Rząd zaproponował właśnie związkom zawodowym i pracodawcom negocjacje nad paktem społecznym . Prawdopodobnie chodzi o szerokie porozumienie rządu, związków zawodowych i organizacji pracodawców określające kluczowe kierunki rozwoju państwa i gospodarki.
Porozumienie ma nazywać się "umową społeczną" w odróżnieniu od "paktu", czyli słowa zarezerwowanego dla porozumienia stabilizacyjnego PiS, LPR i Samoobrony. Propozycja rządu zawiera ogólnikowe sformułowania dotyczące zapewnienia największego wzrostu gospodarczego, walki z bezrobociem, dialogu społecznego i realizacji polityki prorodzinnej.
W zeszłym tygodniu minister pracy Krzysztof Michałkiewicz zaproponował partnerom z Komisji Trójstronnej negocjacje pod patronatem prezydenta. Jednak – jak dowiedział się dziennik – zaproszenie z kancelarii głowy państwa dostał tylko Janusz Śniadek, szef "Solidarności". Jak zauważa Wyborcza to właśnie Solidarności najbliżej dziś do obecnej władzy.
Na razie nikt nie ujawnia szczegółów. Gdyby jednak tematem negocjacji stały się na przykład projekty zapisane w pakcie stabilizacyjnym PiS, LPR i Samoobrony to PiS mógłby wykorzystać umowę z partnerami społecznymi do zdyscyplinowania swych partnerów w parlamencie. W takiej sytuacji LPR i Samoobrona nie za bardzo mogłaby sabotować ustalenia popierane przez związkowców i pracodawców. Także opozycja stanęłaby przed trudnym pytaniem: czy sprzeciwiać się propozycjom, które nie są już wyłącznie projektami PiS, ale mają akceptację reprezentantów obu stron stosunków pracy.
Zarówno władzom "S" jak i OPZZ kończą się w tym roku kadencje, a sukces w negocjacjach zwiększyłby szanse obecnych szefów na ponowną elekcję.
Pomysł paktu nie jest nowy. Ciszej lub głośniej podobne pomysły pojawią się od ponad 10 lat, kiedy to podpisano pakt o przedsiębiorstwie.