W tym roku czeka nas nie tylko emocjonujący wyborczy pojedynek o najwyższy urząd w państwie, ale także walka o „małe ojczyzny”.
Wszystko wskazuje na to, że po raz pierwszy w historii naszej 20 - letniej demokracji, liczne grono parlamentarzystów będzie chciało zamienić swoje mandaty na stanowiska samorządowe. Jeszcze trzy lata temu było odwrotnie. W wyborach parlamentarnych 2007 mandaty zdobyło wielu radnych, wójtów, burmistrzów, a także prezydentów miast. W ubiegłym roku po wyborach do Parlamentu Europejskiego, kiedy część krajowych parlamentarzystów przeniosła się do Brukseli pojawił się problem z ich zastąpieniem. Następni na listach odmawiali przyjęcia mandatu, woleli zachować funkcje samorządowe. Tłumaczyli to faktem, że „na dole” istnieje większa autonomia, nie jest się swoistą maszynką do głosowania, poza tym ranga posła czy senatora w ostatnich latach zmniejszyła się w sposób diametralny.
Były marszałek Sejmu Ludwik Dorn nie dziwi się temu zjawisku. Funkcjonowanie w parlamencie zwykłego szarego posła nazywa „oraniem morza”. „Ludzi zdolnych do porządnej pracy w Sejmie jest sporo, problem w tym, że nie ma zapotrzebowania na ich pracę” – twierdzi były marszałek.
Wybory samorządowe nabrały rumieńców 8 lat temu, kiedy to parlament zdecydował o bezpośrednich wyborach – burmistrzów wójtów i prezydentów miast. W tym roku, podobnie jak w 2002 i 2006 roku, do najciekawszego wyborczego starcia dojdzie w Warszawie. Prezydent Hanna Gronkiewicz – Waltz zmierzy się z byłym liderem SLD Wojciechem Olejniczakiem. Nad startem zastanawia się także inny lewicowy polityk Marek Borowski, który 4 lata temu uzyskał w stolicy ponad 20% poparcie zajmując trzecią pozycję. Obecnie w sondażach plasuje się na drugim miejscu, za obecną panią prezydent.
Nie wiadomo jeszcze kto będzie kandydatem z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Najczęściej wymieniane są nazwiska byłej minister sportu Elżbiety Jakubiak, a także szefa kancelarii prezydenta Władysława Stasiaka. Oboje współpracowali z Lechem Kaczyńskim, gdy ten sprawował rządy w Ratuszu. Obecny prezydent kraju jest modelowym przykładem, że zarządzanie miastem może być trampoliną do najwyższych stanowisk w państwie.
Mają tego świadomość posłowie, którzy przymierzają się do wyborów prezydenckich w miastach wojewódzkich. Eugeniusz Kłopotek prawdopodobnie wystartuje na prezydenta Bydgoszczy , Zbigniew Girzyński – Torunia, Joachim Brudziński - Szczecina. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS być może będzie rywalizował z gwiazdą komisji hazardowej Bartoszem Arłukowiczem. Także inni śledczy nie wykluczają starań o prezydenturę – Mirosław Sekuła ma powalczyć o Zabrze, zaś Zbigniew Wassermann o Kraków. Pytanie czy udział w komisji, która nie zbiera najlepszych recenzji nie przeszkodzi im w realizacji ambitnych planów?
Wśród kandydatów na następcę odwołanego przed tygodniem prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego wymienia się jego wyborczego rywala sprzed 4 lat, obecnego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego.
Ale nie tylko prezydentura może być łakomym kąskiem dla polityków. Także stanowiska burmistrza czy starosty wydają się intratną posadą. Mają większe dochody niż poseł, posiadają realną władzę, budżet, prestiż. Poza tym nie są na świeczniku, tabloidy nie śledzą każdego ich ruchu.
Jesienne wybory samorządowe doprowadzą do roszad na Wiejskiej, dla wielu polityków będą szansą na przypomnienie się wyborcom, na budowę (lub odbudowę) pozycji politycznej. Będą także przedsmakiem przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi, które ustawią scenę polityczną na najbliższe lata.
|