Czemu służy majstrowanie przy ordynacji?

06-08-2006

Autor: Paweł Kaleski

Tradycyjnie już w naszym kraju przed wyborami (czy to parlamentarnymi, czy samorządowymi) zaczyna się majstrowanie przy ordynacji wyborczej. Normalne staje się już to, że wszyscy są przeciwni takim praktykom – postawa zupełnie słuszna – ale na postulatach się kończy bowiem rzeczywistość pokazuje coś zupełnie innego. Do tej pory najczęściej zmieniano sposoby przeliczania głosów na mandaty. Że takie postępowanie nie zawsze popłaca, najlepiej pokazał przykład AWS i UW z 2001 roku, kiedy pod swoim kątem zmieniono metodę przeliczania głosów. Wyborcy jednak wystawili srogi rachunek tym partiom za całokształt i obie nie weszły do parlamentu, mimo przychylnej ordynacji.


Igranie z ordynacją to kusząca sprawa. Dziś na progu wyborów samorządowych, także mamy do czynienia z taką zabawą (niepoważną zresztą). Otóż rządząca trójkoalicja zafundowała nam specyficzne rozwiązanie. Chodzi oczywiście o tworzenie bloków list wyborczych w najbliższych wyborach samorządowych (LPR chce przeciągnąć ten pomysł także na wybory parlamentarne). To rozwiązanie ma na celu zdobycie samorządów dla PiS, LPR i Samoobrony. Taka lista pomoże zwłaszcza w sytuacji, gdy obywatele niekoniecznie będą chcieli poprzeć słabszych koalicjantów. Otóż oddając głos na PiS jednocześnie oddamy go na LPR i Samoobronę. To niezwykle korzystne z punktu widzenia dwóch ostatnich ugrupowań, zwłaszcza w przypadku wyborów w dużych miastach, gdzie te ugrupowania są słabe albo w ogóle ich nie ma. Chodzi tu także o to, by zdobyć realny wpływ na rozdysponowywanie środków unijnych, które to w najbliższych latach napłyną szerokim strumieniem do Polski. W ten sposób pozbawi się wpływu na wydawanie tych pieniędzy ludzi niezwiązanych z większością parlamentarną i nikt im nie będzie przypisywał sukcesów inwestycyjnych czy modernizacyjnych.

Tak zbudowana ordynacja moim zdaniem ma jeszcze jeden cel. Jest on niezwykle istotny z perspektywy polskiej sceny politycznej, a wydaje się być niedostrzegany przez znaczną część ekspertów. Nie jest bowiem tajemnicą, iż wiodącą rolę przy zawieraniu sojuszy na listach wyborczych będzie wiódł PiS i to ta partia będzie miała decydujący wpływ na skład list z udziałem swoich, współkoalicjantów. Dla ludzi LPR i Samoobrony taka sytuacja – czyli stworzenie wspólnej listy – może okazać się jedyną możliwością wejścia do samorządów w wielu miejscach Polski (bardzo mocno pokazują to sondaże przedwyborcze – szczególnie jeśli idzie o LPR). Najlepiej widać to w dużych miastach. I dlatego zrobią wiele, żeby się na nich znaleźć (łącznie z podporządkowaniem się). Fałszywą jest też teoria, która głosi, że taka ordynacja pozwoli na lepszy wynik w aglomeracjach Samoobronie, zaś na wsi PiS. Wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych wśród wiejskiego elektoratu pokazują, że partia premiera ma tam niezwykle mocne poparcie. Tak więc poradzi sobie spokojnie z Samoobroną. W takiej konstrukcji ordynacji należy doszukiwać się czego innego. Otóż dwie mniejsze partie ewidentnie dostają się pod skrzydła ugrupowania Kaczyńskich. A wręcz pchają się w objęcia PiS. To zamierzony plan premiera Jarosława Kaczyńskiego. Polegać on ma na wchłonięciu wszystkiego na scenie politycznej, co ma prawicowy elektorat (najlepiej ludowo-narodowy). Samoobrona i LPR znakomicie się wpisują w ten plan. Budując tak szeroki blok J. Kaczyński chce doprowadzić do polaryzacji sceny politycznej i stworzenia własnego wielkiego frontu (czegoś na wzór niemieckiej koalicji CDU-CSU), który walczyłby z liberałami – o ile by przetrwali – bądź lewicą. Jak widać zagarnia on ludzi o poglądach roszczeniowych (Samoobrona), a także narodowych katolików (LPR oraz elektorat radiomaryjny). Nowe ugrupowanie ma połknąć także tzw. „kanapowe koterie”, a nie tylko poważne ugrupowania parlamentarne. Stąd też obecność po skrzydłami PiS Antoniego Macierewicza (MON) i Jana Olszewskiego (Pałac Prezydencki) – ludzi kojarzonych jednoznacznie z toruńską rozgłośnią i jej szefem. Nie mają oni może bogatych struktur partyjnych, ale w wyborach przysporzą zawsze paru procent głosów (bo posiadają swój żelazny elektorat). Poza tym lepiej ich mieć u siebie – szczególnie A. Macierewicza – niż przeciwko sobie, o czym już nie jedna partia prawicowa się przekonała (dziwnym zbiegiem okoliczności odkąd odszedł on z LPR ta ostatnia zaczęła tracić na poparciu w sondażach – także słaby wynik w wyborach – oraz odwróciło się od niej Radio Maryja).

Coraz głośniej słychać głosy (mimo zaprzeczeń zainteresowanych polityków), że LPR ma się w niedługim czasie zupełnie wtopić w struktury PiS i stać się jedną z tamtejszych frakcji – o zabarwieniu endeckim. Potwierdza to, zatem wskazany przeze mnie kierunek działań J. Kaczyńskiego. Roman Giertych miałby zostać jednym z wiceszefów PiS. Jest to o tyle prawdopodobne, że już w ostatnich wyborach parlamentarnych Liga osiągnęła słaby wynik, jej szef zamiast być jej motorem napędowym, niemal jej nie pogrążył i ledwo sam dostał się do Sejmu. A zatem dla obecnego Ministra Edukacji Narodowej taki rozwój wypadków może być jedyną szansą na znalezienie się w przyszłym parlamencie. Nawet, jeżeli oznaczałoby to zniknięcie na dobre ze sceny LPR, to ze stricte osobistego punktu widzenia dla Giertycha gra jest warta świeczki. Wydaje się zatem, że nieprzypadkowo mamy ostatnio do czynienia ze złagodzeniem postawy szefa LPR (chociażby słynny już wywiad dla Gazety Wyborczej, wizyta w Jedwabnem, czy pouczanie Młodzieży Wszechpolskiej odnośnie antysemityzmu i parad równości). Roman Giertych wyraźnie zdaje się rozjeżdżać z częścią swojej partii i jej młodzieżówką.

Z A. Lepperem Kaczyński może mieć trochę trudniej. Ten nieobliczalny buntownik jest zdolny w każdej chwili do najmniej przewidywalnych zachowań i rewolt. Ale i tu mimo wszystko J. Kaczyński ma silną pozycję. Wieś już nie jest niepodzielnym bastionem Samoobrony. Powoli traci ona tam poparcie. Zaś premier w razie konieczności ostatecznego starcia z partią biało-czerwonych krawatów ma asa atutowego w rękawie, którym jest szef sejmowej komisji rolnictwa i jednocześnie uciekinier z Samoobrony – Wojciech Mojzesowicz. Nie jest tajemnicą, iż Prawo i Sprawiedliwość swój sukces wyborczy na terenach wiejskich zawdzięcza właśnie ogromnej pracy tego pana. Mojzesowicz jest swoistym batem na Leppera. Zostanie on użyty, jeśli nie uda się Kaczyńskiemu zmarginalizować lub zupełnie wchłonąć Samoobrony i dojdzie do starcia między dzisiejszymi koalicjantami.

Za tym, że Jarosław Kaczyński realizuje solidnie przemyślana strategię budowy na nowo polskiej sceny politycznej przemawia jeszcze jedna rzecz. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli jego partia mówi o zmianie ordynacji do wyborów parlamentarnych, to zawsze ma na myśli tzw. ordynację mieszaną (najlepszym przykładem jest niemiecka). Zdaniem ekspertów jej wprowadzenie oznaczało będzie polaryzację sceny politycznej. A przecież jest to jednym z zasadniczych celów dla IV RP i jej twórcy. Wprowadzenie zdaniem konstytucjonalistów (m.in. zdaniem prof. Winczorka z Uniwersytetu Warszawskiego) tak drastycznej zmiany ordynacji mogłoby się odbyć tylko w drodze zmiany ustawy zasadniczej, ale zdaje się, że i o tym wspominał PiS w swojej ostatniej kampanii wyborczej (był nawet prezentowany gotowy nowy projekt).

A zatem gołym okiem widać, że scena polityczna w zapowiadanej IV RP będzie inna od obecnej. Jej zasadniczym elementem ma być nowy narodowo-ludowy blok pod zwierzchnictwem Jarosława Kaczyńskiego. Czy ten plan się powiedzie? Czy uda się ta swoista rewolucja? Jeśli się dobrze przyjrzymy i wsłuchamy to widać i słychać już pierwsze kroki. Parafrazując nieco naszego obecnego Prezydenta: Panie, Panowie, Polki i Polacy – nadchodzi nowe, czyli formacja narodowo-ludowa pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.