Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Prawo / A ja na to: Czas wielu sprawdzeń               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
26-05-2007

 

10-03-2007

 

09-03-2007

 

27-02-2007

 

27-02-2007

 

13-11-2006

  TVP - jednak upolityczniona

30-09-2006

 

+ zobacz więcej

A ja na to: Czas wielu sprawdzeń 

18-05-2006

  Autor: Marcin Łuczyński

Muszę przyznać, że objęcie przez Bronisława Wildsteina funkcji prezesa telewizji publicznej powitałem z dużą satysfakcją. Rzecz nie w takich czy innych sympatiach politycznych, zbieżności poglądów czy szacunku dla jego odważnej dziennikarskiej działalności (pisały o tym dzienniki, nie ma sensu powtarzać szczegółów), bo podstawowy atut tej prezesury to zadatki tego człowieka na bycie czołgiem, który solidnie się przejedzie po publicznych mediach i dokona w nich zasadniczych zmian.

 

 

Jednocześnie – co jest absolutnie kluczowe – nie wątpię, że pozostanie on odporny na wszelakie partyjne naciski, tworząc dobry i bardzo pożądany standard na przyszłość. Do tej pory bowiem publiczne media potrafiły się bez większego trudu i żenady rozkraczyć przed każdą władzą – niedawne zwolnienie Jacka Fedorowicza za dowcipy o braciach Kaczyńskich to najbardziej żenujący przykład „łapania w lot” oczekiwań aktualnej opcji politycznej. Jeśli PiS traktuje poważnie życzenia wyrażane choćby przez rzecznika premiera Konrada Ciesiołkiewicza, czy ostatnio w „Warto rozmawiać” przez posła Cymańskiego, że chcieliby mierzyć się z rzetelną krytyką, najprawdopodobniej właśnie nadchodzi czas sprawdzenia uczciwości tych deklaracji. Jeśli jednocześnie ktokolwiek w PiS coś tam sobie roi, że pan prezes będzie przychylniejszym okiem patrzył na „trudne przecież, bolesne i wymagające wyrzeczeń” działania rządzącej koalicji, wstrzymując głosy krytyki do czasu, „aż to wszystko, wicie, rozumicie, trochę okrzepnie” – przejedzie się i to bardzo srodze. Zadziorność, ale i rzetelność, z których Wildstein jest znany, mogą stworzyć idealną mieszankę, zdolną przybliżyć publicznej telewizji cnotę obiektywności.

Jest szansa, że rozpocznie się w niej era dobrej i ciekawej publicystyki (Wildstein sam prowadził kiedyś w TV Puls „Bez autocenzury”, więc na pewno będzie inspirował ku temu szefów programowych). Idealnym rozwiązaniem byłoby ograniczenie do absolutnego minimum programów z udziałem polityków (tych w rodzaju „Forum”), bo nie dosyć, że to, co ci państwo mają do powiedzenia telewidzom, sprowadza się do okrągłych i nużących już chyba wszystkich frazesów, to jeszcze na dokładkę wielu z nich brak elementarnej kultury osobistej, co zamienia ów program w erupcję chamskiego przekrzykiwania się, wtrącania i przerywania przedmówcy. Dużo bardziej potrzebna jest publicystyka, w której usłyszymy opiniotwórców i komentatorów potrafiących się ze sobą ścierać bez bicia piany, w programie umiejętnie i z klasą prowadzonym. Dla mnie dwie absolutnie wzorcowe i niedoścignione dziś audycje to „Puls wieczoru” Joanny Lichockiej i Jacka Sobali (TV Puls) oraz „7 dni świat” Andrzeja Turskiego (TVP2) – nawiasem mówiąc, to jest jakaś kompletna kpina, że tak ciekawy program został przesunięty z niedzielnego popołudnia na sobotę, na godzinę 10:00 (chyba tylko po to, żeby pies z kulawą nogą zwracał na niego uwagę i można go było za czas jakiś strącić za niską oglądalność), a już w ogóle kuriozalne jest ograniczenie jego trwania do 30 minut (z czego większość i tak zjadają fragmenty telewizyjnych doniesień sprzed tygodnia).

I nie chodzi tylko o politykę, ale i szeroko rozumianą kulturę czy zagadnienia społeczne. Mam szczerą nadzieję, że „Konfrontacja” Sylwestra Latkowskiego przestanie być traktowana po macoszemu i – doprawdy nie wiedzieć czemu – emitowana tylko w części (z resztą programu nadawaną w internecie). Być może świetne audycje o książkach (jak choćby „Tele-nowela”) dostąpią zaszczytu emisji dużo wcześniej niż obecnie (ten leci o 1:25, a poza mną oglądają go chyba tylko nocni stróże i parkingowi). I w ogóle, jeśli tego rodzaju programy nadal będą emitowane w taki sposób jak dotąd, na odpieprz się, byle odfajkować ową osławioną już „misję” publicznej telewizji, będzie to wielka porażka nowego prezesa, której absolutnie nic go nie usprawiedliwi.

Poza tym konieczny jest balans, zachowywany aktualnie, a nie w czteroletnich cyklach. W sytuacji obecnego przechyłu na prawo warto pomyśleć o powrocie na antenę choćby „Summy zdarzeń” Jacka Żakowskiego, nawet jeśli obaj panowie przy okazji sprawy „Listy Wildsteina” dość ostro się ścięli i pozostają po dwóch stronach ideowej barykady. Wprawdzie poglądy znanego lewicowego publicysty są mi kompletnie nie po drodze (kiedy słucham w każdy piątek jego porannej audycji w radiu Tok FM, z udziałem Tomasza Lisa, Tomasza Wołka i profesora Wiesława Władyki, nie jeden raz marne resztki włosów stają mi na głowie z irytacji), tym niemniej w mediach publicznych powinno być miejsce na wyrażanie również tego rodzaju poglądów, tak jak jest miejsce na „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego, który swojej ideowości i politycznych sympatii nie ukrywa przed nikim. Wildstein, do tej pory znany dziennikarz i publicysta, który nie raz jeden doznał na własnej skórze terroru politycznej poprawności, pełniąc funkcję prezesa będzie potrafił wykorzystać swoje doświadczenia, by w telewizji było miejsce dla wyrażania poglądów odmiennych od jego własnych, nawet jeśli to się nie za bardzo będzie podobało Jarosławowi Kaczyńskiemu. W końcu szef publicznej telewizji nie jest od tego, by zadowalać przewodniczącego jakiejkolwiek partii. A tym razem funkcję tę będzie piastował człowiek, który naprawdę dobrze to rozumie i ma odwagę, by taki standard konsekwentnie wdrożyć.

Publiczne media raz po raz były „brane” po wyborach i zmianie układu sił. Nie bardzo widzę sens, żeby akurat teraz (w dodatku wiedząc, co na odchodnym zrobił prezes Dworak – pisał o tym choćby Rafał Ziemkiewicz na łamach Rzeczpospolitej w felietonie „Bohater ostatniej akcji”) jakoś szczególnie się rozczulać cynicznym biadoleniem pani Waniek czy przewodniczącego SLD, że nie tego się spodziewali, że wybór takiego człowieka na stanowisko prezesa przekracza możliwości ich wyobraźni – branie tych zarzutów z takich ust na poważnie to obraza inteligencji i strata czasu. Nie mam zamiaru lamentować, gdy Wildstein wywali z telewizji na zbitą twarz byłych agentów, że pozwalnia jakichś betonowych i niezatapialnych dotąd ludzi („Czasy się zmieniają, rządy też, a pan zawsze w komisjach”), że zacznie robić czystki, kierując się własnym uznaniem. Jedyną rzeczą, jaką chcę oceniać, będzie kształt ramówek i jakość emitowanych programów (ramówka niedzielna aż woła o pomstę do nieba). Oceniać rzetelnie ale bardzo surowo, bo podobnie jak w przypadku Andrzeja Leppera czy Romana Giertycha, także i dla Wildsteina nadchodzi moment sprawdzenia, moment konfrontacji jego dawnej publicystyki z realnym działaniem.

W odróżnieniu jednak od wspomnianych dwóch panów, obawy co do obecnego prezesa mam bardzo niewielkie, co wynika z dużego zaufania, jakim darzę jego i jego słowo. Cóż, ryzyko wyjścia na frajera jest wkalkulowane w publiczne głoszenie poglądów. Tym razem chętnie je podejmę. Czas sprawdzić, jak tam stoję z moją intuicją.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  Chyba kpicie....

(, 19-10-2006 22:13)

Opis:

  A co Pan na to, drogi Autorze?

(, 24-05-2006 10:49)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl