Pani Irena, magister polonistyki i pracownik opieki społecznej, w czasie wojny była kierowniczką Referatu Dziecięcego „Żegoty” – konspiracyjnej Rady Pomocy Żydom. Chowając się pod czepkiem pielęgniarki, przetrząsała warszawskie getto, by przerzucić jak największą ilość dzieci na drugą stronę muru. Do momentu upadku dzielnicy wydostała stamtąd ok. 2500 dzieci – ponad 2 razy więcej, niż było robotników na liście Oskara Schindlera. Każde zostało dokładnie zewidencjonowane: nazwisko prawdziwe, przybrane i adres, wszystko skrupulatnie zapisane na cienkiej bibułce. Gdy zbliżało się powstanie, tysiące bibułek, każda kryjąca czyjąś tożsamość, zostały schowane do słoika i zakopane w ziemi. Przeleżały tam do końca wojny.
Czyny Sendlerowej spotkały się początkowo z ponurą nagrodą: aresztowaniem przez Gestapo, torturami i wyrokiem śmierci (niewykonanym dzięki przekupieniu strażników), kolejnym wyrokiem, wydanym tym razem przez skrajnie prawicową polską organizację podziemną i powojennym zapomnieniem. Dopiero w 1983 r. pani Irena dostała od Państwa Izrael tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. A w 1999 r. Norman Connard, nauczyciel historii z Uniontown w stanie Kansas, odkrył jej historię podczas przygotowań swoich uczniów na obchody Narodowego Dnia Historii. Wychowankowie Connarda wystawili tam sztukę „Life in a Jar”, opowiadającą o „Schindlerze w spódnicy”, która została bardzo ciepło przyjęta. Nauczyciel, czując dług wdzięczności, postanowił pojechać do Polski odwiedzić grób swojej inspiracji. Ku jego zaskoczeniu okazało się, że Sendlerowa, już 90-letnia, mieszka w domu opieki u bonifratrów, prawie całkowicie zapomniana. Connard zaczął wtedy działać, pokazując swoją sztukę we wszystkich możliwych miejscach. Odezwały się bogate żydowskie fundacje ze Stanów Zjednoczonych, których członkowie nierzadko byli dziećmi „ze słoika”. Dziś Irena Sendlerowa, uhonorowana Orderem Orła Białego, należy do panteonu bohaterów, razem z Schindlerem czy hrabią Wallenbergiem.
Jak to normalną koleją rzeczy bywa, za uznaniem przyszła pomoc finansowa. Konkretnie od anonimowego darczyńcy z Los Angeles, który zobowiązał się przez nieograniczony czas sponsorować nagrody imienia polskiej katoliczki ratującej Żydów. Pierwsze wręczenie wyróżnień, przeznaczonych dla nauczycieli zajmujących się tematyką holocaustu, odbyło się w dniach 23-24 marca. Była to ceremonia podwójna – pierwszego dnia nagrody na prywatnym spotkaniu wręczała sędziwa fundatorka, drugiego odbyły się oficjalne uroczystości w pałacyku MSZ przy Foksal. Byli przedstawiciele ministerstwa, Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, był Marek Edelman. Pierwszymi laureatami, wytypowanymi osobiście przez Sendlerową, zostali Connard i nauczyciel z warszawskiego liceum Witkacego, Robert Szuchta.
Odbierając nagrody „za naprawianie świata” (tak brzmi oficjalny tytuł) uhonorowani mówili o potrzebie kontynuacji swej misji. Konieczności nauczania zrozumienia dla innych kultur i ich różnorodności. Bo mimo kilkudziesięciu lat pokoju, mimo edukacji kolejnych pokoleń, mimo bolesnego, ale postępującego pojednania, stare demony ciągle podnoszą głowę. I nieostrożna wypowiedź polityka, głupia prowokacja, czy podobne błahostki mogą je obudzić.