Cel: Pałac Prezydencki

26-02-2010

Autor: Paweł Krysiński

Wybory prezydenckie, które odbędą się jesienią tego roku w Polsce skupią na sobie całą uwagę opinii publicznej – na nich opiera się gra możnych polskiego politycznego świata. Oficjalnie kampanii wyborczej nie rozpoczęto, a w sondażach prowadzi ten, który nie zdecydował się wystartować (Włodzimierz Cimoszewicz) co wymownie świadczy o politykach będących na co dzień bohaterami mediów. Już teraz widać , że kampania nie będzie przebiegała pod znakiem miłości i pokoju lecz będzie to walka na śmierć i życie. Kierunek taki wskazał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nie programy, hasła i frazesy odkurzone na potrzeby omamienia wyborców lecz brutalna i bezwzględna walka polityczna podporządkowana jednemu celowi. Zwycięstwu. Wiadomo że liczyć będą się tak naprawdę dwaj kandydaci i będą nimi  ci wystawieni przez dwie największe partie: rządzącą Platformę Obywatelską i opozycyjne Prawo i Sprawiedliwość.

Nie znamy jeszcze wszystkich nazwisk tych, którzy zdecydują się na udział w wyścigu do pałacu prezydenckiego, ale można ocenić kandydatury prof. Tomasza Nałęcza i Marka Jurka. Obie nie rzucają na kolana. Dwie skrajne postaci reprezentujące polityczny plankton: Nałęcz wspierany przez SdPL i Partię Demokratyczną, dwie partie balansujące na krawędzi politycznego niebytu, których nie uwzględnia się w sondażach, nie jest żadnym zagrożeniem dla kandydatury SLD Jerzego Szmajdzińskiego.

Marek Jurek reprezentujący skrajnie konserwatywno – katolickie poglądy bazuje na poparciu słuchaczy Radia Maryja i liczy na poparcie o. Tadeusza Rydzyka. Jurek opuścił niegdyś PiS gdy nie udało się przeforsować w Sejmie całkowitego zakazu aborcji. Poszło za nim wielu polityków, dla których program PiS jest aż nadto liberalny. Jednak tak, jak spać spokojnie może Jerzy Szmajdziński świadom, że głosów poparcia nie zabierze mu Tomasz Nałęcz, tak samo Jurkiem nie musi się przejmować kandydat PiS. Wszystko wskazuje na to, że będzie nim tak jak przed pięcioma laty Lech Kaczyński. W 2005 roku jego rywalem był Donald Tusk, wówczas wielka nadzieja opozycji anty – PiSowskiej. Tusk przegrał, ale po latach okazało się, że nie była to wcale porażka. Premier nie wystartuje, czym zaskoczył scenę polityczną i kolejny raz wytrącił oręż z ręki Jarosław Kaczyńskiego. Kampania wyborcza partii Kaczyńskich miała opierać się na atakowaniu kandydata PO, którym naturalnie miał być szef PO. Wszystko wskazuje na to, że powtórki z historii nie będzie i nie dojdzie do ponownego starcia Tusk – Kaczyński.

Tusk swoim wycofaniem się ze startu dał czytelny sygnał, że nie ma godnego sobie przeciwnika. Gdyby z jakichś powodów nie mógł ubiegać się o reelekcję prezydent Lech Kaczyński i w wyborcze szranki stanąłby jego brat Jarosław, to można być pewnym, że Donald Tusk wystartowałby. Obaj politycy prowadzą już otwarta wojnę, która zapoczątkował Jarosław Kaczyński gdy nie doszło do wielkiej koalicji PO – PiS w 2005 roku. To Donald Tusk jest winnym wyborczej porażki PiS w 2007 roku, to na jego partię głosuje znienawidzone przez Kaczyńskiego środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej”, wreszcie to jego i Platformę Obywatelską lewicowi wyborcy wybierają jako mniejsze zło. Z kolei Andrzej Olechowski, wieczny kandydat z urzędu jest najlepszym z pozostałej reszty i choć bez politycznego zaplecza to jego kandydatura zostałaby poparta i przez SLD i PO, gdyby te ugrupowania nie miały własnego kandydata lub nie zakwalifikowałby się do drugiej tury wyborów. Wtedy Olechowski z pewnością zostałby poparty przez wyborców lewicy i liberałów nie jako mniejsze zło lecz jako jedyna rozsądna alternatywa wobec Lecha Kaczyńskiego.

Zamiarem Jarosława Kaczyńskiego jest zniechęcenie Polaków do udziału w wyborach. Im mniej głosujących tym lepiej dla PiS i gorzej dla PO. Wysoka frekwencja zakończy się porażką jak w ostatnich wyborach parlamentarnych, a tego Kaczyński nie zniesie. Jego plan zmierzał do zadomowienia się kandydata PiS w pałacu prezydenckim na minimum 20 lat, po dwie kadencje Lecha Kaczyńskiego i następne dwie jego własne. Zasiadający w opozycyjnych ławach posłowie PiS również mogą nie przełknąć kolejnego rozczarowania pod sztandarem wodza. Wyrósł  mu groźny konkurent w osobie Zbigniewa Ziobry, który został wysłany do ław parlamentu europejskiego jak najdalej od prezesa, a którego nie zadowala rola jednego z wielu. Skoro Donald Tusk może wystawić w wyborach młodszego Radosława Sikorskiego… W samym PiS są tacy, którzy uważają, że to właśnie Zbigniew Ziobro powinien stanąć do wyborczego wyścigu. Jarosław Kaczyński bardziej obawia się jednak zwycięstwa Ziobry niż porażki swego brata. Zresztą Jarosław nie bierze w ogóle pod uwagę innej możliwości niż zwycięstwo Lecha. Ma spowodować to usunięcie konkurenta z  PO, którym jest szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Wyciągnięcie na światło dzienne sprawy sprzed lat, jakoby to Sikorski, wówczas  szef MON, miał wstawić się za schwytanym szpiegiem i to miało być powodem odłownia go ze stanowiska ministra jest dowodem jak przez Jarosława Kaczyńskiego postrzegane jest prawo i sprawiedliwość. Sprawa Sikorskiego może Jarosławowi Kaczyńskiemu tylko zaszkodzić. Dziś domaga się on od Donalda Tuska wyciągnięcia konsekwencji, być może także karnych, wobec Sikorskiego, podczas gdy sam nic takiego nie uczynił gdy był prezesem Rady Ministrów ukrywając jakże ważną informację przed opinią publiczną wykorzystując ją dziś do własnych, politycznych celów. Wynik tej brudnej wojny poznamy jesienią.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.