|
..:: Podobne Tematy |
|
|
23-07-2010 |
|
13-03-2010 |
|
13-10-2010 |
|
09-09-2010 |
|
26-03-2010 |
|
12-03-2010 |
|
03-02-2010 |
|
+ zobacz więcej
|
|
Służby specjalne mają to do siebie, że okrywa je aura tajemniczości. Wszyscy wiedzą, że takie istnieją i funkcjonują, mało kto jednak jest w stanie pochwalić się rzetelną wiedzą na ich temat. Gdy 9 czerwca 2006 roku weszła w życie ustawa o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym z nadzieją mówiono i pisano o nowej służbie, której tworzenie powierzono Mariuszowi Kamińskiemu.
O byłym polityku m.in. Ligi Republikańskiej i PiS nie dało się powiedzieć złego słowa. Nawet jego polityczni przeciwnicy przyznawali, że jest on przykładem uczciwości, której dziś próżno szukać. Nieuwikłany w jakiekolwiek znajomości mogące przysporzyć mu kłopotów na styku polityki i biznesu.
CBA powstało jako odpowiedź na afery będące wynikiem rządów koalicji SLD-UP w latach 2001-2005, które wstrząsnęły polską lewicą i spowodowały jej bolesny upadek, po czym wywindowały do władzy Prawo i Sprawiedliwość. Jarosław Kaczyński nie zrobił nic dobrego dla Polski - jak przekonują jego polityczni przeciwnicy. Zwolennicy zaś nie szczędzą mu pochwał wskazując CBA jako najbardziej udane dziecko ówczesnego premiera Polski. Drobiazgowy proces rekrutacji miał wykluczyć przypadkowe jednostki starające się o angaż do służby oraz uniemożliwić przeniknięcie do niej ludzi skażonych przeszłością w peerelowskich służbach specjalnych czy WSI. Słodkie życie trwałoby nadal, gdyby nie wyborcza klęska PiS w przyśpieszonych wyborach do parlamentu wygranych przez Platformę Obywatelską Donalda Tuska. Wówczas to na linii premier - szef CBA zaczęło dochodzić do spięć, których do tej pory nie znano. Premier doskonale zdawał sobie sprawę, że Mariusz Kamiński mimo złożenia legitymacji partyjnej nadal pozostaje wiernym i lojalnym człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego. Hipotezy, że byłby w stanie dostarczyć prezesowi dowolne dokumenty i wiedzę niedostępną pozostałym posłom były nieuzasadnione do czasu, gdy wybuchła afera gruntowa, która zakończyła rządy koalicji PiS-Liga Polskich Rodzin-Samoobrona.
Czy Kamiński informował na bieżąco premiera Kaczyńskiego o przygotowywanych prowokacjach wobec polityków Samoobrony czy to raczej sam Kaczyński zlecił szefowi CBA budowanie misternej intrygi? Właśnie za sztuczne tworzenie mechanizmów korupcjogennych został zawieszony w czynnościach funkcjonariusza Kamiński. CBA zostało powołane w celu zwalczania m.in. korupcji w życiu publicznym i gospodarczym, a w szczególności w instytucjach państwowych i samorządowych. Co innego zwalczanie, a co innego tworzenie tych mechanizmów. Jednak każdy myślący wie, że każda służba traci rację bytu, gdy nie ma czego zwalczać. Szczęściu czasem trzeba pomóc...
W 2009 roku na światło dzienne zaczęły wychodzić mechanizmy panujące w CBA. Do mediów przedostała się informacja o byłej psycholożce z wydziału rekrutacji w departamencie kadr i szkolenia Biura, która ujawniła sobiepaństwo panujące w przedstawianej jako krystaliczna służbie. Lista stawianych przez nią zarzutów jest długa: przekraczanie uprawnień przez kierownictwo, dopuszczanie do służby osób negatywnie zweryfikowanych, błędy w badaniach na wykrywaczu kłamstw, mobbing. Na nieskazitelnym dotąd wizerunku pojawiły się rysy, których nie zamierzał wygładzać wówczas p.o. szefa CBA Paweł Wojtunik. Okazało się, że szefem wydziału rekrutacji jest psycholog Bohdan Bielski, który w 2007 roku wydał fałszywe zaświadczenie o molestowaniu córki pewnej oszustki. Kto dopuścił tego człowieka do służby i nie sprawdził jego życiorysu od podszewki nie dowiemy się zapewne nigdy. Bielskiego zawieszono w czynnościach i oddano do dyspozycji szefa CBA, ale skoro dziś czyta on korespondencję przeznaczoną dla rzecznika służby to może znaczyć tylko tyle, że działa już na pełnych prawach.
Kilka dni temu ujawniono część raportu audytu przeprowadzonego w CBA. Jego wyniki nie napawają optymizmem: marnotrawstwo pieniędzy, nepotyzm i tajna komórka tropiąca swoich własnych agentów to wierzchołek góry. Protekcja, prywata i korupcja były na porządku dziennym w tej elitarnej rzekomo formacji. Z funduszu operacyjnego czerpano pełnymi garściami na nietrafione zakupy nieruchomości, wyposażenie agentów Tomków, czy podróże służbowe nie mające nic wspólnego z prowadzonymi sprawami. Kluczowe kierownicze stanowiska „przypadkowo” zajmowały osoby związane z politykami LPR , Ligi Republikańskiej, a nawet z Instytutu Pamięci Narodowej, często nie posiadający wyższego wykształcenia. Zdumieni audytorzy doszukali się nawet byłej sprzedawczyni z marketu „Bomi”. Mariusz Kamiński - wzorem swego byłego szefa z PiS - nie dowierzał zbytni podległym sobie osobom, więc powołał do życia Wydział Inspekcji w CBA zajmujący się kontrolą funkcjonariuszy. Swoiste państwo w państwie pozostające bez kontroli. Orwell ze swoim "Rokiem 1984" jak widać do dziś pozostaje wzorem do naśladowania. Gęste ponoć sito weryfikacji kandydatów do służby zawiodło na całej linii, gdy do procesu rekrutacji dopuszczono pewnego dziennikarza, który pod swoimi personaliami (wystarczyło wpisać jego dane w wyszukiwarkę Google) pomyślnie przeszedł egzaminy i testy, po czym opublikował ich treść w tygodniku, w którym jest zatrudniony.
W ubiegłym roku przez media przetoczył się lament, gdy Mariusz Kamiński został zawieszony w obowiązkach szefa CBA. On sam pozostając nadal funkcjonariuszem zwoływał bez zezwolenia konferencje prasowe, które ukazywały go jako ofiarę swej własnej uczciwości dając do zrozumienia, że to nie ujawnienie przezeń afery gruntowej było powodem jego odwołania. - To zemsta Donalda Tuska za ujawnienie przeze mnie kulis afery stoczniowej i hazardowej - tłumaczył Mariusz Kamiński. Jak jeden mąż stanęli za nim murem politycy PiS. Dziś zupełnie inaczej wygląda mityczna nieskazitelność państwowej służby mającej krótki acz burzliwy żywot. Paweł Wojtunik myśli o zreformowaniu służby i nadaniu jej nowego charakteru, co spotka się z pewnością z niemiłym przyjęciem. Nie zastanawiają protesty lojalnych wobec Mariusza Kamińskiego i Jarosława Kaczyńskiego, gdyż w ich opinii nikt inny lecz oni i tylko oni wiedzą jak pokierować i zarządzać służbą. Rozstając się z funkcjonariuszami z politycznego nadania Paweł Wojtunik został poddany miażdżącej krytyce. Wystarczy cofnąć się w czasie i przyjrzeć się zmianom na stołkach szefów służb specjalnych w Polsce po wyborach - zazwyczaj pozbawiano stanowisk osób z nadania poprzedników i każdy premier ma do tego prawo i każdy z tego prawa korzystał.
|