wspomniany przymus nie występuje, bo decyzja o otwarciu sklepu w niedzielę jest dobrowolna, podejmowana „w rodzinie”. Czegoś równie humorystycznego dawno nie słyszałem. W moim rodzinnym mieście, tuż obok mojego bloku stoi sobie mały sklepik spożywczy, gdzie handluje się w niedzielę, nie mający absolutnie niczego wspólnego z biznesem rodzinnym – i podobnych mu w Polsce jest cały legion.

Argument przeciw ustawowym ograniczeniom, podnoszony przez różne organizacje biznesowe, to przewidywany spadek zatrudnienia wynikły z mniejszego zapotrzebowania na pracowników. Zwolennicy tej ustawy twierdzą, że stosownych badań nikt nie robił (co jest prawdą, jeśli się nie mylę), zaś zatrudnienie na pewno nie spadnie, ponieważ klienci nie odpłyną od zamykanych w niedzielę sklepów, tylko zaczną zakupy robić w inne dni tygodnia (we wspomnianym programie z ust posła Zawiszy z PiS padł argument, że przecież swoich pieniędzy nie wyrzucą, ani nie zjedzą).

Ta druga teza to już jest bzdura kompletna (tzn. ta jej część dotycząca utrzymania zatrudnienia na dotychczasowym poziomie). Oczywiście, skutkiem tej ustawy będzie intensywniejszy ruch w dni, w którym handel pozostanie dozwolony – to logiczne (chociaż warto mieć na uwadze i to, że część klientów będzie nadal robić zakupy w niedzielę, tyle że tym razem w sklepach, którym wolno będzie w ten dzień handlować – i jakoś nie mogę się oprzeć konstatacji, że dokładnie o ten efekt pomysłodawcom ustawy idzie, choć wprost tego nie powiedzą nawet łamani kołem). Trzeba jednak pamiętać, że gdy sklep zatrudnia tylu a tylu pracowników (kasjerki chociażby), bierze pod uwagę dwie rzeczy: czy pozwalają mu na to osiągane przychody (czy będzie miał co miesiąc pieniądze na wypłatę i ubezpieczenie pracownika, krótko mówiąc) oraz to, czy jest dla nich zajęcie. Argument posła Zawiszy ma rację bytu w tym pierwszym przypadku, nie mając kompletnie żadnego w tym drugim (o ile mi wiadomo, w hipermarketach nie ma najmniejszych możliwości zwiększenia liczby kas, więc po prostu ogonki do tych istniejących się zwiększą). W sytuacji, gdy z tygodnia wypadnie jeden dzień (czyli blisko 15% czasu), pracodawca będzie miał dwa wyjścia: albo utrzymać ilość zatrudnionych pracowników na tym samym poziomie, zmniejszając im etaty (a co za tym idzie, pensje – tego akurat jestem pewien, jak niewielu rzeczy na tym świecie), albo po prostu części z nich grzecznie podziękować za współpracę i pozwolić im się cieszyć nie tylko wolną niedzielą, ale i pozostałymi dniami tygodnia.

***

Nie twierdzę, że nie należy przeprowadzać debaty na temat niedzielnego handlu (zwłaszcza, że rozumiem ludzi, którzy chcieliby mieć wolny nie jakiś inny dzień tygodnia, lecz właśnie ten). Zdanie konsumentów jest łatwe do przewidzenia i trudno się innego spodziewać, tym niemniej zakaz handlu nie pozbawi ich źródła utrzymania, lecz co najwyżej przysporzy niewygody i zaingeruje w przyzwyczajenia (choć bynajmniej nie zamierzam tu sugerować, że ich opinie można tak po prostu olać i cześć pieśni). Przede wszystkim jednak niezwykle istotne jest, żeby na ten temat wypowiedzieli się ci najbardziej zainteresowani w sprawie, a swoją decyzję poparli argumentami świadczącymi o tym, że są świadomi zagrożenia (nieuchronnych, moim zdaniem) zwolnień i mimo tego gotowi są podjąć to ryzyko. Oczywiście zaraz po tym, jak napisałem poprzednie zdanie, uśmiechnąłem się z politowaniem na własną naiwność. Na ile bowiem znam życie, rzecz skończy się na żądaniu, by w ustawie wpisać nie tylko zakaz handlu w niedzielę, ale i zakaz przeprowadzania redukcji zatrudnienia z tego tytułu. A jako że argumenty polityków – przynajmniej te, które słyszałem i które przytoczyłem – nijak się do rzeczywistości mają, nie bez racji będzie podejrzewać, że i w tę mańkę pójdą oni wcale ochoczo (nawet jeśli z góry wiadomo, że Trybunał Konstytucyjny taką ustawę rozniesie w proch i pył). Mimo iż wielokrotnie brałem na niniejszych łamach w obronę rządzącą partię, to jednak w tym wypadku ani mi to w głowie, tym bardziej, że jest spora szansa, że w Sejmie tę ustawę uda się przepchnąć (sprzeciwi się jej pewnie tylko PO).

Jest coś niesamowicie urągającego inteligencji i jednocześnie smutnego, że naszych posłów stać tylko na tak toporne przekładanie pomysłów na rzeczywiste działanie, że tak wielu z nich uważa, że starczy uchwalić przepis, wydrukować go w Dzienniku Ustaw i w ogóle sobie głowy nie zawracać, jakie to przyniesie skutki w rzeczywistości (żeby daleko nie szukać, wspomnę ustawę antylichwiarską, z której się dzisiaj wszyscy śmieją w kułak). Raz po raz poważnie się zastanawiam, czy by nie kupić naszym posłom z dobrowolnych społecznych składek z pół tysiąca dzięciołów – skoro sami się nie kwapią, warto żeby ktoś inny puknął im od czas do czasu w czoło.

Podejrzewam, że w niejednym przypadku usłyszelibyśmy głuchy stukot i solidne echo.

***

Kluczowa w całej tej kwestii jest różnica pomiędzy pracodawcą, który zarabia i wydaje pieniądze, a ustawodawcą, który uchwala prawo. Różnica jest od dłuższego czasu znana powszechnie i polega na tym, że ten pierwszy musi się kierować zdrowym rozsądkiem, logiką i rachunkiem ekonomicznym, bo inaczej pójdzie z torbami, ten drugi za to – jak wszyscy wiemy – nie musi i – przykro to po raz kolejny już z rzędu skonstatować – w tym wypadku ochoczo z tego prawa skorzystał.

Wiadomo, co oznacza określenie „niedzielnego kierowcy”. Jeśli ktoś określenie „niedzielni ustawodawcy” odbiera równie pejoratywnie i lekceważąco, ma stuprocentową rację.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  [ 1 ]

(~mp, 05-03-2006 23:10)

Opis:

  To straszne i co zrobimy z wolnym czasem!!! [ 1 ]

(~Nowa, 04-03-2006 12:15)

Opis:

  [ 1 ]

(~Niedzielan, 02-03-2006 13:42)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl