Nie jest dziś tajemnicą, że postrzeganie tamtych wydarzeń w różnych krajach jest odmienne. Spowodowane to jest między innymi tym, że przebieg tego dramatu był często inny w różnych państwach. Doświadczenia społeczeństw, choć wstrząsające, nie są jednakowe. Nie powinno to jednak prowadzić do zniekształceń, czy też często świadomych zakłamań co do konkretnych okoliczności, czy też wydarzeń z okresu II wojny światowej. Polacy, jako jedne z pierwszych ofiar hitlerowskiej napaści i polityki fizycznego unicestwiania poszczególnych narodowości, winni być szczególnie wyczuleni na tego typu procesy. Zwłaszcza, że w ostatnich latach takie „pomyłki” czy „niedopatrzenia” mają miejsce szczególnie często.
I tak w ostatnich dniach usłyszeliśmy o nowej interpretacji genezy II wojny światowej, jaką przedstawiła część rosyjskich badaczy. Otóż ich zdaniem Polska nie była pierwszą ofiarą Niemiec, ale sama swoją nieugiętą i butną postawą doprowadziła do wybuch konfliktu. Dowiadujemy się także, że Adolf Hitler niejako prowadził pokojową politykę i roszczenia wysunięte wobec II Rzeczypospolitej były w pełni uzasadnione i ówczesny rząd polski winien je spełnić bez szemrania. Jednak jak pokazały pierwsze miesiące 1939 roku to właśnie Polska, zdaniem rosyjskich historyków, prowadziła działania prowokacyjne i konfrontacyjne, co w efekcie doprowadziło nieuchronnie do skąpania całej Europy we krwi.
Zapomina się przy okazji o pełnej zawartości paktu Ribbentrop-Mołotow. Był on faktycznie pokojowym porozumieniem między oboma mocarstwami, z tym że nie wspomina się o tajnym protokole do tego porozumienia. A to właśnie ów protokół określił losy Europy Środkowo-Wschodniej, jak się później okazało na pół wieku. Dokonanie IV rozbioru Polski przez III Rzeszę i ZSRR, a także podział wpływów (a w zasadzie władzy) w tej części kontynentu jest historycznym i niezaprzeczalnym faktem.
To ostatnie ogłoszenie rosyjskiej interpretacji roku 1939 powinno skłonić polskie władze i naukowców do podjęcia poważnych działań na rzecz przedstawiania historii w jej prawdziwym brzmieniu. Zwłaszcza co do takich oczywistości, jak odpowiedzialność za wybuch II wojny światowej. Oczywiście, można to bagatelizować, jak próbują robić niektórzy, i zakładać, że takie działania to tylko margines i generalnie wszyscy mają świadomość tego, jaki miały przebieg wydarzenia prowadzące do wybuchu światowego konfliktu. Jednak nie sposób nie spostrzec, że owy margines zaczyna się niebezpiecznie poszerzać i występować nader często. Staje się to dodatkowo niepokojące, jeśli władze państwowe takiego kraju nie reagują bądź udają, że reagują.
Ostatnia rosyjska reinterpretacja historii doskonale wpisuje się w podobne wydarzenia, z którymi mamy do czynienia od ładnych kilku lat. A są to: polskie obozy koncentracyjne, współodpowiedzialność za holokaust, odpowiedzialność za powojenne przesiedlenia czy wypędzenia, udawanie, że nie było zbrodni w Katyniu.
Nie jest tajemnicą, że z powodu różnych (a raczej zupełnie niesprzyjających) okoliczności Polska, która walczyła na wszystkich frontach wojny, ostatecznie nie została doceniona i w powojennym porządkowaniu świata - delikatnie mówiąc, została potraktowana po macoszemu i bez pytania o zdanie przez zwycięskie mocarstwa. Wszystko to jednak nie usprawiedliwia biernej postawy dziś, 70 lat od wybuchu tamtego dramatu i 20 lat po obaleniu komunizmu. Dziś, kiedy możemy mówić wolnym, nieskrępowanym głosem, nie możemy udawać, że pewnych zachowań nie widzimy i nie słyszymy.
Na pewno będzie to zadanie niezwykle trudne i skomplikowane. Szczególnie dlatego, że mamy ogromne problemy z uporządkowaniem historii na własnym podwórku. Nawet tej historii sprzed 20 lat. Jest to bezsprzecznie poważny problem i wada naszych elit, że toczą spory nawet o takie kwestie. Zapewne ułatwia to działania na arenie międzynarodowej tym, którzy dążą do oczerniania postawy Polski i jej działań w okresie wojennym.
Jednak 70. rocznica tych wydarzeń i skład gości (kanclerz Niemiec, premier Rosji), mogłyby stać się punktem zwrotnym w tej kwestii. Znamienny będzie także brak pewnych ważnych osobistości (USA, Francja, Wielka Brytania), który także powinien nam dać wiele do myślenia.
Jest ogromna potrzeba zaktywizowania działań w tej materii. Inni za nas tego nie zrobią. Oni mają swoje ofiary i swoich bohaterów (często wątpliwych), i robią wiele, żeby było o tym głośno. Jeśli nadal będziemy szeptali (bądź siedzieli cicho) o tych sprawach, to nas po prostu zakrzyczą. I co wtedy? Czy nie widzimy tego, gdzie byliśmy 70 i 20 lat temu, a gdzie jesteśmy dzisiaj, kiedy świat mówi o tamtych historycznych wydarzeniach? Czy chcemy, aby za kilkanaście lat wszyscy mówili o murze berlińskim i Staufenbergu, jako symbolach walki z komunizmem i nazizmem? Na razie robimy wiele, żeby tak było.