Przegrane bitwy Kaczyńskiego - kto wierzy, że wygra wojnę?

14-06-2010

Autor: Paweł Krysiński

Kampania prezydencka wchodzi w decydującą fazę, pozostał już tylko tydzień do wyborów prezydenckich. Wszyscy kandydaci wierzą w swoje zwycięstwo lecz jedynie dwaj spośród nich liczą się w walce o Pałac Prezydencki: Bronisław Komorowski z PO i Jarosław Kaczyński z PiS. Jeszcze kilka miesięcy temu, gdy premier Donald Tusk ogłosił, że nie wystartuje w wyborach wydawało się, że Lech Kaczyński ma duże szanse na reelekcję, że premier popełnia błąd. Istniały obawy, że PO nie znajdzie w swoim gronie odpowiedniego kandydata. Tragedia smoleńska i związane z nią konsekwencje wykreowały marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego na męża stanu pełną gębą. Mało kto dziś pamięta, że w prawyborcze szranki stawał z nim Radosław Sikorski. Wyborcy PO dziś dopiero przyznają, że postawienie na szefa MSZ byłoby błędem, którego przed miesiącami nie dostrzegali.

Po smoleńskiej katastrofie miała zapanować w kraju atmosfera pokoju, pojednania i miłości, takie przynajmniej były marzenia dziennikarzy kreujących się na niezależnych. Naiwni jakby zapomnieli, że niezależnym jest redaktor naczelny będący właścicielem gazety. Jak wygląda to pojednanie i zgoda widzimy doskonale na każdym kroku, nie tylko w polityce, w której jeden drugiego utopiłby w łyżce wody, obśmiałby, wyszydził i wykpił w najlepszym przypadku. Zastanawiam się czy ów mit o pokoju miał służyć kandydatowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu? Analizując poczynania i komentarze mediów publicznych i publicystów w nich zatrudnionych nietrudno odgadnąć, iż w znacznej większości wspierają oni prezesa PiS. On jako brat zmarłego prezydenta miał kontynuować jego dzieło niezrealizowanej IV RP, jednak sztab wyborczy PiS popełnił błąd licząc na polskich wyborców, których weźmie się na litość. Polityka, zwłaszcza w Polsce, litości, przegranych i miękkich nie znosi.

Tymczasem sztabowcy Kaczyńskiego, Paweł Poncyliusz i Joanna Kluzik – Rostkowska usiłowali przedstawić Polakom zupełnie inny obraz Kaczyńskiego: grzecznego, wyważonego, zagubionego po stracie brata, szwagierki i przyjaciół – współpracowników. Licząc na zanik pamięci wyborców przeliczyli się. Kto uwierzy w odmianę Kaczyńskiego, w to, że się nagle zmienił? Politycy PiS pogubili się w ocenie uczuć Polaków licząc, że ci w patriotycznym zrywie murem staną za ich kandydatem; nic takiego nie nastąpiło co pokazują sondaże obrazujące przewagę Bronisława Komorowskiego. Poza tym Kaczyński wszedł na niebezpieczną drogę mówiąc, że przed laty popełnił błąd usiłując budować IV RP: jeśli miał to być ukłon w stronę liberalnych wyborców, to jego żelazny elektorat miał prawo poczuć się zdradzony i oszukany. No bo jak to, myślą: my głosowaliśmy za prezesem i jego bratem, zgadzaliśmy się z jego wizją Polski, z rozliczaniem agentów SB, komuny i przeszłości by dziś usłyszeć, że ich idol błądził?

PiS przespało cały okres kampanii nie potrafiąc jej przygotować pod innego, niż Donald Tusk, przeciwnika. Bronisław Komorowski kompletnie ich zaskoczył i to widać po dziś dzień. Na Tuska nie szykowano już dziadka z Wehrmachtu, zniknął gdzieś Jacek Kurski, Adam Bielan zaś jest powściągliwy i nijaki. PiS pozbawione nutki bezczelności i agresji zatraciło swoje wszystkie atuty wierząc w ów mit narodowego pojednania. Niepokorni Polacy chcą igrzysk, nie dla nich mdłe gadki, poklepywanie się po plecach i lepkie uśmiechy. Tu potrzeba wojny, takiej w której PiS i Jarosław Kaczyński czuli się najlepiej. Doskonale o tym wie PO i jej politycy: Janusz Palikot może i jest postrzegany jako błazen czy idiota przez wyborców PiS, ale wie co robi. Wizyta Kaczyńskiego w Lublinie 9 maja zbiegła się z manifestacją Palikota i jego zwolenników. Co było tematem i powodem tej manify mało kto już wie, za to wszyscy doskonale pamiętają Joannę Kluzik – Rostkowską proszącą, wręcz błagająca Bronisława Komorowskiego by ten nakazał Palikotowi milczeć lub zachowywać się zgodnie z zasadami savoir vivre. Czyżby brak pomysłu jak poradzić sobie z przeciwnikiem? Janusz Palikot nie zaszkodzi ani sobie, ani Komorowskiemu, ani tym bardziej PO, może jedynie zyskać u tych, którzy lubią gdy ktoś dowali Kaczyńskiemu. Jakże mizernie wygląda PiS ze swoimi pretorianami, którzy również 9 maja pikietowali w Brukseli wychodząc na spotkanie polskiej rządowej delegacji. Pikietowali przeciwko rządowi czy Unii Europejskiej…?

Jarosław Kaczyński nic nie ugrał na Smoleńsku, próbuje wiec na powodzi, która nawiedziła Polskę. Prezes wyszedł z cienia, zaczął się pokazywać publicznie i przemawiać. Jednakże wszystkie jego poczynania skupiły się na krytyce rządu i udzielania rad typu: „Gdybym ja był premierem…”, „W tej sytuacji ja bym zrobił…”, „Rząd powinien…” zapominając, że Polacy doskonale poznali styl i sposób rządzenia PiS i go nie zaakceptowali. Bronisław Komorowski i Donald Tusk po wizycie na terenach powodziowych zostali skrytykowani przez polityków PiS i wspierających partię publicystów. Zamilkli oni, gdy na wałach przeciwpowodziowych pojawił się kardynał Dziwisz; nie widzieli już nic niestosownego, gdy zaczęli się tam udzielać samorządowcy PiS…  A Bronisław Komorowski robi swoje umiejętnie łącząc obowiązki marszałka Sejmu, kandydata na prezydenta i wykonując jego obowiązki. Nie oglądając się po opozycji obsadza wakujące stanowiska (w BBN, NBP, RPO, mianował Szefa Sztabu generalnego WP, lada dzień w przeszłość odejdzie dotychczasowy skład KRRiT) i nie liczy się z głosem PiS, by zrobił to nowo wybrany prezydent. Jeśli Komorowski wygra to będzie miał swoich ludzi na najważniejszych stanowiskach w państwie, jeśli przegra – kłopot będzie miał Jarosław Kaczyński. Jeśli jednak nadal politycy PiS będą tak niemrawo prowadzić kampanię prezesa klepiąc go po plecach, to mogą zapomnieć o zwycięstwie nie tylko w wyborach prezydenckich, ale i najbliższych parlamentarnych.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.