Who is next?

14-04-2003

Autor: Adam Zawadzki

Pytanie postawione w tytule jest powtarzane coraz częściej, wraz ze zbliżaniem się końca wojny w Iraku. Stawiają je dziennikarze, politycy, analitycy. Zarazem nabiera ono cech tzw. „czarnego humoru”. Szczególnie nie do śmiechu musi być przywódcom państw określanych przez Stany Zjednoczone jako zbójnickie. Zdają oni sobie sprawę, że amerykańskie działania mogą być zdecydowane, co najdobitniej pokazują losy Saddam Husajna, który w swojej grze tragicznie (dla siebie) się przeliczył.


Te „żarty” nie są bezpodstawne. Stany Zjednoczone od 2001 r. są w stanie wojny z terrorystami i kolejno wyznaczają sobie cele. Najpierw nastąpił atak na Afganistan. W marcu 2003 r. rozpoczęła się wojna w Iraku. Z administracji amerykańskiej dochodzą głosy, że na tym się nie skończy. Dla wojowniczej ekipy prezydenta Busha nie będzie dużym problemem znalezienie następnego wroga, urojonego lub potencjalnego.  Warto tu przytoczyć słowa Zbigniewa Brzezińskiego (w wywiadzie dla „Der Spiegel” z początku kwietnia br.): „Niebezpieczeństwo grożące ze strony Iraku zostało ogromnie wyolbrzymione - w porównaniu przede wszystkim z Koreą Północną. Uważam Koreę Północną za problem dla międzynarodowej stabilizacji o wiele poważniejszy i bardziej niebezpieczny”. Obecnie na początku listy państw „kolejnych do wyzwolenia” (wg propagandowej terminologii amerykańskiej) jest Syria. Chociaż niewiele dalej za nią jest Korea Północna, Iran i Libia. Pod adresem Syrii kierowane są różne zarzuty: przechowywanie broni masowej zagłady rzekomo wywiezionej z Iraku, udział bojowników syryjskich w walkach, udzielenie schronienia Saddamowi Husajnowi (w tej chwili niewyjaśnione są jego losy) i jego współpracownikom. Przywódcy syryjscy zdają sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa i coraz bardziej nerwowo zaprzeczają zarzutom i wypierają się jakiejkolwiek współpracy z reżimem irackim. Natomiast Korea Północna poprzez swoje działania wzbudza wiele niepokojów (wynikają one z faktów, a nie potencjalnych możliwości jak w przypadku Iraku). 10 kwietnia 2003 r. Korea Północna formalnie wycofała się z układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT). I według amerykańskich szacunków posiada ona już dwie bomby atomowe i jest w stanie wyprodukować następne.

 

Jednak administracja prezydenta George’a Busha stara się ucinać spekulacje na temat kolejnych państw, które mogłyby być zaatakowane. 10 kwietnia br. podczas konferencji prasowej Ari Fleischer, rzecznik Białego Domu, na pytanie: „Czy prezydent rozważa dalsze zmiany reżimów na Bliskim Wschodzie?”, odpowiedział: „Tak jak to wprost przedstawił prezydent – problem związany z Irakiem jest wyjątkowy. Irak  zagrażał światu na wiele sposobów, które były unikalne w skali globalnej”. A sekretarz obrony Donald Rumsfeld w wywiadzie telewizyjnym z niedzieli (13 kwietnia 2003 r.) na podobne pytanie odpowiedział: „Podjęcie tej decyzji należy do prezydenta i innych państw, nie do mnie”. Natomiast prezydent Bush, jakby odnosząc się do wypowiedzi Rumsfelda, powiedział krótko na temat Syrii (tego samego dnia – 13 kwietnia 2003 r.): „Po prostu muszą oni zacząć współpracować”.

 

Wojna w Iraku dobiega końca. Jednak nie można wykluczyć, że kampania amerykańska na Bliskim Wschodzie obejmie też inne państwa. Wojny charakteryzują się dużą dynamiką, a dodatkowo jest to bardzo skomplikowany pod względem politycznym region świata.

 

Autor: Piotr Nałęcz


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.