Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Wywiady / Pionierzy               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
20-01-2012

  Poszukiwanie ofiar „Costa Concordia” zawieszone

10-07-2010

 

28-03-2010

 

17-12-2009

 

22-05-2009

  Poparcie za poparcie?

26-03-2009

 

21-11-2008

 

+ zobacz więcej

Pionierzy 

16-11-2003

  Autor: Katarzyna Dobrowolska z Wenecji
Włosi, to jak Polacy, naród emigrantów. Nierzadko jeszcze można usłyszeć opowiadania staruszków, którzy w młodzieńczych latach podróżowali „za chlebem” do Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Argentyny. Dziś jednak role się odwracają; to Włochy stają się celem takich podróży. Jeżeli do niedawna jeszcze były one krajem o stosunkowo niskim napływie emigrantów (w porównaniu z innymi krajami Europy Zachodniej), to w ciągu ostatnich trzech lat sytuacja diametralnie się zmienia

 

 

        Przewiduje się, że w grudniu b. r. w „kraju spaghetti i mandoliny” będzie obecnych dwa i pół miliona obcokrajowców, którzy pracują, płacą podatki, chodzą do szkoły. To ponad 4% mieszkańców Italii.

 

Stranieri, cudzoziemcy, stają się integralną częścią społeczeństwa. 650 tysięcy osób otrzymało wymarzone pozwolenie na pobyt  w czasie ostatniej (wciąż jeszcze trwającej) regularyzacji. Zmienia się również nastawienie Włochów do napływających ludów; początkowa nieufność powoli ustępuje miejsca akceptacji cudzoziemców. Codzienne współżycie z nimi sprawia, że gaśnie strach i rośnie świadomość, jak ważna jest ich rola: oni to są gotowi podjąć najniższe rangą i najcięższe prace. Pomału stają się silnikiem włoskiej ekonomii.

 

 

 

Odnosi się jednak wrażenie, że polityka nie nadąża za następującą transformacją. Nowe prawo emigracyjne, autorstwa  dwóch członków aktualnego rządu (wicepremiera Gianfranca Fini i ministra do spraw refom, przywódcy separatystycznej partii - Ligi Północnej, Umberta Bossi) jest niedopracowane, pełne luk i niedopowiedzeń, wykluczających się nawzajem norm; dotychczas nie naniesiono na nie poprawek.

 

Podajmy kilka przykładów.

 

W normie emigracyjnej przewidziana jest natychmiastowa deportacja wszyskich stranierów, którzy przebywają we Włoszech nielegalnie. Wielu cudzoziemców pozbawionych dokumentów na pobyt porusza się jednak po kraju bez obaw. Nikogo nie można deportować, jeśli nie istnieje odpowiednia umowa z rodzimym krajem imigranta.

 

Każdemu obcokrajowcowi mieszkającemu we Włoszech legalnie od lat sześciu, należy się tzw. karta pobytowa, na mocy której może on pozostać w kraju na czas nieokreślony. Norma, jak dotychczas, pozostała „martwą literą” i nie jest wcielana w życie.

 

Nowo zatwierdzone prawo pracy (tzw. prawo Biagi) wprowadziło na rynek pracy kontrakty krótkotrwałe (np. kilkumiesięczne). Łatwość zatrudniania (czy raczej zwalniania) pomaga w rozwiązywaniu problemu bezrobocia, a jednocześnie chroni interesy pracodawcy. Od czasu wejścia w życie prawa Biagi, rynek pracy raptownie się zmienia: więcej na nim zatrudnień na czas ograniczony, mniej kontraktów długoterminowych. Norma obraca się przeciw imigrantom. By otrzymać lub odnowić pozwolenie na pobyt, muszą oni mieć stałą pracę.

Chlebem codziennym imigranta jest niepewność związana z brakiem jasnych reguł prawnych i administracyjnych dotyczących jego osoby. Cudzoziemscy petenci przeżywają we włoskich urzędach historie godne „Procesu” Kafki. Już samo znalezienie odpowiedniego okienka dla załatwienia praktyki trwa czasem kilka dni. Poza tym, w wielu przypadkach do obcokrajowców nie stosuje się takich samych norm, jak dla Włochów. A jakie normy się do nich stosuje, tego nikt nie wie. Sami urzędnicy starają się więc interpretować prawo. By uniknąć pomyłki, dla załatwienia prostej, praktycznej sprawy wymagają takiej ilości dokumentów, że trzeba by je gromadzić latami. Czasami po prostu jakiś pracownik administracji z seraficznym uśmiechem stwierdzi, że sprawa jest... nie do załatwienia.

 

 

Do nowości w kwestii praw emigrantów należy propozycja wicepremiera i lidera postfaszystowskiej partii Sojusz Narodowy Gianfranca Fini, by udzielić prawa głosu administracyjnego cudzoziemcom przebywającym legalnie we Włoszech od lat sześciu i posiadającym kartę na pobyt (to już warunek nie do spełnienia). Norma mówi o głosie czynnym i biernym (lecz obcokrajowcy nie mogliby wysuwać swej kandydatury na burmistrza i jego zastępcę). Istnieje jeszcze jedno ograniczenie: przewidziany jest limit dochodów, i wszyscy ci, którzy go nie osiągają, byliby z głosowania wyłączeni.

 

Propozycja spowodowała  w parlamencie istne trzęsienie ziemi. Jako pierwszy przypuścił frontalny atak Umberto Bossi, współautor obowiązującego prawa emigracyjnego, słynny z wrogiego nastawienia do „Zulu” (jak ich sam nazywa). Premier Berlusconi, którego trudnym zadaniem jest utrzymanie pokoju w parlamentarnej większości, dyplomatycznie stwierdził, że: „zagadnienie to nie jest przewidziane w programie politycznym koalicji”. Inni jeszcze oskarżyli projektodawcę o prowokację i zamach na rząd. Także i centrolewica miała swe zastrzeżenia co do proponowanej normy. Krytykowano głównie fakt, że prawo do głosu miałyby tylko osoby o określonych dochodach. W końcu Umbero Bossi skwitował: „Zaaplikujemy obstrukcjonizm. żeby zatwierdzić to prawo, potrzeba będzie dwudziestu pięciu lat”.

 

 

 

Wicepremier Fini przedstawił plan ważny i ambitny. I chociaż dzisiaj nie ma on zbyt wielu zwolenników, to jednak dobrze, że zaczyna się o nim dyskutować. Ze starej zasady: „no taxation, no votation”, jasno wynika, że ktokolwiek płaci podatki, powinien mieć prawo głosu. Wydaje mi się, że z czasem się do tego dojdzie. Zastanawiam się jednak, czy na dzień dzisiejszy imigranci byliby w stanie zająć jakieś stanowisko w kwestiach dotyczących życia politycznego kraju. Wielkim mankamentem polityki włoskiej jest fakt, że nie przywiązuje ona dużej wagi do informacji i edukacji imigrantów (związki zawodowe, stowarzyszenia i inne organizacje państwowe i kościelne, działające w tym kierunku, nie są w stanie wyczerpać zapotrzebowania). W ten sposób utrudnia się włączenie stranierów w normalnie funkcjonujące społeczeństwo. Nieznajomość języka, a więc alienacja, nieznajomość kultury Włoch i idealizacja własnej ojczyzny, brak zabezpieczenia i oparcia, niepewność jutra – wszystkie te elementy sprawiają, że życie emigranta wygląda często jak walka o przetrwanie i nie ma w nim miejsca na polityczne rozważania.

 

 

Jak faktycznie ono wygląda?

Jako przykład podamy sytuację matek – cudzoziemek samotnie wychowujących dzieci. Jest ich we Włoszech ok. 20.000. W większości przypadków żyją w skrajnej biedzie.

 

 

27 –letnia S., wraz ze swą trzyletnią córeczką opuściła rodzime Maroko i wyjechała do Włoch. Nie przyjęła śmiesznie niskich alimentów proponowanych jej przez ex-męża, i... została bez środków do życia. „Zaczęłam szukać zatrudnienia. – opowiada S. – Najpierw pracowałam w stolarni, wracałam do domu wykończona. Nie miałam dokumentów na pobyt ani ubezpieczenia.” Udało jej się zmienić zatrudnienie: zajmuje się teraz obróbką metali. Także i tutaj pracuje „na czarno”. Właściciel fabryki obiecuje jej załatwienie dokumentów. Pewnego dnia, gdy S. nastaje, by wypełnił zobowiązanie, pracodawca atakuje ją; uderzenie w głowę powoduje wstrząs mózgu. W szpitalu kobieta mówi, że spadła ze schodów (nie podaje prawdziwej przyczyny kontuzji, gdyż boi się bezzwłocznego wydalenia z Włoch).

 

Dzisiaj pracuje w spółdzielni swojego krajana, Marokańczyka; i to miejsce nie jest pewne, ale praca jest lżejsza. Córką zajmują się leciwi sądziedzi, którzy traktują dziewczynkę jak wnuczkę.

 

 

 

Historie można by mnożyć. Można opowiadać o Ekwadorce nazwanej „mamma Rosa”, która wraz z 10-letnim synkiem spędziła wszystkie noce ubiegłego lata na ławce w mediolańskim parku. Czy też o Nigeryjce M., która straciła pracę w momencie, gdy pracodawcy odkryli, że jest w ciąży. Zasiłek, który otrzymuje, nie wystarcza na mleko i pieluszki. A na dodatek – ironia losu – kobieta nie może sprowadzić legalnie do Włoch swojego męża, bo nie jest w stanie go utrzymać...

 

 

 

Sytuacja matek – cudzoziemek jest tak ciężka, że w ubiegłym roku urodziła się tylko połowa poczętych przez nie dzieci (20 000); pozostałe ciąże zostały przerwane.  Lecz nie tylko samotne kobiety muszą się borykać z przerastającymi je trudnościami. Każdy emigrant codziennie stawia czoła niepewności. Pozostało mi w pamięci opowiadanie pewnego przypadkowo spotkanego chłopaka, który opuścił Polskę zaraz po otwarciu granic. „Przyjechaliśmy do Wenecji, bo dotąd tylko mieliśmy bilet. Siedliśmy nad Canal Grande i... nie wiedzieliśmy, co dalej. Nie mieliśmy pieniędzy na bilet powrotny. Nie mieliśmy pieniędzy nawet po to, by iść do baru...”

Dla wielu taka sytuacja to punkt startu, to trampolina, z której się wybiją. Nie wszystkim jednak się to uda. Niektórzy po prostu mają pecha: kobiety trafiają pod skrzydła „opiekunów”, którzy zmuszają je do prostytucji. Chińczycy wpadają w sidła mafii: żyją zniewoleni w ciasnych mieszkaniach, które jednocześnie są fabrykami, miejscem ich pracy. Inni jeszcze popadają w przestępczość. Stranierzy (4% mieszkańców Włoch) stanowią jednocześnie ponad 30% społeczności więzień.

 

 

 

 

            Nie zapominajmy, że Italia to kraj o bardzo niskim przyroście naturalnym. Na świat przychodzi niewiele rodowitych Włochów, dużo dzieci imigrantów. W żłobkach i przedszkolach, obok czarnoskórych Afrykańczyków bawią się biali jak śnieg Polacy, Ukraińcy, Rosjanie. Włoskie społeczeństwo staje się wielobarwne i wieloetniczne. Najprawdopodobniej niedługo nie będzie w nim już tak szalonych różnic związanych z pochodzeniem czy z kolorem skóry. Smutny jest fakt, że nie robi się nic – lub prawie nic – by ta transformacja odbyła się bez wstrząsów. Imigranci wciąż jeszcze tak bardzo przypominają rzuconych na pastwę losu pionierów, żyjących nadzieją, że i oni trafią na swą bryłę złota...

 

Jest to drugi z cyklu trzech artykułów naszej włoskiej korespondentki, Katarzyny Dobrowolskiej, na temat problemu imigracji we Włoszech. W pierwszym tekście p.t. "Morza otwarte"

http://www.e-polityka.pl/article/11387_Morza_otwarte.htm
autorka opisała problem nielegalnego przedostawania się imigrantów drogą morską. Trzecia część, która ukaże się wkrótce w e-Polityce, opowiadać będzie o szoku kulturowym, jaki staje się udzałem wielu przybyszów.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl