Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Wywiady / Wieża Babel               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
20-01-2012

  Poszukiwanie ofiar „Costa Concordia” zawieszone

10-07-2010

 

28-03-2010

 

17-12-2009

 

22-05-2009

  Poparcie za poparcie?

26-03-2009

 

21-11-2008

 

+ zobacz więcej

Wieża Babel 

25-11-2003

  Autor: Katarzyna Dobrowolska z Wenecji

Nasza codzienność to sprawy proste, nawyki, jak język, ubiór, gesty. Wydają się nam one tak normalne, że często wcale ich nie dostrzegamy. I tak jest dopóki nie skonfrontujemy się z innym – człowiekiem pochodzącym skądinąd, operującym innym językiem, noszącym inny ubiór, wyznającym inną religię. Wtedy wszystko przestaje być tak oczywiste, każde słowo czy gest to potencjalny powód konfliktu. To niesamowite, ale odkryłam, że mogą zrodzić się kontrowersje dotyczące... sposobu jedzenia jabłka.

 

 

Wyobraźmy sobie emigrantów napływających do Włoch: przybywają tu miliony osób, stykają się, ścierają i iskrzą setki kultur. Jeśli nie dochodzi do poważnych starć, to tylko dlatego, że emigranci stoją na „spalonej pozycji” i wiedzą, że to oni muszą się podporządkować zwyczajom panującym w kraju, który ich przygarnął. Nie rezygnują jednak z kształcenia „na swoją modłę” swych dzieci.

 

 

 

W połowie września wkracza na scenę polityczną Adel Smith, prezes Związku Włoskich Muzułmanów (najbardziej chyba radykalnego z wielu stowarzyszeń muzułmanów we Włoszech). Dotychczas znaliśmy go tylko z lokalnych programów telewizyjnych, gdzie popierał swoje argumenty... pięściami. Adel Smith apeluje do władz szkoły, w której uczą się jego dzieci, by w klasach pojawiła się Sura 112 Koranu, z imieniem Allaha w centrum. W pierwszym momencie nauczyciele wyrażają zgodę i zawisa ona obok krzyża. Wkrótce jednak kierownik nakazuje, by zniknęła. Tak też się dzieje. Adel Smith, wraz ze swymi dziećmi, opuszcza szkołę. Następnego dnia dzieci do niej wrócą, z muzułmańskim symbolem przyszytym do fartuszków. Ojciec natomiast skieruje do sądu sprawę o usunięcie z klasy krzyża (którego definiuje jako „miniaturowego trupa”).

 

Zapytana w tej kwestii minister edukacji Letizia Moratti stwierdza, że na podstawie królewskiego dekretu z lat dwudziestych krzyż w klasie musi pozostać. Co więcej, nie mogą się obok niego pojawić symbole innych religii. Ta sama minister w ubiegłym roku zwróciła się do kierowników szkół z prośbą, by zapewnili obecność krzyża we wszystkich aulach.

 

Sędzia zajmujący się tą sprawą natomiast podważa aktualność królewskiego dekretu. Według niego, obowiązek eksponowania krzyża wygasł wraz z konkordatem z roku 1984, gdy to katolicyzm przestał być religią państwową. Co więcej, stwierdza: „Symbol krzyża we włoskich klasach szkolnych wprowadza uczniów w błędne przekonanie, jakoby wyraz wiary był wyrazem kultury. Obecność krzyża w sposób pośredni nakłania do akceptacji wartości, które nie są podzielane przez wszystkie kultury; wyraża jednomyślność, która nigdy nie była pełna, i która dziś już na pewno nie istnieje”. Wyrok: krzyż musi zniknąć.

 

Niewielkie miasteczko Ofena, dotychczas nikomu nieznane, przez wiele dni ukazuje się w nagłówkach dzienników i na pierwszych stronach gazet. Szkoła okrążona jest przez mieszkańców, głównie przez matki uczących się tam dzieci. Zapewniają one, że nie dopuszczą do zdjęcia krzyża. Agent policji, którego zadaniem było wykonanie decyzji sędziego, odmawia z przyczyn wyznaniowych.

 

Na scenie narodowej, jako pierwszy reaguje kościół katolicki w osobie kardynała Ersilio Tonini: „Brak mi słów. Jak można narzucić zdjęcie ze ścian klasy szkolnej krzyża, symbolu najgłębszych wartości religijnych i kulturowych naszego kraju? Nie można go wyeliminować tylko dlatego, że komuś on przeszkadza”. Minister Spraw Wewnętrznych i Kultów, Beppe Pisanu, stwierdza: „Krzyż nie jest tylko symbolem mojej religii, lecz najwyższym wyrazem dwóch tysięcy lat kultury, której spadkobiercą jest naród włoski”. Sami muzułmanie wpadają w konsternację: „Latami budujemy mosty, które Adel Smith burzy jednym gestem”.Właściwie wszyscy zajęli jakieś stanowisko, od Ojca świętego i Prezydenta Republiki, po przedstawicieli najmniejszych partii politycznych i związków zawodowych. Ku wielkiemu zdziwieniu, prawie wszyscy (z wyjątkiem nielicznych głosów skrajnej lewicy) opowiedzieli się za obecnością krzyża w aulach szkolnych. Symbol religijny został uznany za  symbol reprezentujący włoską kulturę. I to nie bez przyczyny. Myśl europejska opiera się najpierw na filozofii greckiej, potem chrześcijańskiej (odnoszę się do dzieł Ojców Kościoła, jak św. Augustyn czy św. Tomasz z Akwinu), później jeszcze oświeceniowej i laickiej. Choćby tylko z przyczyn geograficznych (bliskość Państwa Kościelnego), kultura włoska, bardziej jeszcze niż inne, wyrosła na bazie religii i jest nią przesiąknięta. Wystarczy pomyśleć o największych utworach literackich, czy też o dziełach sztuki powstałych na zlecenie papieży i ogólnodostępnych (a nie przeznaczonych dla wąskiego grona szczęśliwców z grubym portfelem) dlatego, że znalazły swe miejsce w kościołach.

 

 

 

Wraca mi w pamięci jeszcze jedno wydarzenie. W październiku, w liceum Henri Wallon (Aubervillers, Francja), zawieszono w czynnościach dwie uczennice. Nie było zastrzeżeń co do ich nauki czy zachowania. Jedyną przyczyną był fakt, że nie chciały one zrezygnować z noszenia w szkole czadoru, symbolu muzułmańskiej religii, na którą się właśnie nawróciły. We Francji panuje wolność, a czador to symbol zniewolenia. Tylko... gdzie podziała się wolność dziewcząt, które nie mogą same zadecydować, co noszą na głowie?

Jaka jest rola szkoły? Pamiętam, jak się denerwowano, gdy definiowaliśmy ją jako „fabrykę zakuwania”. Czym innym jest jednak szkoła, w której uczniowie muszą ukrywać swą prawdziwą osobowość? W której nie  mogą eksponować tego, w co wierzą, co dla nich ważne, co jest częścią ich jestestwa? Wiek szkolny, jak wszyscy wiemy, to okres wielkiej kategoryczności, gdy wszystko wydaje się być białe lub czarne, bez odcieni. Może, zamiast przycinać skrzydeł młodzieńczym wzlotom, lepiej zaczekać, aż obniży się poziom hormonów?

 

 

 

Samo współżycie różnych religii w jednej szkole wydaje się być raczej kwestią akademicką niż realnym problemem. Nauczyciele, którzy od lat już mają w swoich klasach dzieci różnych narodowości, sami, bez teorii, wykładów i przeszkoleń, wypracowali metody postępowania, oparte tylko i wyłącznie na zdrowym rozsądku i na szacunku do ucznia. W mediolańskiej szkole Console Marcello (666 uczniów, z czego 226 cudzoziemców), w okresie Ramadanu, każda nauczycielka po kolei rezygnuje z obiadu, by towarzyszyć muzułmańskim dzieciom, które poszczą. Z drugiej strony, według rady pedagogicznej, wyznawana religia nie może kolidować z codziennymi zajęciami w szkole. „Kilka dni temu uczennica – muzułmanka nie chciała ściągnąć czadoru na lekcji wychowania fizycznego. Musiała się czołgać, jak wszyscy, i w końcu go zdjęła” – opowiada nauczyciel wychowania fizycznego.

 

W tej samej szkole na Boże Narodzenie wszystkie dzieci razem (katolicy, muzułmanie, hinduiści) przygotowują żłóbek. Katolicy zajmują się figurkami, inni pejzażem i oświetleniem. Dzięki mądremu podejściu do sprawy, żłóbek łączy, nie dzieli. 

 

 

 

A co do obecności krzyża w klasach?

 

Gdzieniegdzie nauczyciele zajęli się tą kwestią w momencie, gdy szkoła zaczęła nabierać charakteru wieloetnicznego. Opowiada dyrektor jednego z przedszkoli: „ściągnęłyśmy wszystkie krzyże już dwadzieścia lat temu, gdy pojawiły się pierwsze dzieci wyznające inne religie. Bałyśmy się, że wizerunek Chrystusa, ten symbol tak mocny, będzie niepokoił i męczył tych, którzy nie znają jego sensu”. A gdzie indziej? Wielu dyrektorów szkół nie wie nawet, czy w klasach ich szkoły krzyż jest zawieszony, czy nie. Jak widać, nie robi on wokół siebie chaosu, nie staje się przyczyną ważnych konfliktów.

 

 

 

Ile ludzi, tyle rozwiązań. Nauczyciele sami, spontanicznie, według własnej praktyki i doświadczeń wprowadzają w życie to, co zdefiniował Umberto Eco, mówiąc: „Wychowanie szkolne dzieci i młodzieży nie powinno bazować na ukrywaniu różnic między nimi. Zadaniem pedagogów jest raczej opacowanie technik, które pozwolą uczniom zrozumieć i zaakceptować te różnice”. Dzieci rozumieją. To jeszcze jeden dowód na to, jak bardzo ich świat góruje nad naszym. My wciąż jeszcze bulwersujemy się innością innych. My nadal należymy do jedynej-słusznej-partii i chcemy uczyć innych, jak jeść jabłka. I nie potrafimy rozmawiać o religii nie popadając albo w integralizm katolicki (na co wskazywałby fakt, że obok krzyża nie mogą się pojawić symbole innych religii), albo w totalitaryzm laicki...

 

 

 

 

 

 

 

W artykule wykorzystano fragmenty reportażu:

 

Piero Colaprico „Jezus i Islam w tej samej klasie”  („La Repubblica”, 29.10. 2003).

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl