Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Wywiady / A ja na to: „Dzwonili z kurii…”               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
24-12-2007

 

17-10-2007

  Proces lustracyjny abp. Wielgusa umorzony

27-06-2007

 

12-03-2007

 

12-01-2007

  Wiara w eterze

09-01-2007

 

07-01-2007

 

+ zobacz więcej

A ja na to: „Dzwonili z kurii…” 

04-06-2006

  Autor: Marcin Łuczyński

„Trzeba by się wszystkiego wyprzeć. Własną robotę własnymi potargać rękami.” „Prawda to prawda, on ma nasze listy. A tam są takie rzeczy…” Wielbiciele Trylogii zapewne rozpoznają słowa księcia Janusza Radziwiłła, miotającego się pomiędzy utrzymaniem kursu zapoczątkowanego zdradą i sojuszem z Karolem Gustawem, królem Szwecji, a przystąpieniem do konfederatów i podjęciem razem z nimi oporu przeciwko najeźdźcy. Ale wyjątkowo pasują one do wydarzenia, które ostatnio zbulwersowało i – bez cienia przesady można stwierdzić – zdruzgotało mnóstwo ludzi. Jak łatwo się w tej sytuacji domyślić, tytuł niniejszego tekstu nawiązuje nie tylko do fragmentu znanego skeczu Bohdana Smolenia o odbieraniu nagród Nobla, ale i zakazu, którym metropolita krakowski, arcybiskup Stanisław kardynał Dziwisz odciął księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego od jego działalności wokół lustracji w Kościele.

 

 

Muszę przyznać, że oczy miałem ze zdumienia prawie kwadratowe. Okazało się, że dawanie świadectwa o słabości w obliczu terroru, przyznanie do chęci czerpania profitów i możności kroczenia nieco wygodniejszą i prostszą ścieżką w czasach trudnych, szczere wyznanie prawdy o popełnionych grzechach, bodaj elementarne, moralne ich zadośćuczynienie (choćby poprzez doznanie dyskomfortu i upokorzenia płynących z konieczności poddania się osądowi innych, w tym także ofiar własnych postępków), prośba o wybaczenie wyrządzonych krzywd – wszystko to jest dobre dla maluczkich, dla małych szarych żuczków pouczanych co niedzielę z ambon. Oni mają traktować poważnie opowiastki o prawdzie, która wyzwala, deklaracja „cokolwiek uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych” to nagle dyrdymałka w sam raz dla milionów podrzędnych parafian. Kto nie czytał Orwella i nie wie, że „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych” – ten sam sobie winien. Podobnie jak ten, kto ominął „Dzień świra” i nie jest świadom, że „moja racja jest mojsza niż twojsza”.

Co się zaś tyczy dokumentów, które otrzymał ksiądz Tadeusz z IPN, ową ilustrację ogromu podłości, jakiego doznał od swoich współbraci ten dzielny kapłan, który otarł się o śmierć (co każdy mógł sobie na własne oczy zobaczyć we wprost porażającym dokumencie filmowym z przeprowadzanej na jego plebanii wizji lokalnej po napaści morderców z SB) – może je sobie klecha co najwyżej poczytać do poduszki. Wara mu od komisji, która teraz będzie się „pochylać” nad sprawą. A biskupi Pieronek i Życiński będą baczyć, czy aby nie za szybko to wszystko idzie – wszak wiadomo, że młyny boże mielą wolno.

Sytuacja zrobiła się tak kuriozalna, że absurd aż z niej dymi, choć w sumie można się było tego spodziewać – złej sprawy broni się piekielnie trudno. Księdza Tadeusza można było złamać. Wprawdzie wszyscy wokół powtarzają o „jedynie kanonicznym upomnieniu”, nie zaś o karze, ale zapowiedź, że jakby co, to się go odsunie od duszpasterstwa Ormian i pozbawi funkcji prezesa Fundacji Brata Alberta nie pozostawia wątpliwości – wytoczono ciężkie działa. Wojenka trwa zresztą na różnych frontach. Tomasz Terlikowski, publicysta Newsweeka, jeden z lepszych dziennikarzy katolickich, po – przyjaznej i miłej pogaduszce, jak sam powiedział – wyleciał z redakcji programu „Między niebem a ziemią”, ponieważ jego krytyczne oceny tej sytuacji są „nie po linii”. Podejrzewam, że reszta wyjątkowo życzliwych wobec katolicyzmu i Kościoła dziennikarzy i komentatorów, którzy w tej sprawie stoją wyjątkowo zgodnie po stronie księdza Zaleskiego (jak Paweł Milcarek, Piotr Semka czy Jan Pospieszalski) również w jakiś sposób odczują ochłodzenie w swoich kontaktach z hierarchami. Pozostaną Kościołowi pewnie tacy obrońcy jak szef KAI, Marcin Przeciszewski, który plecie androny, że aż słuchać hadko, no i paru publicystów, co to generalnie i z zasady słowo pisane olewają z góry na dół, bo przekonanie o niewinności pewnych osób czerpią ze swojej głębokiej wiary, której dowody na tezy przeciwne niestraszne. Ci się nadają jak nikt inny, wszak od wieków Kościół naucza, że mocna i niczym niezachwiana wiara to prawdziwy skarb.

***

Metropolita krakowski poczynił szkody, których długo nie da się naprawić. Co dziwniejsze, skrajnej naiwności trzeba, by uważać, że takie postępowanie powstrzyma ujawnianie różnych niezbyt pięknych faktów o księżach. Ot, choćby Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny Gazety Polskiej już zapowiedział, że w tej sytuacji, gdy tylko zdobędzie te materiały – a że zdobędzie, raczej nie wątpię – opublikuje je natychmiast, i to wyjątkowo obszernie. Zresztą pokrzywdzonych „cywilów” (niepodlegających „kanonicznym upomnieniom”, względnie groźbom zesłania do Koziej Wólki i odsunięcia ich od dzieła całego życia), którzy dostają swoje teczki i będą mogli publikować ich zawartość, jest coraz więcej. Nie brak pośród nich będzie i takich, na których ten czy ów kapłan donosił, kiedy to stawili się na odprawianej w jego kościele mszy za ojczyznę. Czort jeden wie, ile będzie przykładów złamania tajemnicy spowiedzi. A wtedy ten czy inny hierarcha ze swoim apelem i prośbami o pozostawienie sądów w tych sprawach Kościołowi będzie mógł ludziom odkrywającym, co ma za uszami ich dawny pleban, co najwyżej skoczyć na puklerz.

***

Brutalna i gorzka prawda kosztuje, często bardzo wiele, ale jeszcze większy jest koszt prób jej ukrycia, o czym wyjątkowo dobitnie świadczą skandale pedofilskie wśród księży Irlandii i Stanów Zjednoczonych. Zwierzchnik krakowskiej metropolii postanowił tę cenę zapłacić. Smutne to, bo takiej lekcji demoralizacji na publicznym forum wierni nie otrzymali chyba od czasu „księży patriotów”.

Nie jest dla nikogo nowiną, że wokół sprawy lustracji trwa w Polsce bardzo gorący spór. Próbowano go przysypać w latach 90., próbowano budować państwo bez „bolesnych rozliczeń”. Przeleżał sobie jak gorące węgle w popiele ogniska, by zapłonąć na nowo ze zdwojoną siłą, co dowodzi, że nie da się uniknąć odkrywania prawdy o przeszłości. To wcześniej czy później wróci bumerangiem, a im dłużej się rzecz odwleka, tym boleśniejsze będą te powroty. A jednak ludzkie myślenie zmienia się bardzo wolno.

Mieliśmy piękny przykład przyznania się działacza krakowskiej Solidarności, Stanisława Filoska, którego do tej publicznej ekspiacji, dokonanej w przytomności wszystkich ogólnopolskich mediów, zainspirował właśnie ksiądz Isakowicz-Zaleski. Nikt nie okazywał po tym złamanemu przez SB opozycjoniście wrogości, nikt nie traktował go z pogardą – przeciwnie, zyskał on ogromne uznanie i szacunek. Ale to nie przeszkadza wielu ludziom w roztaczaniu wizji sądów kapturowych, moralnych linczów, ostracyzmu i wszystkich innych okropności, które rzekomo mają spotkać tych, co puszczą parę z gęby. Bo można przecież skrzywdzić takiego człowieka niezbyt przychylnym spojrzeniem, przejściem na drugą stronę ulicy, odmową uściśnięcia dłoni, czy choćby pogardliwym słowem: „kapuś”. A że wskutek donosów skrzywdzono tylu innych, skrzywdzono boleśnie i poważnie na tysiące sposobów, łamiąc kariery, wpędzając w nędzę, depresję, choroby psychiczne, a czasem nawet w ręce siepaczy? A czort z nimi! To liście rozdmuchane przez wiatry historii, wióry, które lecą tam, gdzie drwa rąbią, kamienie rzucone przez Boga na szaniec, biedaczki, co miały niefart. Na co rozdrapywać stare rany, na co wracać do tych bolesnych doświadczeń? „Towarzysz Władysław ma rację: no komu to służy?”

A śp. Jerzy Popiełuszko, Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec, Sylwester Zych – księża bestialsko zamordowani przez specjalne komando IV Departamentu SB? Ilu z nich udało się operacyjnie rozpracować dzięki donosom ich braci w kapłaństwie? Z ilu informacji na ich temat, dostarczonych przez tych, co to „niczego ważnego nie przekazywali, nikomu nie szkodzili”, skorzystali oprawcy? Ilu spośród tych dzielnych sług Bożych, gdyby tylko mogło, powtórzyłoby dziś za Hiobem: „Ziemio! Nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał!”?

Gdy przyparto go do muru, ksiądz Isakowicz-Zaleski zachował się tak, jak się tego domagał od „Delty”, od „Wagi” i wielu innych – z pokorą księdza. Usłuchał zakazu zwierzchnika, łamiącym się głosem przeprosił wszystkich, których mógł niechcący urazić, i przebaczył tym, którzy nie mieli odwagi, by sami o to przebaczenie poprosić. Przebaczył mimo wszystko. Mam nadzieję, że jedno chociaż w tej całej sprawie go pokrzepi – otóż był raz taki jeden, który stojąc na górze powiedział: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni”.

A Komisja Prawdy i Troski niech się nad sprawą pochyla choćby i następne piętnaście lat. Żeby tylko od tych ukłonów pypcia na plecach nie podostawali…

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  dzwonili

(~janusz, 19-10-2006 16:50)

Opis:

  Dziwisz do komuny

(~leone7, 01-07-2006 11:39)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl