Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / Bezstronność pod specjalnym nadzorem               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
12-06-2006

 

17-05-2006

  Zasada domina

24-10-2010

 

23-03-2006

  Ministerialne pieszczochy Temidy

03-03-2006

 

+ zobacz więcej

Bezstronność pod specjalnym nadzorem 

22-08-2006

  Autor: Witold Filipowicz

Rząd likwiduje konkursy na wysokie stanowiska w administracji rządowej. Opozycja gwałtownie protestuje. Doczekaliśmy ciekawych czasów. Mianowicie i rząd, i opozycja mają rację. A jeszcze ciekawszym zjawiskiem jest to, że w tej samej materii obie strony jednocześnie się mylą.

 

 

System konkursów na wyższe stanowiska w służbie cywilnej zapewniać miał obsadzanie wysokich stanowisk na podstawie rzetelnej i bezstronnej oceny merytorycznych kwalifikacji kandydatów. Zaczerpnięta z innych systemów, m.in. z brytyjskiego czy francuskiego idea, w świetle oficjalnych wypowiedzi, prezentowała się obiecująco. System ten miał położyć kres przede wszystkim obsadzaniu stanowisk w administracji państwowej wedle metody znajomi znajomych królika.

Na pierwszy rzut oka nawet przepisy ustawy o służbie cywilnej oraz rozporządzenia o konkursach też sprawiają wrażenie spełniania głoszonego od lat przez wszystkich, każdą władzę, postulatu o jawności i przejrzystości życia publicznego. Podobnie propagowano uchwaloną przed rokiem ustawę o konkursach na stanowiska kierowników centralnych urzędów administracji rządowej.

Po wielu latach funkcjonowania konkurencyjnego systemu obsadzania stanowisk, od zastępcy dyrektora departamentu wzwyż, rząd przeforsował projekty ustaw, które w praktyce likwidują konkursy. Zdawać się może, iż wracamy do czasów znajomego znajomych królika, względnie zasady – mierny, bierny, ale wierny, choć rząd usiłuje merytorycznie uzasadniać te zmiany, stosując jednak argumentację mało wiarygodną.

Opozycja, cała opozycja, bez względu na barwy partyjne, protestuje, wskazując m.in. naruszanie zasad konstytucyjnych. W tym przede wszystkim zawartych w art. 153 ust. 1 Konstytucji, w szczególności w zakresie zawodowego wykonywania zadań państwa.

Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego, zawodowość w korpusie służby cywilnej ma oznaczać stabilność zatrudnienia. Ta stabilność miałaby się przekładać na profesjonalizm i rzetelność. Również poprzez możliwość planowania swojej kariery zawodowej i własnego rozwoju oraz podnoszenia kwalifikacji. Z kolei nieusuwalność pozwalać miała na rzetelne wykonywanie obowiązków, wedle najlepszej wiedzy, bez ulegania naciskom, a nawet, gdy byłoby to uzasadnione, wbrew oczekiwaniom przełożonych.

Z tego punktu widzenia opozycja ma niewątpliwie słuszność, protestując przeciw likwidacji systemu obsadzania stanowisk na podstawie przeprowadzanych konkursów. Ich likwidacja i powrót do systemu obsadzania stanowiska na podstawie arbitralnych decyzji aktualnej władzy, w każdym czasie, z całą pewnością jest sprzeczna z zasadą zawodowości. Na żadnym stanowisku nie będzie już możliwe jakiekolwiek planowanie swojej kariery i rozwoju zawodowego, co wpłynie bezpośrednio na profesjonalizm najwyższej kadry administracyjnej.

Wpłynie też, nie ma się co łudzić, na rzetelność wykonywanych obowiązków, a przede wszystkim na jeszcze jedną fundamentalną zasadę – neutralność polityczną. Urzędnik wysokiego szczebla, który objął stanowisko w wyniku powołania go przez aktualną władzę, jedną decyzją i w każdym czasie może być z tego stanowiska odwołany. Skutki takiego systemu nietrudno przewidzieć.

Można sobie wyobrazić cały wachlarz zachowań tak powoływanych urzędników, z dwoma granicznymi, przeciwstawnymi. Albo zarządzanie o cechach niemal zamordyzmu, jako sposobu wykazywania swoich umiejętności organizacji i zarządzania, do terroru psychicznego włącznie, albo trwanie na stanowisku z nastawieniem – niech się samo kręci, byle do następnego dnia, byle nie podpaść jakąś nietrafną decyzją.

O neutralności politycznej, rzecz jasna, w takim systemie można zapomnieć. Skutki tak konstruowanych kadr, w perspektywie niezbyt odległej, nie przedstawiają się w nazbyt jasnych barwach. Zwłaszcza jakość administracji państwowej. Tę jakość obserwujemy na co dzień od wielu lat i, niestety, również wydaje się ona pozostawiać wiele do życzenia. A przecież konstruowana jest, jak dotąd, na zasadzie konkurencyjnego obsadzania stanowisk. O co więc tu chodzi? Likwidują konkursy – źle. Były konkursy – wcale nie lepiej. Gdzie tkwi szkopuł?

Czy rzeczywiście planowane wprowadzenie reguł znajomego znajomych królika jest jakąś rewolucyjną zmianą w praktyce? Jeśli chodzi o zmianę przepisów, oczywiście, taką rewolucją te plany są. Jeśli jednak chodzi o rzeczywistość funkcjonowania metody konkurencyjności, już takich różnic niekoniecznie można się łatwo doszukać.

W ramach zasady przejrzystości i uczciwości życia publicznego, nie tak dawno, rozpoczęła się kampania o zmianę sposobów przyjmowania kandydatów na aplikacje do zawodów prawniczych. Chodziło o zlikwidowanie fikcji bezstronności i rzetelności dokonywanych selekcji kandydatów. W znakomitej większości bowiem zwycięzcami zostawały osoby powiązane rodzinnie lub towarzysko z członkami komisji rekrutacyjnych. Wszyscy, poza samymi korporacjami prawniczymi, byli za zmianą tego systemu, pachnącego na odległość kumoterstwem lub nepotyzmem.

Ciekawą argumentacją korporacje usiłowały bronić swojego status quo. Były i takie wypowiedzi, że jak komisja ma do wyboru kandydatów o podobnym poziomie kwalifikacji, to z pewnością wybierze kandydata pochodzącego z rodziny prawniczej, a nie na przykład rolniczej. Ten pierwszy, zdaniem korporacji, daje pewność lepszego przygotowania i dalszego rozwoju. O wyższości rasy białej nad innymi wypowiedzi nie zarejestrowano.

Jeszcze bardziej rozbudowane i rygorystyczne w zakresie bezstronności i rzetelności są przepisy z zakresu zamówień publicznych. Miedzy innymi zawarty jest zakaż udziału w komisjach przetargowych osób, które mają lub miały jakikolwiek związek z wykonawcami przystępującymi do przetargów. Dotyczy to nie tylko powiązań rodzinnych, towarzyskich czy każdych innych, mogących nasuwać uzasadnione wątpliwości, co do ich bezstronności. Również były pracownik czy to zamawiającego, czy wykonawcy, jeśli od zakończenia współpracy nie upłynęło minimum 3 lata, członkiem komisji być nie może. Nie może też przystąpić do przetargu jako wykonawca nikt, kto brał udział w przygotowywaniu materiałów do przeprowadzenia procedury, zwłaszcza w opracowywaniu warunków dopuszczania i udziału oraz sposobów oceny ofert.

Zasady zrozumiałe, racjonalne, akceptowane przez wszystkich.

Konkursy na stanowiska w administracji rządowej – wedle przepisów oraz oficjalnych wypowiedzi i ocen autorytetów, pospołu z rządzącymi, na przestrzeni ostatnich ośmiu lat – przebiegają zgodnie z takimi samymi regułami bezstronności i rzetelności, o czym wyżej.

Jak to wygląda w praktyce, należy spróbować wtargnąć – tak, tak, wtargnąć – wewnątrz takich procedur i od środka przyjrzeć się całemu łańcuchowi niuansów, szczegółów, elementów tej układanki zwanej konkursem na wyższe stanowiska w służbie cywilnej. Po ludzku, konkursom na stanowiska dyrektorów.

Zgodnie z rozporządzeniem o warunkach przeprowadzania konkursów, zespoły konkursowe składają się z sześciu osób. Trzy reprezentują szefa S.C., natomiast urząd, do którego odbywa się konkurs reprezentuje dyrektor generalny tego urzędu oraz dwie wskazane przez niego osoby. Niekoniecznie z tego samego urzędu, choć na ogół w praktyce stamtąd właśnie pochodzą. Zespoły konkursowe oceniają nadesłane przez kandydatów aplikacje i uchwalają, na podstawie spełniania warunków określonych w ogłoszeniu o konkursie, dopuszczenie czy też niedopuszczenie do udziału w konkursie poszczególnych kandydatów.

Zgodnie z przepisem § 3 ust. 1 rozporządzenia „Członkiem zespołu konkursowego nie może być osoba, która jest małżonkiem kandydata lub jego krewnym albo powinowatym do drugiego stopnia włącznie albo pozostaje w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości, co do jego bezstronności”.

To niemal kopia przepisów z zakresu bezstronności zamieszczonych w ustawie Prawo zamówień publicznych, a przed nowelizacją w ustawie o zamówieniach publicznych. Z tym, że z ustawie Prawo zamówień publicznych są jeszcze przepisy o składaniu oświadczeń członków komisji przetargowych o braku okoliczności, które mogłyby wzbudzić wątpliwości, co do bezstronności. Oświadczenia takie składane są po zapoznaniu się, jakie podmioty złożyły oferty, a nieprawdziwość złożonego oświadczenia zagrożona jest odpowiedzialnością karną za składanie fałszywych zeznań.

W ustawie o służbie cywilnej nie ma takich przepisów. Znajdują się one dopiero w akcie wykonawczym do ustawy, we wspomnianym rozporządzeniu. Poza obowiązkiem składania oświadczeń, nie ma mowy o żadnych restrykcjach w przypadku ich nieprawdziwości. Jasne, zagrożenie karą może się znajdować tylko w akcie prawnym rangi ustawowej. Dlaczego w tym wypadku w przepisach ustawy nie znalazły się tego rodzaju przepisy, jak w ustawie Prawo zamówień publicznych? Dobre pytanie.

Mimo wszystko, jak dotąd, zasada bezstronności zdaje się podążać dokładnie tym samym torem. Przynajmniej teoretycznie. Jednakże już w chwili podpisywania oświadczeń, jednolity dotąd tor w znakomitej większości przypadków nagle doznaje rozdwojenia, a nawet przybierać zdaje się odwrotny kierunek.

Dzieje się tak wówczas, gdy do konkursu przystępuje pracownik urzędu, do którego organizowany jest konkurs. Niemalże regułą jest – z nielicznymi wyjątkami – że do tych konkursów przystępują pełniący obowiązki dyrektorów, czyli osoby obsadzone na stanowiskach, na które odbywa się konkurs. Obsadzone wedle swobodnej decyzji dyrektorów generalnych, względnie – jeśli nastąpiła zmiana generalnych, to przy akceptacji takiej obsady przez kolejnego dyrektora generalnego.

Pozostawmy na chwilę w spokoju przepisy prawa, a zwróćmy się do tzw. chłopskiego rozumu. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach będzie twierdził, że taki układ jest czymś normalnym i zapewnia bezstronność dokonywanych ocen? Jakimi cechami osobowości musiałby się odznaczać dyrektor generalny, by zachować faktyczną bezstronność przy ocenie kandydatów, pośród których znajduje się osoba, jaką sam wcześniej wybrał i obsadził na stanowisku p.o.? Jakimi cechami osobowości musiałyby się charakteryzować pozostałe dwie osoby komisji, wskazane przez dyrektora generalnego, by również mieć zdolność podejmowania decyzji w sposób niezależny i bezstronny? A najczęściej są to dyrektorzy z tego samego urzędu, często również p.o., czyli koledzy kandydata.

Już samo sformułowanie w treści § 3 ust. 1 rozporządzenia o konkursach: „albo pozostaje wobec niego w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości, co do jego bezstronności”, stawia pod znakiem zapytania legalność przeprowadzanych w ten sposób konkursów. Nasuwa się też pytanie, w odniesieniu do składanych przez członków zespołów konkursowych oświadczeń, czy nie zachodzą tu przesłanki poświadczania nieprawdy? Dwie osoby z tego samego urzędu, najczęściej o równorzędnym statusie p.o., z całą pewnością pozostają z kandydatem w stosunkach przynajmniej służbowych. Nie można też wykluczyć stosunków koleżeńskich czy wręcz towarzyskich. Jeszcze ciekawiej jest w przypadku dyrektora generalnego, który jest bezpośrednim przełożonym kandydata p.o., a ponadto zachodzi pomiędzy nimi stosunek prawny wynikający z zawartej umowy o pracę.

Implikacjami takiego układu współzależności mogą być dalej idące domniemania. Zespoły konkursowe mają dostęp do materiałów, w tym testów wiedzy. Niebezpieczeństwa wycieku informacji w takim układzie powiązań nie da się wykluczyć, nie takie rzeczy wyciekają z najtajniejszych, przynajmniej z nazwy, źródeł.

Sposoby oceny tych testów wiedzy i umiejętności analitycznych też przebiegają w różny sposób. Bywa, że w sali egzaminacyjnej pozostają dwie – trzy osoby i niekoniecznie pośród nich znajduje się, przynajmniej przez cały czas, osoba reprezentująca szefa S.C. Ale jeśli nawet jest, niczego to nie gwarantuje przy takim systemie.

Jeśli już ten pierwszy etap przebrnie kandydat p.o. – choćby na ostatnim, czwartym miejscu – to pozostaje drugi etap, rozmowa kwalifikacyjna. Tu koledzy z urzędu i bezpośredni przełożony starają się, rzecz jasna, zaskakiwać kandydata na okoliczność jego przydatności na stanowisku, co to go na nie właśnie dyrektor generalny obsadził. Efekty widać na stronie internetowej Urzędu Służby Cywilnej o wynikach konkursów. Około 99% zwycięzców, to p.o. lub pracownicy tego samego urzędu, do którego odbywał się konkurs. Niezależnie od tego, z jaką liczbą punktów przeszedł do drugiego etapu. Choćby nawet na miejscu czwartym i znaczącą niższą liczbą punktów w stosunku do pozostałych kandydatów.

Wróćmy jednak na grząski – jak się okazuje – grunt przepisów prawa. Przy takim składzie zespołów konkursowych, jeśli udział w konkursie bierze p.o. lub inny pracownik tego samego urzędu, to nasuwają się wątpliwości. Czy osoba, której związki z członkami zespołu konkursowego, szczególnie z dyrektorem generalnym są bezsporne, może w ogóle do konkursu przystąpić?

Otóż może, bowiem nikomu nie wolno zabronić udziału, jeśli spełnia warunki dopuszczenia. Ale pojawiają się tu pewnego rodzaju konflikty. Choćby z punktu widzenia komfortu psychicznego, gdy po drugiej stronie stołu zasiadają koledzy z tego samego urzędu. Można też się tu dopatrywać naruszenia konstytucyjnych zasad o równości traktowania – art. 32, a przede wszystkim dostępu do służby publicznej na jednakowych zasadach – art. 60 Konstytucji RP.

Wszystkie konkursy przebiegają według takiego samego scenariusza. Okazuje się jednak, że nie jest to wyczerpany katalog niespodzianek związanych z realizacją zasady bezstronności i rzetelności.

W konkursie na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego AdministracyjnoBudżetowego Urzędzie Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych – konkurs K/113/02 – procedura przebiegała wedle ustalonego, opisanego wyżej schematu. Zwycięzcą został, rzecz jasna, p.o. z tego urzędu i stanowiska, na które odbywał się konkurs. Już sam wynik pierwszego etapu lekko zastanawiał. Zwycięzca ustępował punktacją w testach wiedzy, natomiast w testach analitycznych – polegały tu one na rozwiązywaniu różnych szarad rysunkowych – osiągnął 98 punktów na 100 możliwych.

Kto brał udział w konkursach wie, że rozwiązanie, prawidłowe, niemal w całości testu analitycznego jest wysoce nieprawdopodobne. Nie dlatego, że jest tak wybitnie trudne, lecz dlatego, że wymaga, w miarę przechodzenia na wyższe poziomy trudności, coraz większej ilości czasu na zastanowienie się przed udzieleniem odpowiedzi. Tego czasu, wbrew pozorom, nie jest tak wiele, od 50 minut do 1 godziny. Jeżeli więc ktoś w tym czasie zdoła rozwiązać – prawidłowo – test prawie w całości, to musi mieć rzeczywiście nieprzeciętny umysł i refleks. Skoro tak, to ta sama nieprzeciętność powinna się przejawiać w teście wiedzy. W tym przypadku tak nie było.

Ale też i nie chodziło już o zastanawiające wyniki i później rezultat rozmowy kwalifikacyjnej z kolegami w roli głównej. Chodziło raczej o ten układ współzależności i powiązań kandydata z członkami zespołu konkursowego.

Złożone zostało odwołanie od wyników konkursu z uwagi właśnie na skład komisji, która w połowie pozostawała w stosunku faktycznym i prawnym z kandydatem wskazanym jako najlepszy. Jak należało się spodziewać, szef SC odwołania nie uwzględnił, więc sprawa skierowana została do sądu administracyjnego. Sama rozprawa – sygn. akt IV SA/Wa 890/05 – zasługuje na osobną opowieść z zakresu państwa prawa i jego funkcjonowania, ale to przy innej okazji.

Po wniesieniu sprawy strona wreszcie miała dostęp do dokumentacji konkursu. Wreszcie, bowiem regułą postępowania szefa S.C. jest stwarzanie szeregu problemów i ograniczeń w udzielaniu informacji, co czyni z uporem, mimo wielokrotnego orzekania przez sądy administracyjne o bezprawności stosowania takich ograniczeń.

Z dokumentacji konkursu wynikało zaś jednoznacznie, że określaniem warunków dopuszczenia do udziału w postępowaniu, precyzowaniem wymogów na to stanowisko zajmował się nie kto inny, tylko zwycięski p.o. z urzędu. Jako kontakt z Urzędem Służby Cywilnej z osobą z UKNUiFE w kwestiach uzgodnień warunków konkursu również wskazana została ta sam osoba.

Tu zdaje się mieć zastosowanie kolejny przepis rozporządzenia o konkursach, § 3 ust. 2 „Osoby biorące udział w przygotowaniu i przeprowadzeniu konkursu nie mogą przystąpić do tego konkursu”. To kolejny bliźniaczy przepis, korespondujący brzmieniem z przepisami Prawa zamówień publicznych, umiejscowionych art. 17  tej ustawy.

Z tym, że w przypadku zamówień publicznych ujawnienie takich okoliczności jest wystarczającą podstawą do unieważnienia postępowania o udzielenie zamówienia publicznego. W zasadzie przepisy rozporządzenia, w § 3 ust. 3 nakładają na szefa SC obowiązek zmiany składu, o ile ujawnią się okoliczności podważające reguły bezstronności. Jednak w praktyce nikt tego nie bierze poważnie. Konkursy przebiegają bez wstrząsów, z finałami, jakie widać na stronach o wynikach, takim, jakie średnio rozgarnięty osobnik jest w stanie z góry przewidzieć.

Ile było konkursów, we wstępnym etapie uzgodnień warunków i wymogów, przygotowywanych konkursów przez biorących w nich udział, tego w corocznych sprawozdaniach szefa SC nie ma. Są za to statystyki o rzetelnych, bezstronnych transparentnych konkursach, dzięki którym obsadzono ileś tam wysokich stanowisk w administracji rządowej.

Jeśli dokumentacja wstępnych uzgodnień trafia do dyrektora generalnego urzędu, a udział w konkursie zapowiada jego podwładny, sytuacja – na zdrowy rozum – wydaje się jasna. Zresztą nie tylko w przypadku pracownika tego samego urzędu. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, że udział w konkursie zadeklaruje ktoś spoza urzędu, ale za to w jakikolwiek sposób powiązany czy to z samym dyrektorem generalnym, czy z kimś innym, mającym wystarczającą moc argumentów, by przekonać generalnego do słusznego i właściwego kandydata. Każdego kandydata, niezależnie skąd by się on nie wywodził.

Stworzony został system konstruowania personalnego korpusu służby cywilnej taki, że zarówno przepisy, jak i sposób ich interpretacji oraz stosowania pozwalają na całkowitą w praktyce dowolność w obsadzaniu stanowisk.
Oświadczenia członków zespołów konkursowych o braku powiązań faktycznych lub prawnych z kandydatami biorącymi udział w konkursach, noszą cechy świadomego poświadczania nieprawdy. Wskazany szefowi SC bezsporny związek faktyczny i prawny w tym konkretnym konkursie, na pierwszym strażniku przestrzegania standardów służby cywilnej nie robi żadnego wrażenia.

Ocena sytuacji, na chłopski rozum chora, dla szefa SC jest naturalna i zgodna ze standardami, a nawet zgodna z prawem: „(…) Jak wynika z dokumentacji konkursu K/113/02, wszyscy członkowie zespołu konkursowego przeprowadzającego konkurs na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego (…) złożyli stosowne oświadczenia o niewystępowaniu okoliczności wymienionych we wskazanym przepisie. Złożenie przez członka zespołu konkursowego takiego oświadczenia oznacza, że nie zachodzą okoliczności, o których mowa w § 3 ust. 1 rozporządzenia, w tym również, że w jego ocenie nie pozostaje on z żadnym z kandydatów w stosunku faktycznym lub prawnym, mogącym budzić uzasadnione wątpliwości, co do bezstronności członka zespołu(…) – pismo S.C.-414-3-4/05 z dnia 16 lutego 2005 r.

Innymi słowy dyrektor generalny, we własnej ocenie, nie pozostaje w żadnym stosunku, ani faktycznym, ani prawnym ze swoim bezpośrednim podwładnym, którego obsadził na stanowisku p.o. dyrektora i zawarta jest pomiędzy nimi umowa o pracę. Podobnie oceniają brak powiązań dwie pozostałe osoby, na ogół pracownicy tego samego urzędu i często p.o. dyrektorzy sąsiednich departamentów. Tu zresztą nawet nie ma większego znaczenia skąd pochodzą, ponieważ i tak wskazuje te osoby dyrektor generalny. Jak będą głosować, jest pytaniem retorycznym.

Wskazane związki z przepisami zamówień publicznych nie są tu przypadkowe. Obie ustawy mają ze sobą ścisły związek. Tworzą pakiet ustaw mających realizować postulat przejrzystego i uczciwego państwa. Komisje przetargowe składają się z pracowników administracji. Jeżeli więc rekrutacja do pracy w administracji publicznej wygląda, jak wygląda, na wszystkich poziomach, to składy takich komisji rekrutowane są spośród osób zatrudnianych na zasadach niezupełnie zrozumiałych. A raczej zrozumiałych aż za dobrze. Sposób funkcjonowania komisji przetargowych, organizmu o możliwych niciach powiązań nieformalnych, coraz częściej daje o sobie znać poprzez media, ujawniające afery związane z udzielaniem zamówień publicznych o kryminalnym podłożu.

Nie chodzi też tylko o zamówienia publiczne. Wytwarzanie personalnych powiązań na wszystkich szczeblach administracji publicznej, gdy poza związkami służbowymi pojawiają się inne jeszcze płaszczyzny wspólnych interesów, prowadzi do degeneracji aparatu wykonawczego państwa. Wdzięczność, specyficznie pojmowana lojalność, strach, perspektywy własnych korzyści aż do szantażu włącznie, wyznaczają sposoby faktycznego funkcjonowania tzw. władzy.

Czy w tej sytuacji rząd ma rację, likwidując konkursy, czy też to opozycja ma rację, gwałtownie protestując i domagając się utrzymania status quo?

Jak wskazano wyżej, obie strony mają rację i obie jednocześnie się mylą. Wielokrotnie postulowane zmiany w przepisach, w praktyce zmieniające cały system i filozofię realizacji idei służby cywilnej, od dawna pozostają bez echa. Ostatnia nowelizacja ustawy, propagowana jako rewolucja niemalże, tak naprawdę wydaje się polegać wyłącznie na rozbudowaniu przepisów, z których w rzeczywistości nic nie wynika i nic one nie zmieniają. Jeszcze ciekawiej odbywają się konkursy na kierowników centralnych urzędów administracji rządowej, o czym przy innej okazji.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że stworzone zostały legislacyjne potworki, mające na celu głównie przekonanie obserwatorów z Komisji Europejskiej, że Rzeczypospolita dąży do cywilizacyjnych standardów krajów europejskich. Ten obraz odgrywać miał też podobną rolę dla rodzimej społeczności. I przez kilka lat odgrywał. Głównie dlatego, że stosunkowo mało kto w ogóle się orientuje, co to takiego ta cała służba cywilna. Najczęściej kojarzona jest z obroną cywilną i tyle tej wiedzy dla przeciętnego obywatela.

Mało komu przychodzi do głowy, że te powszechne narzekania na jakość aparatu administracyjnego państwa, tracone miliardy dotacji, znikające fundusze i setki ludzkich tragedii, to m.in. pokłosie sposobu konstruowania kadr administracji. Tysiące nietrafnych decyzji, bezprawnych zaniechań czy też decyzji o cechach skrajnego wręcz debilizmu, to w wielu wypadkach skutki handlu stanowiskami lub tworzenia wewnątrz struktur administracji klanów rodzinnych czy towarzyskich

Takie powiązania są w wielu instytucjach na porządku dziennym. Czasem się je kamufluje, ale też w sposób taki, na jaki pozwala rozwój umysłowy „fachowców”. A w wielu przypadkach jest on na poziomie wszczesnoprzedszkolnym, jeśli chodzi o profesjonalizm. Za to znakomicie rozwinięte bywają takie umysły, gdy chodzi o filozofię grabi – wszystko, co w zasięgu wzroku czy wiedzy zgarniać do siebie.

W środowisku, w którym nieoficjalne, ale za to najsilniejsze funkcjonują więzi wspólnych interesów, każdy każdemu będzie wyświadczał przysługi i na tym polega cały ten system sprzężeń zwrotnych. Początków jego należy upatrywać właśnie w sposobie konstruowania kadr i owego systemu tzw. konkurencyjnego zatrudniania. Stąd wywodzi się ta nierzadko desperacka obrona przed zatrudnieniem kogokolwiek z zewnątrz, nieznanego. A już całkowicie przegranymi są kandydaci, którzy nie dość, że pochodzą z zewnątrz, to na dodatek mają wysokie kwalifikacje. To szczególne zagrożenie dla wytworzonych powiązań i często latami prowadzonych interesów, niewiele mających wspólnego z wykonywanie zadań państwa.

Tak zwane komórki kontrolne, audyt, kontrola wewnętrzna są w każdej państwowej instytucji. Efekty prowadzonych kontroli widać w sprawozdaniach i protokołach. Poza drobnymi błędami nic nigdzie się złego nie dzieje. Dopiero gdy prokuratura lub inne służby zabierają się za przegląd jakiejś instytucji okazuje się, że wszystkie te raporty i sprawozdania niewarte są funta kłaków. Dziwne to? Niekoniecznie. Wszak zespoły kontrolne nie biorą się z jakichś niebiańskich łąk. Tworzone są na dokładnie tych samych zasadach, jak inne zespoły i grupy czy komórki organizacyjne. Rekrutują się spośród konkurencyjnych, a jakże, naborów i konkursów.

A żeby było już całkiem wesoło, to na czele tej kryształowo czystej i przejrzystej, profesjonalnej i rzetelnej służby cywilnej postawiono osobę, która przez wiele lat, z uporem godnym lepszej sprawy, przekonuje wszystkich wokoło o doskonałości tego tworu. Przy czym sam szef SC notorycznie łamie prawo, co wielokrotnie już stwierdzały sądy administracyjne.

Co symptomatyczne, to organy ścigania też zabierają się za prześwietlanie takich urzędów czy innych agencji niekoniecznie z własnej inicjatywy. Na ogół, od dłuższego już czasu, asumpt do wkroczenia z interwencją powodują nagłaśniane publikacje i doniesienia prasowe. Chyba, że któraś ze spraw ma określony cel, przeważnie pachnący na milę polityką lub działaniami określonych grup zainteresowania. I nie ma się tu co doszukiwać żadnych barw wiodących prym w tego rodzaju postawach. Od siedemnastu lat scenariusz pozostaje bez zmian, a co ciekawe, jest on niemal lustrzanym odbiciem systemu sprzed transformacji.

Między bajki można też włożyć pojawiające się dość powszechnie opinie, że sytuację można uzdrowić poprzez wymianę kadr na młodsze roczniki. Wystarczy popatrzeć, kto od pewnego czasu obejmuje wysokie i najwyższe stanowiska w aparacie państwa. Co się dzięki temu zmieniło, jak brzmią wypowiedzi tych młodych gniewnych specjalistów od zmieniania obrazu państwa. Widać tez po efektach. Tylko trzeba patrzeć. Wiek, w którąkolwiek stronę, niczego nie gwarantuje. Sama czysta wiedza również. Czasy autorytetów to już w zasadzie historia. Stanowisko, jakiekolwiek, funkcja, stopień naukowy – niczego już, a priori, nie gwarantują. To człowiek, ze swoimi przymiotami i wadami zawsze i wszędzie będzie elementem decydującym o jakości życia społeczności. Od lokalnej po całe państwo.

Jednakże opieranie się na samej osobowości człowieka byłoby naiwnością. Poczynając od tego, kto miałby dokonywać ocen przydatności lub nie na jakieś stanowisko. Z kolei wolny rynek dobry jest dla gospodarki, ale nie dla aparatu państwa. Tu muszą istnieć takie regulacje, które w miarę możności eliminować będą indywidualne zapędy poszczególnych watażków. Wręcz bariery dla wyhamowania potencjalnie groźnych dla państwa zjawisk. Wystarczy bowiem jedna osoba o szerokich kompetencjach, by swoimi decyzjami uruchomić całą regułę domina. Do najniższego szczebla w dół. Jeśli jeszcze taka osoba ma powiązania w świecie przestępczym, to konstrukcja kadr o charakterze mafijnym wewnątrz struktur państwa jest zagrożeniem realnym, a nie żadnym political fiction. Prof. Wiktor Osiatyński pisał już o tym kilka lat temu. Idea systemu konkursów przy obsadzaniu stanowisk takim sytuacjom, m.in., miała zapobiegać.

Cóż, zgodnie z polską specjalnością, miało być dobrze, a jest jak zwykle. Fikcja zmieniła słuszną ideę w groteskę. Likwidacja konkursów, w praktyce, niczego nie zmienia. Zlikwidowane zostaną papiery z zapisanymi na nich prawnymi regułkami i jednocześnie zlikwidowane zostaną kabarety pod tytułem konkursy.

Obsadzanie stanowisk odbywać się będzie na tych samych zasadach, tyle że już bez konieczności odgrywania spektakli i bez dodatkowej maskarady. Oczywiście, jeszcze większa swoboda w tym zakresie będzie dawała o sobie znać i to bardzo szybko. Zresztą już daje, jak wynika z doniesień medialnych o kolejnych nominacjach z paragrafami kodeksu karnego w tle. Kończy się też okres rządów festiwalowych i publicznych show. Zaczynają się rzeczywiste problemy, którym trzeba będzie stawić czoło i jakieś błazenady przed kamerami już nie wystarczą.

Szczególnie wyraźnie w ostatnich dniach dała o sobie znać natura. Powodzie doprowadziły setki gospodarstw do ruiny. I naraz się okazało, że poza wojażami, obietnicami i arogancją niektórych najwyższych funkcjonariuszy, by nie rzec wręcz chamstwem, rząd w istocie nie ma nic. Żadnego systemu, żadnych planów. Dorywcze działania, rozdawnictwo pieniędzy, dyktowane wyborczym czasem, to wszystko, na co stać ów profesjonalny aparat administracyjny państwa. A to dopiero forpoczty kłopotów. Mamy przedsmak, czego należy się spodziewać.

Z biegiem dni i miesięcy będzie coraz śmieszniej. Dla satyryków, bo dla społeczeństwa i państwa niekoniecznie.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

 

(~Witold B.Gnatiuk, 23-08-2006 11:57)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl