Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Prawo / Krajobraz dna               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
13-04-2007

 

12-04-2007

  Comeback

15-09-2006

 

31-07-2011

  Listy wyborcze SLD

15-06-2010

  Napieralski: tak po ludzku jest mi przykro

27-04-2010

 

21-04-2010

  Kogo wystawi PiS i SLD?

+ zobacz więcej

Krajobraz dna 

31-05-2009

  Autor: Jan Podniesiński

Jeśli jakiś młody Polak przyszedłby teraz do swojego ojca i powiedział: „Tato, jestem na tyle młody, że nie pamiętam PZPR, chciałbym żeby każdy posiadał wolność decydowania o sobie, a moi koledzy mogli chodzić do dobrych szkół, nawet jeśli nie są najbogatsi. Dlatego zamierzam głosować na lewicę. Mogę?”, rodzic powinien wykrzyczeć: „Nie!”.

 

 

Na pytanie: „Dlaczego, przecież lewicowcy mają dużo racji…”, głowa rodziny – już spokojniej – stwierdziłaby: „Być może synku. Ale nie możesz ich poprzeć, ponieważ mężczyzna musi być wyrazisty i pewny wszystkiego, co w życiu robi”.

Niewykluczone, że ten dialog przebiegłby podobnie w większości krajów Europy. Filozof Slavoj Żiżek mówił w wywiadzie dla „Dziennika” z 16 maja tego roku o „całkowitej zapaści lewicy” we Włoszech. Sformułował sąd, według którego „Berlusconi został przez nią zaakceptowany jako rodzaj naturalnej siły, której trzeba będzie oddawać cześć przez najbliższe 20 lat”. Na takim tle kondycja nadwiślańskich socjaldemokratów wygląda nienajgorzej. Tylko że trochę nie o to w tym chodzi.

Obecny Lider SLD przyznaje, że największa formacja lewicowa znajduje się w kryzysie. Dariusz Rosati akurat tę jego diagnozę podziela, choć nie zgadza się z większością pozostałych. Marek Borowski gra w drużynie Porozumienia dla Przyszłości, natomiast Leszek Miller ostatnio dogadał się z Sojuszem i przykleił Polską Lewicę do zespołu Napieralskiego. Skład PdP uzupełnia jeszcze Unia Lewicy, która obecnie posłów w sejmie ma zero, senatorów też zero, z kolei eurodeputowanych – ani jednego. Faktycznie, trochę kryzysowo sprawa wygląda. Jeśli lepiej niż pod Apeninami, to dlatego że w Polsce środowiska spod czerwonej flagi nie straciły wysokich aspiracji. Ich spełnienie blokuje jednak kwartet czynników, na które ludzie z lewej strony sceny politycznej nie znaleźli jak dotąd leku.

1. Przeszłość

Za SLD w dalszym ciągu łazi cień minionych grzechów. Łatka „postkomunistów” zdążyła lekko wyblaknąć, w związku z uzyskaniem prawa wyborczego ludzi urodzonych już w wolnej Polsce. Oni nie pamiętają beznadziei życia w PRL, jak pokazują badania w niewielkim stopniu są zainteresowani zawartością IPN-owskich archiwów. Niestety, w momencie wybuchu „Afery Rywina”, lub podpisania aktu łaski w stosunku do Zbigniewa Sobotki, osoby z rocznika ’89 byli już świadomi. To po tamtych zawirowaniach SLD z partii rządzącej spadło do niszy, z której do dzisiaj nie potrafi się wygrzebać. Nic dziwnego, zaufanie zostało nadużyte. W efekcie powstało coś w rodzaju obcęgów, zaciskających się na socjaldemokratycznej szyi: jedno ich ramię to historia do Sejmu Kontraktowego, drugie – wyczyny z okresu zarządzania „Rywinlandem”.

2. Ludzie

Sposobem rehabilitacji w oczach tak starego, jak świeżego elektoratu, było przewietrzenie personaliów, ogłoszone szumnie przed wyborami w 2005 roku. Podziękowano Oleksemu, Millerowi zaproponowano co najwyżej senat, a przewodniczącym partii został wybrany trzydziestokilkuletni Wojciech Olejniczak z doświadczeniem Ministra Rolnictwa i urodą Marlona Brando. Ręka w rękę z twardym poglądowo Napieralskim mieli stworzyć energiczny tandem wiozący ugrupowanie do 30% poparcia. Czas pokazał, że nowym sternikom brakuje doświadczenia, niekiedy również pomysłów. Nade wszystko wyczuwalny jest jednak deficyt zdrowego rozsądku czy długofalowego działania. Ponad rok temu dżentelmeni od „nierozerwalnej współpracy dla dobra” rozpoczęli wzajemne kopanie się po kostkach, i w finale jeden drugiego niekoniecznie elegancko wysadził z fotela szefa Sojuszu. Obecnie ów wysadzony jest na etapie rezerwowania biletu lotniczego do Brukseli (chociaż mówił, że nie chce). Czyli ze współdziałania ostały się gruzy.

Brak doświadczonych ludzi ze znaczącym nazwiskiem został już zauważony. Stąd powrót byłego premiera Millera, stąd negocjacje z Rosatim i Cimoszewiczem. Nie ma jednak pewności, czy te posunięcia wystarczą (zwłaszcza w obliczu fiaska wyżej wspomnianych rozmów). Bolesną prawdą jest, że SLD dysponuje na tę chwilę dwoma silnymi postaciami: pierwszą jest Jerzy Urban, który na poparciu swoją pomoc kończy, drugą Aleksander Kwaśniewski, który w bieżącą politykę plątać się nie chce (bo i po co mu to?). Obie osobowości są rozpoznawalne, wpływowe i obdarzone intelektem. Były prezydent dodatkowo świetnie wypada w sondażach popularności, szczególnie przy zestawieniu z następcą. Ironia losu, że tak potężnego kapitału ludzkiego nie da się w pełni wykorzystać.

A w tzw. międzyczasie PO nakłoniła dwie inne lewicowe ikony do przywdziania jej barw, czym poważnie osłabiła ofertę personalną SLD w wyborach do Europarlamentu. Jeżeli współpraca Danuty Hubner i Włodzimierza Cimoszewicza z Platformą okaże się trwalsza, będzie stanowiła katastrofę strategów od Napieralskiego.

3. Niestałość

O ile tacy w ogóle istnieją. Od kiedy Marek Borowski własnoręcznie dokonał rozłamu partii, garnuszek lewicowców nie przestaje kipieć. Jedni wychodzą z porozumienia, mijając przy okazji tych idących w przeciwnym kierunku. Szyldy pojawiają się rotacyjnie jak slajdy (LiD jest, LiDu nie ma, PL było, a teraz to już… nie wiadomo). Ten bałagan naprawdę odstrasza, bo biorąc rzecz na logikę: jak ci ludzie mają załatwić sprawy 38-milionowego kraju, skoro nawet swoich nie potrafią ogarnąć?

Co jakiś czas pojawia się formacja zupełnie nowa, jak ostatnio Porozumienie dla Przyszłości. Nazwa to ożywcza, ponieważ znaczy że ktoś się z kimś wreszcie porozumiał. Zaletą PdP jest otrzaskany, niezwykle kompetentny lider, a ogromnym sukcesem zaproszenie do współpracy człowieka pokroju profesor Magdaleny Środy. Na niekorzyść działają tu mała ilość czasu na wyrobienie pozycji przed 7 czerwca. Taki problem pewnie uda się przeskoczyć, gorzej, że z przemówień Dariusza Rosatiego bije na wiecach ta sama sztampa gadatliwości politycznej. Ciekawe, czy ulegnie to zmianie – szansa zdaje się być spora, biorąc pod uwagę ton wywiadów udzielanych przez działaczy PdP.

4. Agresja mylona z wyrazistością

Receptą na przyciągnięcie wyborców ma być od niedawna „wyrazistość” poglądów. Przy czym jak do tej pory sprowadziła się ona do wezwań ku laicyzacji państwa i wyprowadzeniu religii ze szkół. To, istotnie, jeden z fundamentów programu. Ale warto byłoby postawić pytania: czy w obecnym położeniu drażnienie Episkopatu to dobra inwestycja? Po drugie: co to kogo obchodzi w momencie załamania na rynkach światowych i turbulencji z Traktatem Lizbońskich? Co więcej, każdą racje lepiej przedstawić mówiąc, zamiast wrzeszczeć. Umiejętność dialogu do tej pory odróżniała lewicę od LPR lub Samoobrony. Ostatnimi czasy obserwujemy zmianę w tej materii. Na gorsze.

Jest miejsce dla formacji lewicowej…”

Nawet przy pomyślnym dla lewicy scenariuszu, Sojusz nie przeskoczy 15% w następnych krajowych wyborach (nawet 10 to znak zapytania). Trudno prognozować, jaki wynik zanotuje Porozumienie: może być wysoki, jeśli koalicja udowodni jakość, którą na razie wydaje się prezentować. Oczywiście warunkiem głównym jest, żeby się do czasu wyborów… nie rozpadła. Tak czy inaczej, chcąc stanowić rzeczywistą siłę, lewica nie ma wyjścia – musi się połączyć. Dopiero wtedy pojawi się możliwość odzyskania twarzy, w konsekwencji realny sukces wyborczy.

Przy okazji, dobrze byłoby wystawić sensownego kandydata na urząd Prezydenta, który zostałby „tym trzecim” z perspektywą na przeprowadzkę do Pałacu. To także stanie się jedynie w momencie, gdy nazwiska z kręgu lewicy nie będą wspólnie rozdrapywały jednego elektoratu.

Chciałbym, żeby Rzeczpospolita doczekała się formacji lewicowej z prawdziwego zdarzenia. Chociażby dla równowagi życia publicznego, dla wskazania możliwości wyboru różnych kierunków. Kwaśniewski od dwóch lat powtarza, że w naszym kraju jest miejsce dla partii lewicowej. Zapewne ma rację. Oby była to porządna i skonsolidowana formacja. Bo jeśli już nawet Urban nie chce głosować na lewicę, to znaczy że sięgnęła dna.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  Obecna lewica sama nie wie kim jest

(~socjalista z przekonania, 05-08-2009 05:38)

Opis:

  Bardzo ciekawe

(~czester, 23-07-2009 11:05)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl