Autorzy artykułu sugerują, iż niemal na pewno wiedzą, o kogo chodzi, ale, jako że nie są pewni na 100% to nazwiska nie ujawnią. W ślady autorów poszli Lech Wałęsa i Andrzej Celiński, którzy także twierdzą, że na 99% wiedzą, kto był tym agentem. Media czym prędzej pospieszyły do księdza Jankowskiego i Anny Walentynowicz, bowiem oni ostatnio dostali własne teczki z IPN. Tu także nie padło nazwisko. Jednakże prałat Jankowski stwierdził, że jeżeli pozna personalia agenta z całą pewnością go wskaże. Czekamy zatem wszyscy, aż „Delegat” sam się ujawni, bądź znajdą się niezbite dowody, z których będzie ewidentnie i niepodważalnie wynikało, kto też był „Delegatem”.
Lustracyjny bumerang wrócił do nas prędzej niż się spodziewaliśmy. Ale nie może to dziwić, skoro lustracja od 17 lat jest nierozwiązywalnym problemem polskiego życia publiczno-politycznego. Nawet obecnie, kiedy wydawało się, że będzie nowa ustawa lustracyjna, nagle doszło do nieporozumień w gronie partii prawicowych, nawet bracia Kaczyńscy jakby stracili lustracyjny zapał. Swoją drogą jest to znamienne, że politycy prawicy jednym chórem są za przeprowadzeniem tego procesu, niemniej jednak, gdy dochodzi do konkretyzacji projektów zaczynają się waśnie i spory. Można by odnieść wrażenie, że między politykami prawej strony jest więcej różnic w tej sprawie niż w ich sporach z SLD. Ta właściwie partia i byli członkowie bezpieki zacierają ręce i mają niebywały ubaw, kiedy patrzą na przepychani i wojenki lustracyjne post solidarnościowców. Zaiste może nasuwać się na myśl pośmiertnym zwycięstwo MBP i Bermana.
Wracając jednakże do sprawy „Delegata”. Szybko zaczęły się pojawiać przypuszczenia: Do jakiej grupy mógł należeć ów agent? Czy był on osobą świecką, czy duchowną? Ktoś zasugerował, że mógł to być jeden z polskich księży na stałe przebywający w Watykanie. Ktoś inny, że to jeden z doradców Wałęsy, ale opozycyjny wobec KOR, bo właśnie zgubny wpływ tej grupy na byłego szefa Solidarności wskazywał we wspomnianym i kluczowym dla jego sprawy raporcie dla MSW. A zatem świecki, ale mocno związany ze środowiskiem kościelnym? Istotą sprawy jest to, że takich „Delegatów” i im podobnych było znacznie więcej tak wśród duchowieństwa jak i świeckich związanych z opozycją zgromadzoną wokół Kościoła w Polsce. Tak więc wraca nie tylko bumerang lustracyjny, ale wraca on w konkretnym wymiarze. Bez wątpienia kłania się tu casus księdza Isakowicza-Zaleskiego. To właśnie on zasugerował, że ten antybohater ostatniego weekendu może nosić sutannę. Jak widać nie uwolnimy się od lustracji, a konkretnie rzecz biorąc od lustracji duchownych oraz środowisk związanych z instytucją Kościoła. Niestety ustawa, o którą toczy się obecnie bój w Senacie nie uwzględnia księży. Jest to według mnie istotny błąd. Ten wrzód nadal nabrzmiewa i to w zastraszającym tempie. Tworzenie swoistej kasty nietykalnych na pewno nikomu nie wyjdzie na dobre, a już na pewno duchowieństwu. Poza tym jest to działanie wbrew opinii społecznej. Sondaże jednoznacznie wskazują, że Polacy chcą rozliczenia księży. Dobrze, iż mimo wielu głosów sprzeciwu swoją pracę kontynuuje ksiądz Isakowicz-Zaleski, tropiący donosicieli wśród swoich współbraci kapłanów. Jest to zdrowy odruch wskazujący, że i pośród tej grupy społecznej są tacy, którzy oczekują prawdy. Ma on poza tym poparcie części duchowieństwa i licznych świeckich. Z całą pewnością przysłuży się on sprawie lepiej niż komisje powoływane przez biskupów, gdyż te zdają się tylko trwać. Czy któraś coś osiągnęła? A przecież nie działają od wczoraj.
Skoro ze strony Kościoła pada stwierdzenie, że księża to też tylko ludzie, to tym bardziej parafianie maja prawo domagać się, aby ich duszpasterze stanęli w prawdzie przed Bogiem, sobą i innymi, którzy być może przez ich donosy byli prześladowani przez totalitarne państwo i jego służby. Nauczyciele moralności muszą wykazać się nieposzlakowaną opinią w tej dziedzinie (a zwłaszcza uczciwym postawieniem sprawy), a jeśli nie, to muszą odejść i nie mogą wymagać od innych tego, czego sami nie byli w stanie dochować. A tym wszystkim, którzy twierdzą, że kapłani to zwykli ludzie i mogli mieć w tamtym okropnym systemie chwile słabości, owocujące donosicielstwem na parafian, którzy być może bezgranicznie im ufali, chciałbym powiedzieć, że kardynał Stefan Wyszyński i ksiądz Jerzy Popiełuszko też byli tylko ludźmi, a jakoś nie połasili się na paszporty, czy też łatwiejszy dostęp do materiałów budowlanych na kościoły.
Lustracja w Kościele to proces długi i niezwykle bolesny, ale musi on w końcu nastąpić. Odwlekanie sprawy tylko komplikuje i pogarsza sytuację. Może wręcz doprowadzić do takiego stanu, że ludzie zaczną się odwracać od tej instytucji, tak jak to miało miejsce na początku lat 90., gdy hierarchia kościelna za mocno, jednoznacznie i zbyt bezpośrednio zaczęła się ich zdaniem mieszać do polityki. Trzeba mieć odwagę, by wskazać czarne owce w swoim gronie, by pierwej dostrzec belkę we własnym oku niż źdźbło w oku innego. Jeżeli nadal będziemy mieli do czynienia z postawą beztroski i obrony w stylu, że inni nie byli jeszcze lustrowani, albo są za słabo (jest to picie szczególnie do środowiska dziennikarskiego), to co chwila będziemy czytali w gazetach o nowych Hejmach, Czajkowskich itp. Szok będzie wielki, ale zniecierpliwienie ludzkie jeszcze większe. Dlatego warto trzymać kciuki za księdza Isakowicza-Zaleskiego, by jego praca nie była hamowana przez przełożonych i nie poszła na marne. Wręcz za to, by takich Isakowiczów-Zaleskich było jak najwięcej i grono ich zwolenników poszerzało się zwłaszcza pośród kościelnych hierarchów. Kłamstwo bowiem ma krótkie nogi, a i przed prawdą nikt nie uciekł. Najlepszą drogą do niej jest jawność – także teczek.