To miały być rządy przełomu. Nie doszło do nich, ponieważ POPiS obraził się śmiertelnie i panowie uznali, że nie warto ze sobą rozmawiać. Pal licho zbieżności programowe, zapomnijmy o tym, że w programie „Co z tą Polską?” przedstawiciele przyszłej koalicji tydzień w tydzień zapewniali o wzajemnym do siebie szacunku i dogłębnym zrozumieniu potrzeb koalicjanta. Padały śmieszno-tragiczne określenia w rodzaju „wybitnych”, „przyjaciół” oraz „potrzebie służenia Polsce”. Wszyscy wiemy jak się skończyło. Potem już było tylko „gratulacje, żeście wygrali”.
PiS osamotniony przez PO próbował ratować wydane przez wyborców pieniądze (organizacja spędu do urn idzie w miliony). Po kilku tygodniach kłótni, obrzucania się inwektywami z opozycyjną Platformą, zmajstrowano na prędce pakt stabilizacyjny. Podpisanie tego ważnego w ocenie (zwłaszcza LPR i Samoobrony) dokumentu, transmitowała jedynie telewizja TRWAM – organ rządowy. Reszta mediów musiała zadowolić się resztkami z koalicyjnego stołu.
Pakt nie wytrzymał długo. Rządni przywilejów, władzy i stanowisk Giertych oraz Lepper licytowali się w konkurencji „kto weźmie więcej”. Cierpliwość Jarosława Kaczyńskiego powoli się kończyła. Mimo to postanowił zaryzykować i powołana została koalicja. Pewna i stabilna, mimo identycznego składu personalnego. Stabilna? Raczej tylko w marzeniach lidera PiS. W tym zespole cały czas dochodziło do starć, potyczek i wzajemnych podgryzań. Udało się spacyfikować Romana Giertycha. Nie dał o sobie jednak zapomnieć, przedstawiając w czasie wakacji coraz bardziej absurdalne i grafomańskie sposoby na reformę szkolnictwa (moim ulubionym patentem są obozy koncentracyjne dla uczniów sprawiających problemy). Pamiętacie Państwo znakomity kawał o dziku który wraca do Stumilowego Lasu i zdziwiony tym, że nikt go nie poznaje wykrzykuje: „Powiedzcie Puchatkowi, że Prosiaczek wrócił z wojska!”). Lepper w tym czasie panicznie boi się stracić wpływy. Władza – zarówno dla lidera LPR jak i Andrzeja Leppera – oznacza nobilitację. Wywindowanie ich karier, nawet na kilka miesięcy.
Paradoksalnie jednak obaj mogą powiedzieć: nie dotyczy nas kwestia Leppera „oni już byli i rządzili, my nie”. Nie rządził ani Giertych, ani Lepper. Obaj byli maszynkami do głosowania. Do mielenia sejmowego mięsa, którego bardzo nieregularnie dostarczał Jarosław Kaczyński (pamięta ktoś jakieś poważne ustawy związane z przemianą w IV RP oprócz CBA?). Obaj mieli sytuację luksusową. Giertych – bo odwdzięczył się swoim młodym kolegom za wsparcie, którego mu nie brakowało, kiedy był w Młodzieży Wszechpolskiej. Lepper bo pokazał mediom (tak tak, mediom, nie wyborcom!), że jest w stanie być poważnym mężem stanu, jeśli tylko da mu się szansę. Media zwracały na niego uwagę bardziej niż kiedykolwiek. Tylko jakoś nikt – i nie należy się temu dziwić – nie używał przywołanego przeze mnie określenia męża stanu.
Teraz wszystko zostało postawione na głowie. Beneficjenci rejterady PO z listopada 2005 roku odwracają się od PiS plecami. Giertych, bo ciągnie koalicjanta w dół coraz bardziej szkodliwymi i głupimi pomysłami realizowanymi w ramach resortu. Lepper, bo jego paniczny strach przed połknięciem jego partii przez Kaczyńskich okazuje się mieć realne podstawy. Do PiS nie odejdą z Samoobrony tylko dwa rodzaje ludzi – ci, którzy są na tyle mało rozpoznawalni medialnie, że nie stanowią dla PiS gwarancji poparcia społecznego. Także ci, którzy nie mają wystarczającej siły przebicia, żeby walczyć o sejmowy byt. Krótko mówiąc – uzależnieni totalnie od autorytarnego lidera.
Dzisiaj scenariusze sytuacji w państwie są trzy: albo przyspieszone wybory (stawiam na 26 listopada) i kolejny legislacyjny pat. Wygrywa (dla odmiany) PO, wzmocniona pluszakiem z nowej reklamówki oraz efektem zmęczenia rządami PiS. Do Sejmu oprócz tych dwóch partii dostają się tylko Samoobrona z nieprzekroczonym poparciem 10% i ledwo dysząca lewica. Nawet zjednoczona. Efektem kolejne awantury i starcia. Możliwe kolejne wybory i kolejny zmarnowany rok. Nie będzie już bowiem ani PSL, który jest dla wszystkich atrakcyjnym koalicjantem, ani LPR, który za utrzymanie się stołków może wejść do koalicji z każdym, oprócz SLD.
Drugi scenariusz to rząd mniejszościowy, który i tak doprowadzi do wcześniejszych wyborów, bowiem tak rządzić się na dłuższą metę po prostu nie da. Gorąca polityczna wiosna i frekwencja nie przekraczająca 35%.
Trzeci i najbardziej prawdopodobny manewr. Jarosław Kaczyński – przy wiernopoddańczej propagandzie prawicowych mediów z Newsweekiem na czele – bawi się w „wybitnego stratega” (standardowe określenie duetu Karnowski-Zaremba). Przygarnia przynajmniej 15 niezadowolonych posłów Samoobrony i połyka PSL, który w nowej koalicji nie będzie miał już nic do powiedzenia. Efektem będzie dotrwanie do kolejnych wyborów parlamentarnych, co w połączeniu z prezydenckimi da być może kolejne 4 lata rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Wygrał strach – Leppera o swoją pozycję we własnej partii. Polaków – którzy zapatrzeni w propagandowe reklamówki PiS, marzyli o ostrym zwrocie w prawo. Opozycji – bo nie zrobiła nic, aby uchronić wyborców przed rokiem zmarnowanych szans. To jeszcze nie wszystko. Czekają nas kolejne 4 lata politycznej hucpy.