Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił w piątek troje oficerów policji, oskarżonych o nieprawidłowości podczas akcji zatrzymania dwóch gangsterów w podwarszawskiej Magdalence w marcu 2003 r. Zginęło wtedy dwóch policjantów, a 16 zostało rannych.
To nie działania oskarżonych policjantów, lecz przestępców - Igora Pikusa i Roberta Cieślaka - spowodowały śmierć dwóch antyterrorystów i rany 16 innych policjantów - tak uzasadniał sąd w piątek uniewinnienie oficerów, oskarżonych o nieprawidłowości w czasie policyjnej akcji w Magdalence. Sędzia Andrzej Krasnodębski podkreślił, że policjanci wykazali się profesjonalizmem i bohaterstwem, gdy mimo załamania się szturmu na kryjówkę bandytów, nie zaprzestali ostrzału, nie dopuszczając do ich ucieczki, a także pamiętając o swych rannych kolegach.
- "Najbardziej krzywdzące było dla mnie to, że prokuratura uznała, iż działam na szkodę interesu policji" - mówił po wyjściu z sali rozpraw były wicekomendant stołeczny policji Jan Pol, który zgodził się na ujawnianie swego nazwiska i wizerunku. Nie chciał odpowiedzieć, czy wróci do pracy w policji.
Na ławie oskarżonych zasiadali: była naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji Grażyna Biskupska, były dowódca pododdziału antyterrorystów Kuba Jałoszyński oraz były zastępca komendanta stołecznego policji Jan Pol. W trwającym od października 2005 r. procesie przesłuchano ponad 100 osób. Prokuratura zarzuciła trojgu oficerom policji nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu policjantów oraz niedopełnienie obowiązków w trakcie przygotowywania i przeprowadzania akcji.
W nocy z 5 na 6 marca 2003 r. policjanci mieli zatrzymać w Magdalence dwóch przestępców - Roberta Cieślaka i Igora Pikusa - zamieszanych w zabójstwo policjanta w podwarszawskich Parolach w 2002 r. Na terenie posesji, gdzie ukrywali się bandyci, były rozmieszczone miny, które wybuchły w pobliżu policjantów. W wyniku wymiany ognia budynek częściowo spłonął, przestępcy zginęli.