Komisja Majątkowa

16-11-2008

Autor: Andrzej Gwarda

W ostatnim tygodniu na łamach „Gazety Wyborczej” ukazał się szereg artykułów opisujących pracę działającej przy MSWiA Komisji Majątkowej. Jej zadaniem jest rozpatrywanie wniosków organizacji kościelnych (parafii, stowarzyszeń, klasztorów, zakonów itp.), które dotyczą prośby o zwrot utraconych nieruchomości w okresie PRL.


W skład komisji wchodzi 6 członków Episkopatu, resztę zaś stanowią siły parlamentarne. Pół na pół, gdyż łącznie jest ich 12. Komisja powstała w 1991 roku po silnych staraniach i naciskach ze strony Kościoła. I o ile sens jej istnienia jest jak najbardziej uzasadniony, o tyle metody oraz regulacje towarzyszące pracy instytucji budzą niemałe kontrowersje.

Otóż sprawa dotyczy dwóch zasadniczych kwestii. Po pierwsze, instancyjność. Komisja jest organem, od którego decyzji w żaden sposób odwołać się nie można. Nie istnieje żadna instytucja, która rozpatrzyłaby ewentualny wniosek na szczeblu II instancji. Oznaczać może to, ni mniej nie więcej, że zgodność charakteru prac Komisji pozostawia wiele do życzenia wobec demokratycznych standardów naszej Konstytucji. Już teraz znany prawnik prof. Andrzej Zoll, dość negatywnie ustosunkował się do tego aspektu, podkreślając potrzebę wprowadzenia do prac Komisji dwuinstancyjnego charakteru podejmowania decyzji (np. poprzez stworzenie drugiej podobnej instytucji złożonej tylko z prawników, konstytucjonalistów, przedstawicieli samorządu).

Nie oznacza to jednak, że taka procedura zostanie wdrożona. Komisja otrzymała kilka tysięcy takich wniosków, z czego pozostało jej do rozpatrzenia około 300. Znaczna ich część mogła zostać podjęta w sposób bardziej obiektywny. Decyzja podjęta przez Komisję jest jednak ostateczna.

Po drugie, rzeczoznawcy. W przypadku, gdy parafia lub klasztor chciały odzyskać utracone mienie, a te było już wykupione bądź zagospodarowane w sposób uniemożliwiający powrót do wcześniejszego stanu, mogły wskazać inne, wcześniej upatrzone nieruchomości. Procedura zakładała, że wnioskodawca (w tym wypadku Kościół) musi wynająć rzeczoznawcę, który obliczy cenę danego gruntu i przedstawi ją Komisji Majątkowej. Ta z kolei podejmuje decyzję o tym, czy daną cześć oddać w ręce kościelne, czy też nie.

Problem pojawia się w momencie, gdy cała sprawa trafia do samorządów. Te z kolei są niepocieszone (to naprawdę delikatne słowo!). Uważają, że wynajęci przez duchownych rzeczoznawcy zaniżają realne wartości gruntów - i to kilkakrotnie. W tym celu wynajmują swoich specjalistów, aby zweryfikować jak przedstawiają się różnice w cenach. Są to jednak działanie mało owocne, gdyż Komisja bierze pod uwagę jedynie opinie tej pierwszej grupy ekspertów. Na ten przykład, w krakowskiej Białołęce Komisja przyznała Zgromadzeniu Sióstr św. Elżbiety Prowincji Poznańskiej grunty w zamian za utracone mienie w Wielkopolsce. Realną wartość tych gruntów ocenia się na 240 mln zł. Rzeczoznawcy wynajęci przez elżbietanki ocenili je na 30 mln zł.

Można teraz dyskutować, ile na tej transakcji straciła gmina, która mogła w zupełnie inny sposób zająć się tym terenem. Mogłaby go sprzedać prywatnemu inwestorowi i na tym zarobić. Ten z kolei zagospodarowałby go w taki sposób, by działał on na rzecz społeczności lokalnej (pierwotnie władze gminy zamierzały wybudować tu coś na wzór centrum sportowego). Niestety. Samorządowcy z Małopolski zapowiadają dalszą walkę o utracone grunty.

Wypada teraz mieć nadzieje, że okolicznościami prac Komisji zajmą się odpowiednie organy, które zweryfikują dotychczasowe działania i podjęte decyzje. Jeśli to, o czym pisze „Gazeta Wyborcza” jest prawdą, będziemy mieli do czynienia z ogromnymi stratami Skarbu Państwa. Poprzednich postanowień Komisji cofnąć już nie można, ale istnieje szansa, że kolejne wnioski zostaną rozpatrzone w sposób bardziej obiektywny i sprawiedliwszy.



Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.