Organizacja Paktu Północnoatlantyckiego pozostaje najważniejszym filarem bezpieczeństwa Polski. W tegorocznym exposé (z 22 stycznia) potwierdził to minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz. Jednak zaznaczył, że: „klasyczne funkcje NATO jako systemu obrony zbiorowej stają się relatywnie mniej pilne”. Dla Polski coraz bardziej jest ważne, aby Sojusz stal się „instrumentem czynnym”. Na tym tle znaczącym zjawiskiem jest umacnianie się polskiej obecności w strukturach tej organizacji. Dotyczy to zarówno prób odgrywania aktywnej roli, jak i obejmowanie ważnych stanowisk przez Polaków.
W minioną środę (21 maja br.) państwa NATO na posiedzeniu Rady Północnoatlantyckiej postanowiły, że wesprą działania Polski w jej misji stabilizacyjnej w Iraku. Jak zaznaczył sekretarz tej organizacji George Robertson, nie oznacza to obecności NATO w Iraku. Chodzi przede wszystkim o wsparcie logistyczne. Znaczenie tej decyzji wykracza poza materialną pomoc. Polsce udało się w jakiś sposób zaangażować NATO jako organizację w kryzys na Bliskim Wschodzie. Niweluje to przynajmniej częściowo podziały, które wcześniej wystąpiły między członkami Sojuszu. Patrząc z tej perspektywy jest to sukces Polski. Stała się ona aktywnym aktorem, który nadał ton wspólnym działaniom NATO.
Parę dni wcześniej została podana wiadomość, że Polak zostanie jednym z zastępców sekretarza generalnego NATO. Adam Kobieracki zajmie się sprawami operacji międzynarodowych. On sam tak to skomentował: „To wyraz uznania dla roli Polski i Polaków w Sojuszu”.
Od jakiegoś czasu przewija się temat dotyczący następcy Robertsona na stanowisku sekretarza generalnego Sojuszu. Pojawiają się spekulacje, że będzie nim obecny prezydent RP. Najpierw było to po wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w Waszyngtonie w lipcu 2002 r. Plotki te przycichły, ale wróciły w styczniu br., gdy lord Robertson wygłosił: „Aleksander Kwaśniewski jest idealnym kandydatem na następcę sekretarza generalnego NATO”. Sprawa ta teraz jest mniej omawiana. Jednak nie można wykluczać, że powróci, gdyż kadencja prezydenta RP kończy się już w 2005 r. Gdyby to się ziściło, byłby to znaczny wzrost znaczenia Polski w Sojuszu. Byłoby to najważniejsze stanowisko międzynarodowe, jakie Polak zajął po drugiej wojnie światowej.
Jak widać Polska ma duże ambicje. Jednak niestety za tym nie kryje się potencjał. W 2001 r. wydatki na obronność wynosiły tylko 1,9 % PKB (były planowane na 2,3 % PKB). Nasi partnerzy z NATO przy różnych okazjach upominają nas, że wydatki na wojsko powinny być większe, a modernizacja armii szybsza. Aczkolwiek, ambasador Polski przy NATO, Jerzy M. Nowak w swoim artykule („Rzeczpospolita” nr 65/2003) wysnuwa taki wniosek: „w globalnym wymiarze rzeczywiście niewiele się liczymy (raczej jako partner wspierający), ale w europejskim - znacznie bardziej, a w regionalnym jesteśmy na pewno znaczącym państwem. Z takiej pozycji staramy się działać i wpływać na kształt NATO. Właśnie w Kwaterze Głównej NATO widać, że z Polską trzeba się liczyć. I jeszcze jedno, powtarzana teza o niewielkim znaczeniu Polski wpływa negatywnie na naszą postawę międzynarodową, hamuje wyobraźnię, paraliżuje inicjatywę i chęć działania. A te są nam teraz w sojuszu bardzo potrzebne”.
Autor: Mateusz Nałęcz