Bliski Wschód bliski wojny

17-07-2006

Autor: Marcin Wajda

I tak trudna sytuacja na Bliskim Wschodzie obecnie jeszcze bardziej się skomplikowała. Problemy z Iranem, Irakiem czy Autonomią Palestyńską powodują, że ten strategicznie ważny region jest przysłowiową beczką prochu. Porwanie izraelskiego żołnierza przez Palestyńczyków, a później dwóch następnych przez libański Hezbollah, okazało się iskrą zdolną pogrążyć w wojnie niemal cały Bliski Wschód. Premier Olmert, który nie przypomina stanowczego i zdecydowanego Ariela Szarona już teraz, w czasie, kiedy jego poprzednik zapadł w śpiączkę, a prezydenta Mosze Kacawa oskarżono o molestowanie seksualne, musiał podjąć decyzję, która w społeczeństwie męczonym nieustannymi konfliktami wydaje się być niezwykle trudna. Wysyłając wojska do Strefy Gazy, atakując Liban oraz grożąc Syrii i Iranowi, Olmert zdecydował się na rozwiązanie siłowe.


Poza kwestią iracką, która pozostaje sprawą amerykańską, Izrael angażuje się we wszystkie problemy regionu mogące mu bezpośrednio, bądź pośrednio zagrozić. Zagrożenie nuklearnymi ambicjami Iranu, które dostrzegł już w tamtym roku Ariel Szaron (podobno nakazał on armii opracowanie planu zbombardowania irańskich instalacji), jest dla Izraela kwestią niezwykle poważną. Dopuszczenie do posiadania przez Teheran, który otwarcie nawołuje do zniszczenia Izraela broni jądrowej, byłoby dla Tel Awiwu swoistym strzałem do własnej bramki. Iran zyskałby możliwość szantażu politycznego w stosunku do Izraela, ale co gorsza, broń ta mogłaby trafić do organizacji terrorystycznych, jak np. szyicki Hezbollah. Taki rozwój wypadków z pewnością odbiłby się na bezpieczeństwie Izraela, a nawet mógłby zagrozić jego istnieniu.

Równie poważny jest impas, jaki utrzymuje się w stosunkach z Autonomią Palestyńską po zwycięstwie Hamasu w styczniowych wyborach do Palestyńskiej Rady Legislacyjnej. Pomimo gróźb jednostronnego działania, bez choćby minimalnej współpracy z władzami palestyńskimi Izrael nie będzie w stanie zapewnić sobie trwałego bezpieczeństwa. Dodatkowo, destabilizacja wewnętrzna i zwiększenie ubóstwa przekłada się na wzrost siły ugrupowań terrorystycznych, dlatego też, impas w stosunkach z Palestyńczykami z pewnością nie będzie tolerowany przez Tel Awiw w nieskończoność. Izrael nie będzie zbyt długo czekał na dobroczynny gest ze strony Palestyńczyków w postaci uznania jego prawa do istnienia. Na niewiele wydają się również zdać międzynarodowe działania mające uspokoić sytuację w regionie. Protesty Unii Europejskiej, przeciwko użyciu nieproporcjonalnie dużej siły do zagrożenia wydają się nie robić wrażenia na Tel Awizie. Izrael już od dawna konsultuje swoją politykę zagraniczną wyłącznie z Waszyngtonem, pomijając całkowicie Brukselę, co wynika z bardzo prostej kalkulacji, że w razie jakiegokolwiek zagrożenia, Europa nie jest w stanie mu w jakikolwiek sposób pomóc.

Społeczność międzynarodowa wydaje się bezradnie przyglądać rozwojowi wypadków na Bliskim Wschodzie. Prezydent Bush, który jako jedyny mógłby naciskać na Tel Awiw, by ten powstrzymał ofensywę w Libanie i Autonomii Palestyńskiej, udziela Izraelowi milczącego poparcia, co nie wydaje się niczym dziwnym. Próba uchwalenia rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ potępiającej zbyt duże użycie sił, spotkała się z amerykańskim sprzeciwem. Dlatego też, Izrael de facto jest ograniczany tylko możliwościami własnej armii.

Gratulacje, jakie wysłał Hamas Hezbollahowi po porwaniu izraelskich żołnierzy mogą okazać się przedwczesne. Już teraz Izrael pokazał, że gotów jest użyć wszelkich dostępnych środków, by odbić uprowadzonych żołnierzy, a grożąc kolejnymi atakami, Syrii i Iranowi, Tel Awiw zdaje się być gotowy do ewentualnej wojny. Z pewnością, nie rozwiąże ona problemów Izraela. Wydaje się trudnym zmusić Hamas i Hezbollah do jakichkolwiek ustępstw, poprzez bombardowania czy ostrzał. Premier Olmert może zadać poważny cios organizacją, zabijając ich przywódców, niszcząc ich infrastrukturę, lecz zniszczenie organizacji terrorystycznej tylko przy pomocy armii jest niemożliwe. To walka przede wszystkim na płaszczyźnie ideologicznej i społecznej. Jeszcze przed wybuchem konfliktu większość Palestyńczyków popierała uznanie istnienia Izraela. Demokratyczny wybór Hamasu nie był ciosem w Izrael, ale w skorumpowane i nieudolne rządy Al-Fatah. Izrael może obalić hamasowski rząd Autonomii i na jego miejsce powołać nowy, jednakże z pewnością nie przysporzy mu to uznania na Bliskim Wschodzie i nie zapewni bezpieczeństwa. Również ewentualny atak na irańskie instalacje nuklearne, jak oceniają to specjaliści, byłyby nieskuteczny. W interesie, więc samego Olmerta powinno być poszukiwanie rozwiązań dyplomatycznych, co oczywiście na Bliskim Wschodzie jest niezwykle trudne.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.