Każdej kampanii wyborczej towarzyszą różnego rodzaju chwyty marketingowe. Sztaby kandydatów starają się wymyśleć i opracować najbardziej skuteczne, wyraziste i przykuwające uwagę strategie wypromowania swoich kandydatów. Odwołują się przy tym do wszystkich dostępnych środków i metod.
Także obecna kampania, mimo zapowiedzi, że będzie zupełnie inna niż dotychczasowe, to przede wszystkim marketing polityczny. Brak jest merytorycznych dyskusji, debat, spotkań poszczególnych kandydatów. Co prawda, nie jesteśmy zalewani przez falę billboardów, ale daje się je zauważyć. Kampania miała być prowadzona bez zbędnych „fajerwerków”, w sposób rzetelny i merytoryczny, jednakże sztaby postawiły na inne rozwiązania, które w założeniu mają przyciągnąć wyborców.
W związku z tym, możemy oglądać spoty wyborcze Bronisława Komorowskiego, posłuchać piosenki Grzegorza Napieralskiego czy pooglądać plakaty z Jarosławem Kaczyńskim. Wszystko to pokazuje, że tak naprawdę nic nie uległo zmianie. Wybory stają się swoistym wybiegiem, witryną, w której możemy oglądać polityków i wybrać tego najbardziej „kolorowego”.
Żaden z kluczowych kandydatów (Komorowski i Kaczyński) nie przedstawili w pełni swoich programów, nie odbyła się jeszcze żadna debata pomiędzy tymi dwoma kandydatami, wyborcy nie wiedzą, jakie plany i wizje prezydentury posiadają.
Zastanawiające jest to, że o wyborze zadecyduje przede wszystkim kampania i sposób prezentacji konkretnego kandydata, a nie jego program czy projekty, jakie będzie chciał przeprowadzić jako prezydent. Polityka staje się zjawiskiem coraz bardziej komercyjnym, marketingowym, a nie swego rodzaju misją i działaniem na rzecz rozwoju kraju. To dość przygnębiająca perspektywa, ale niewiele wskazuje na to, aby miała ulec zmianie
|