Ameryka, Polska i nowy rodzaj dyplomacji

07-04-2004

Autor: Christopher Hill

Stosunki polsko-amerykańskie są źródłem wielu kontrowersji, podobnie jak cała polityka zagraniczna USA. Jedni mówią, że wybór Stanów Zjednoczonych na strategicznego partnera był najlepszym, jakiego Polska mogła dokonać. Inni dostrzegają asymetrię tych relacji i dowodzą, że Polska więcej w nie wkłada niż zyskuje. Ambasador USA w Polsce, Christopher Hill, w artykule przygotowanym dla współpracującego z e-Polityką serwisu Saga, pisze o współczesnej dyplomacji, bolączkach w kontaktach Polski i Ameryki oraz o priorytetach obecnej administracji.


 

Młodzi dyplomaci z naszej ambasady nie tak dawno zakończyli naukę w amerykańskim National Foreign Affairs Training Center, nazywanym "pieszczotliwie" NFATC, czy też FSI od Foreign Service Institute . Miałem zaszczyt towarzyszyć jakiś czas temu Ministrowi Spraw Zagranicznych Włodzimierzowi Cimoszewiczowi podczas wizyty w FSI i doskonale pamiętam jego pytania, uwagi i głębokie zaangażowanie w szkolenie dyplomatów. Bardzo się cieszę, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych traktuje szkolenie swoich przyszłych dyplomatów tak poważnie i tak wiele robi, by przygotować ich do pracy w świecie dyplomacji.

Ta nauka Wam się przyda. Bo przecież nadejście błyskawicznej komunikacji międzynarodowej, dostępność Internetu i niewysokie ceny międzykontynentalnych połączeń telefonicznych niczego nie ułatwiają. Nowoczesna komunikacja tak naprawdę znacznie utrudniła nam pracę. Coraz bardziej staje się jasne, że jako dyplomaci nie działamy w próżni. Musimy być świadomi jak nigdy dotąd, co się dzieje wokół nas.

Do tej pory najlepszymi dyplomatami byli ci, którzy potrafili pisać długie telegramy na temat sytuacji w kraju, w którym pełnili swoją misję. Ale teraz wydaje się, że mamy coraz mniej czasu na czytanie telegramów, że nie wspomnę o ich pisaniu. W miarę jak Departament Stanu modernizuje się, raczej odchodzimy od telegramu, który ma już 150 lat - tworzymy za to strony internetowe i usprawniamy komunikację e-mailową, co pozwala na udzielanie konkretnych - i przede wszystkim szybkich - odpowiedzi na konkretne pytania.

W pewnym sensie szybkość staje się w naszej pracy najważniejsza. Co z tego, że ambasada sporządzi wyczerpujące i błyskotliwe opracowanie, które zajmie nam dwa dni, jeśli wszyscy dowiedzą się o sprawie wcześniej z Internetu i już zaczną działać na podstawie znalezionych tam informacji. Krótko mówiąc, 16-stronicowe telegramy były w swoim czasie świetne, ale teraz, gdy liczy się szybka reakcja, pożytek z nich niewielki.

Wszystko to nie pozostało to bez wpływu na naszą organizację. Stara wielopoziomowa i rozczłonkowana struktura urzędu już nie sprawdza się tak jak kiedyś. Sprawy gospodarcze bywają również polityczne. Sprawy polityczne często mają charakter gospodarczy. Nawet sprawy konsularne, np. wizy, urosły do spraw wielkich. (Ale do tego wrócę później.)

Dyplomaci muszą coraz bardziej orientować się w pracy innych dyplomatów. Urzędnik z sekcji politycznej, który nie wie nic o ekonomii, nie będzie zbyt skuteczny. Pracownik konsulatu nie rozumiejący polityki, to ? No, cóż, do tego też dojdę później.

Zdajemy sobie sprawę, że musimy reagować na nagłe wydarzenia, które są ważne dla dobrze poinformowanych obywateli globalnego społeczeństwa informacyjnego. Ponieważ w innym przypadku zrobią to za nas grupy, które są wprost stworzone do wykorzystywania nowoczesnych możliwości: prasa i organizacje pozarządowe. Prasa działa szybko, bo musi walczyć o wymagających czytelników i pod tym kątem jest zorganizowana. Kogo obchodzą wczorajsze wiadomości? Organizacje pozarządowe, które często koncentrują się na jednym wybranym zagadnieniu - głodzie, torturach, problematyce zdrowotnej, czy niszczeniu broni atomowej, podchodzą do sprawy z emocjami i pasją. A przed takim właśnie postępowaniem w dyplomacji przestrzegał Talleyrand. Pamiętacie Państwo zapewne jego powiedzenie: "nade wszystko żadnej gorliwości". Jednak to właśnie ta gorliwość sprawia, że organizacje pozarządowe mają ogromną motywację do pracy. Dzięki temu, że są zmotywowani i niezależni, mogą działać szybko i prężnie.

Reorganizujemy się, by móc z nimi konkurować. Niestety w dostosowywaniu się do szybkiego tempa i nowoczesnej komunikacji tkwią pewne niebezpieczeństwa. Często okazuje się bowiem, że rzeczy pilne wypierają to, co ważne. To, co trzeba zrobić natychmiast, odwraca naszą uwagę od spraw długofalowych, a czasem nawet to, co modne i popularne, tłumi to, co rozsądne i mądre.

Nie zapominajmy, że różnimy się od prasy i organizacji pozarządowych. W przeciwieństwie do nich reprezentujemy nasze kraje i narody. Mamy pewien obowiązek wobec nich i aby go dobrze wypełnić, musimy określić i pogodzić interesy narodowe swoich krajów z interesami narodowymi innych państw. Nasze interesy nie mogą przy tym sprowadzać się do jednej sprawy - muszą odzwierciedlać różne wartości naszej wspólnej cywilizacji.

Nasze zadanie nie polega tylko na przekazywaniu i odbieraniu informacji. Musimy mieć więcej do zaoferowania - wiedzę, która pozwala wszystkie te informacje uporządkować i właściwie zinterpretować, a także mądrość potrzebną do ich wykorzystania.

Dyplomata musi nie tylko szybko działać i dostrzegać pewne zależności oraz powiązania (mam nadzieję, że tego też się uczycie), ale musi też umieć połączyć to ze swoimi podstawowymi obowiązkami. Nie możemy działać pochopnie, nie możemy wyciągać pochopnych wniosków. Musimy kierować się czymś innym niż tylko potrzebą reakcji na problemy dnia dzisiejszego. Musimy w pełni rozumieć historię, wartości, przynależność kulturową i takie realia jak geografia, gospodarka czy bezpieczeństwo. Tego też powinno się uczyć w akademiach dyplomatycznych.

Polskę i Stany Zjednoczone łączą bliskie stosunki właśnie dlatego, że mamy wspólną historię i kulturę. Po prostu się lubimy, ale też w pewnym sensie podobnie myślimy. Wierzymy, że trzeba mówić otwarcie, co się myśli, i jesteśmy gotowi walczyć o zachowanie tego przyrodzonego prawa. Chwalimy nawzajem swoje tradycyjne cechy narodowe - Amerykanie doceniają odwagę Polaków, czasem może nawet bardziej niż sami Polacy, a Polacy cenią istniejące w Ameryce możliwości, czasem nawet bardziej niż my sami. Przez ostatnie kilkanaście lat nauczyliśmy się współpracować.

Podczas swojego niedawnego wystąpienia w londyńskim Whitehall Prezydent Bush określił trzy podstawowe zasady wyznaczające amerykańską politykę zagraniczną. Po pierwsze, współpracujemy z innymi odpowiedzialnymi rządami. Jednak Prezydent dodał również, że powodzenie przedsięwzięć multilateralnych, w których zaangażowane są inne rządy i grupy, nie jest mierzone tylko przestrzeganiem formy? Liczą się efekty, dzięki którym nasze narody będą bezpieczniejsze. To słuszna uwaga. Myślę przy tym, że wiara w funkcjonalność, a nie w formę, zwłaszcza w przypadku multilateralizmu, jest jednym z tych przekonań, które łączą Polskę i Stany Zjednoczone najsilniej. Niektórzy mylnie traktują multilateralizm jako cel sam w sobie, a nie jak narzędzie do osiągania zamierzonych celów dyplomacji.

Kolejna zasada, którą Prezydent nazwał drugim fundamentem naszej polityki zagranicznej, to gotowość wolnych narodów do powstrzymania agresji i zła siłą, wtedy, gdy nie będzie już innej drogi. Jest to kolejny powód, dla którego czujemy, że wiele nas łączy z Polakami - jesteśmy wdzięczni za to, że stanęli z nami ramię w ramię, za ich odwagę na polu walki i na polu międzynarodowej opinii publicznej. Niektórzy zakładają, że wszystkie narody postępują rozsądnie i przestrzegają pewnych zasad. Ci, którzy znają historię - naszą i Waszą - wiedzą, że niestety tak nie jest. Saddam Husajn nie działał w Iraku rozsądnie, nie stosował się do żadnych zasad. I nigdy nie miał takiego zamiaru. Myślenie, że można było z nim w dobrej wierze negocjować, było szczytem naiwności - przecież nie przestrzegał praw człowieka, ignorował rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ, bez powodu napadał za kraje sąsiednie, był niezmiennie wrogo nastawiony wobec Izraela i procesu pokojowego. Cieszymy się, że większość Polaków to rozumie.

Trzecim filarem polityki zagranicznej Prezydenta Busha jest "zaangażowanie w szerzenie demokracji na świecie, a wraz z nią nadziei i postępu jako alternatywy dla niepokojów, nienawiści i terroryzmu." Prezydent dodał również, że "nie możemy polegać wyłącznie na sile wojskowej, by zapewnić sobie trwałe bezpieczeństwo, gdyż pokój zależy od postępu sprawiedliwości i demokracji". Sądzę, że Polacy rozumieją to doskonale. Przemawiając do polskich żołnierzy wyruszających do Iraku w lipcu ubiegłego roku, Prezydent Kwaśniewski powiedział kilka mądrych słów: "Nie szukamy w Iraku łatwych zysków ani dostępu do ropy naftowej. Pragniemy pomóc narodowi irackiemu w budowaniu nowoczesnego państwa, szanującego zasady prawa."

Te trzy zasady polityki zagranicznej tłumaczą, dlaczego polsko-amerykańskie stosunki są tak bliskie i dlaczego uważamy, że w najbliższych latach służyć to będzie naszym interesom narodowym. Ale jednocześnie jako dyplomaci jesteśmy zobowiązani wobec swojego kraju do walki z problemami dnia codziennego, chociaż powinniśmy je rozpatrywać w szerszym kontekście naszych stosunków.

I tak oto doszliśmy do sprawy wiz. Dyplomaci rozumieją znaczenie swobodnego przepływu osób i rynków pracy w globalnej gospodarce, a zwłaszcza znaczenie szacunku dla prawa przy wypracowywaniu rozwiązań. Mimo naszego głębokiego zaangażowania, mimo dotychczasowych wysiłków w celu uregulowania kwestii wizowych, okazało się, że sprawa ta może niestety zdominować nasze stosunki dwustronne w stopniu zupełnie niespodziewanym.

Jako dyplomaci musimy z szacunkiem podchodzić do niepokojów społeczeństwa. Ja np. muszę troszczyć się o ochronę naszych granic i rynku pracy, tak samo jak Wy musicie dbać o interesy przeciętnych obywateli, ich sytuację materialną i godność. I warto o tym mówić.

Musimy działać w sposób nowoczesny: szybko i skutecznie odpowiadać na zapotrzebowanie opinii publicznej. Ale jednocześnie, co bardzo ważne, nie możemy tracić z oczu szerszego kontekstu łączących nas stosunków. Oczywiście nie możemy też myśleć tylko o szerszym kontekście i długofalowych celach, nie zważając na to, co w danej chwili niepokoi ludzi. Ale nie można skupiać się na obawach ludzi ze szkodą dla całokształtu współpracy.

Dlatego będziemy oczywiście pracowali nad znalezieniem sprawiedliwego i słusznego rozwiązania kwestii wizowych podnoszonych przez Polaków. Nie rozwiążemy tej sprawy w ciągu jednego dnia i w wielu kwestiach będziemy musieli znaleźć odpowiednie procesy, by użyć tego dość wysłużonego dyplomatycznego określenia. Chciałbym przy okazji wspomnieć o tym, co zrobiliśmy do tej pory: Od czasu wizyty Prezydenta Kwaśniewskiego w Waszyngtonie odbyliśmy już w Warszawie rozmowy konsularne wysokiego szczebla. W efekcie zajmujemy się obecnie kilkoma sprawami. Polacy mają już pewne możliwości podjęcia legalnej pracy w Stanach Zjednoczonych, chociaż może mało kto o tym wie. Musimy wspólnie z polskim rządem postarać się dokładniej określić te możliwości i lepiej o nich poinformować. Zresztą już w tej chwili wydajemy tysiące wiz kategorii H i J, które pozwalają Polakom na legalne zatrudnienie w Stanach Zjednoczonych. Jeśli Kongres przyjmie propozycję reformy imigracyjnej Prezydenta Busha i wejdzie ona w życie, Polacy będą mieli jeszcze większe możliwości legalnej pracy w Stanach Zjednoczonych. Przygotowując tego rodzaju projekty, mamy nadzieję - głęboką nadzieję - że te nowe możliwości ograniczą proceder wykorzystywania wiz turystycznych do nielegalnej pracy i tym samym utorują Polakom drogę do ruchu bezwizowego.

Chcemy również stworzyć system wstępnej kontroli na Lotnisku Okęcie, aby uniknąć sytuacji, w których Polacy byliby zawracani do Polski z lotnisk amerykańskich. Zależy nam na tym, by system ten zaczął działać jak najszybciej.

Próbujemy ułatwić ludziom oczekiwanie przed konsulatem. Jak już wielokrotnie mówiłem, kiedy wjeżdżam rano do ambasady i widzę kolejkę czekającą po wizy, jest to dla mnie najgorsza chwila dnia. Trwają już prace nad nową, większą poczekalnią, mamy też inne plany przebudowy konsulatu, które zaczniemy realizować, gdy tylko dostaniemy fundusze.

Krótko mówiąc, robimy, co możemy, by rozwiązywać problemy wizowe. Jednak chciałbym być dobrze zrozumiany: choć te starania są ważne, zachowalibyśmy się nieodpowiedzialnie jako dyplomaci, gdybyśmy ograniczyli stosunki dyplomatyczne z Polską tylko do tej kwestii. Musimy cały czas współpracować nad innymi sprawami w stosunkach bilateralnych i multilateralnych. Nie możemy dopuścić do tego, by inne kwestie zostałyby rozmyte.

W tym roku, o czym ciągle się mówi, Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej. Wejście Polski do UE to logiczne zakończenie drogi rozpoczętej dawno temu - drogi potwierdzającej europejską tożsamość kraju. Polska nie staje się europejska. Polska jest i przez wieki była europejska, jednak proces akcesji niesie ze sobą pewne nowe wyzwania, z których bynajmniej nie najłatwiejszym będzie utrzymanie wyjątkowego charakteru we Wspólnocie Europejskiej. Polska przepłynęła przez burzliwe wody, koncentrując się nie tylko na swojej pozycji jako państwa europejskiego, ale również dążąc do bliskiego partnerstwa transatlantyckiego. Taki kurs nie był łatwy dla polskich dyplomatów, ale udało im się. Utrzymanie obranego kursu w najbliższych latach i rozwiązanie ogromu problemów, które mogłyby Polskę z niego zawrócić, jest nie lada wyzwaniem dla wszystkich Polaków, a szczególnie dla dyplomatów.

Dla Was zaczyna się, nie bójmy się tych słów, nowa era. Minister Spraw Zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz powiedział ostatnio w Sejmie, że przystąpienie do Unii Europejskiej oznacza, że polska dyplomacja osiągnęła wszystkie cele sformułowane w latach 90. To rzeczywiście sukces! Znaleźliście się teraz na nowym terenie - musicie być szybcy i zwinni, dobrze zorientowani i mądrzy, i - na co liczymy - pracować wspólnie z innymi nad rozwiązaniami problemów, jakie stawia przed nami nowe stulecie.

 Tekst opublikowany po raz pierwszy w serwisie www.saga.org.pl Przedruk za zgodą Wydawcy.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.