Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Między bałaganem a dyktaturą               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
09-05-2009

 

01-06-2008

 

30-01-2008

 

10-01-2008

 

24-11-2007

 

14-10-2007

 

21-09-2007

 

+ zobacz więcej

Między bałaganem a dyktaturą 

21-04-2004

  Autor: Przemysław Jaworski z Adelajdy

ATSIC (The Aboriginal and Torres Strait Islander Commission) został utworzony w Australii, w roku 1990, jako „tubylczy parlament”. Miał reprezentować australijskich Aborygenów oraz mieszkańców wysp położonych w Cieśninie Torresa, oddzielającej Australię od Papui-Nowej Gwinei. Organizacja ta miała umożliwić Aborygenom branie udziału we wszystkich decyzjach rządu, które mogły ich dotyczyć. Ta wspaniała idea okazała się po prostu niewypałem.

 

 

ATSIC, po wielu latach korupcji i nepotyzmu w tej organizacji, został rozwiązany przez premiera Australii Johna Howarda. Decyzja o rozwiązaniu ATSIC ogłoszona została 15 kwietnia, przy czym komisja ta ma zakończyć swą działalność 1 czerwca bieżącego roku.

ATSIC otrzymywał pieniądze od rządu na pomoc dla Aborygenów w wysokości 2,7 miliarda dolarów rocznie. Według informacji premiera, pieniądze te nadal będą przeznaczane na potrzeby Aborygenów, lecz docierać będą do nich poprzez istniejące już rządowe organizacje pomocy społecznej. W miejsce ATSIC rząd planuje utworzyć aborygeńskie ciało doradcze, którego członkowie mają być wybierani przez ministra do spraw Aborygenów.

Decyzję premiera można by na pierwszy rzut oka uznać za wyjątkowo niesprawiedliwą, nawet rasistowską, gdyby nie fakt, że tylko niewielka część pieniędzy rządowych przeznaczonych na pomoc dla Aborygenów rzeczywiście dochodziła tam, gdzie były potrzebne. Cierpiał na tym zwłaszcza sektor opieki zdrowotnej i edukacji. Pomoc finansowa docierała do Aborygenów zasadniczo tylko przez organizacje rządowe. Zasiłki dla bezrobotnych Aborygenów, jak i zapomogi dla uczących się, są wyższe niż te przysługujące pozostałym Australijczykom. W Australii żyje obecnie 458 tys. Aborygenów, których przeciętna trwania życia jest o 20 lat niższa od średniej krajowej. Składa się na to wiele przyczyn. Nadużywanie alkoholu, wąchanie benzyny, gwałty i samobójstwa są w społeczności aborygeńskiej na porządku dziennym. W ubiegłym roku człowiekiem roku Australii została młoda Aborygenka, która pierwsza w średniej wielkości miejscowości, zamieszkałej przez autochtonów, skończyła maturę. Średnie wykształcenie jest rzadkością wśród Aborygenów. Pomimo funduszy dawanych corocznie ATSIC na pomoc dla Aborygenów, ich sytuacja nie ulegała poprawie a raczej pogorszeniu. Przeprowadzone były i nadal trwają niezliczone dochodzenia, mające na celu ustalić prawidłowość rozchodu pieniędzy, idących przez ATSIC do prywatnych firm kierowanych przez Aborygenów.

Premier John Howard, motywując swą decyzję, powiedział: „Jestem głęboko przekonany, że eksperyment z oddzielną reprezentacją, wybieraną przez Aborygenów, nie powiódł się. Uważam że ATSIC zaczął zajmować się zbytnio tym, co można by w pewnym sensie nazwać sprawami symbolicznymi, a za mało rzeczywistą pomocą dla autochtonów”.

O tych sprawach symbolicznych głośno było swojego czasu w mediach australijskich, kiedy to Aborygeni zaczęli domagać się usunięcia strusia i kangura z narodowego godła Australii, motywując, że są to ich święte symbole. To samo dotyczyło kangura, będącego znakiem firmowym Qantasu, największych australijskich linii lotniczych.

Przy ujściu rzeki Murray do oceanu leży wyspa Hindmarsh. Przez długie lata tylko prom łączył ją ze stałym lądem. Gdy wystąpiono z projektem budowy mostu, miejscowi Aborygeni popierani przez ATSIC od razu zaprotestowali. Okazało się, że miejsce gdzie ma stanąć most jest święte a konkretnie wiąże się z jakimiś tajnymi obrzędami kobiet. Obrzędy te są tak tajne, że nikt na ten temat nie mógł nic konkretnego powiedzieć. Most stanął po kilku latach procesów sądowych, w których miliony dolarów płacone przez podatnika poszły do kieszeni prawników, drogą poprzez ATSIC. Nie jest to przypadek odosobniony. Bardzo często, przy rozpoczęciu jakiegokolwiek większego przedsięwzięcia, czy to nowej kopalni czy autostrady, okazuje się, że ziemia na której projekt ma być realizowany jest święta.

Rozwiązanie ATSIC przeszło bez większych oporów, gdyż opozycyjna Partia Pracy od razu przystała na ten projekt. Protestowały tylko mniejsze partie, nie liczące się jednak na australijskiej arenie politycznej. Projekt poparły także spore grupy samych Aborygenów, lecz w tym wypadku społeczność autochtoniczna jest podzielona. Lionel Quartermaine, tymczasowo pełniący obowiązki przewodniczącego ATSIC, wyraził głębokie oburzenie i stwierdził, że ATSIC nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Zawieszony w swych obowiązkach przewodniczący ATSIC, Geoff Clark, stwierdził, że decyzja premiera podważa demokrację w Australii. Geoff Clark został zawieszony na stanowisku przewodniczącego po tym, jak został uznany winnym w sprawie o pobicie. W ostatnich rozgrywkach politycznych zrezygnował jednak z używania przemocy i mierząc starą kością w premiera Johna Howarda, rzucił na niego aborygeńską klątwę. Mediom oświadczył, że premier nie powinien ignorować jego klątwy a jej skutki zobaczy w dniu wyborów.
Jedyny Aborygen w parlamencie federalnym, Aden Ridgeway, namawia przywódców aborygeńskich aby nie przyłączali się do nowego ciała doradczego, stworzonego przez rząd. Głosy protestu w prasie wyrażają głównie sceptycyzm, czy nowe aborygeńskie ciało doradcze zdoła poprawić sytuację ludzi, którym ma służyć, czy dostęp Aborygenów do podstawowych środków opieki społecznej ulegnie poprawie czy wręcz pogorszeniu?

Planowane są marsze protestacyjne Aborygenów oraz zakrojone na szeroką skalę demonstracje. Tymczasem minister do spraw Aborygenów pani Amanda Vanstone ma niełatwe zadanie. W ostatnim tygodniu spotkała się ona z grupą przywódców aborygeńskich w Sydney. Spotkanie odbyło się w tajemnicy. Grupa, którą zebrała pani minister, zwana jest zespołem-A i obejmuje przywódców oraz inteligencję aborygeńską. Okazuje się jednak, że niektórzy z nich nie żywią przeświadczenia, że pani minister wypracowała spójną strategię, zmierzającą do poprawy bytu Aborygenów. Po tym jak oświadczyła, że nie będzie demokratycznie wybieranego ciała na miejsce ATSIC, niektórzy przywódcy uznali za szaleństwo akceptację członkostwa w nowym ciele doradczym. Alison Anderson z ATSIC, określiła ludzi współpracujących z panią minister jako lokajów rządu, popierających dyktaturę i że Aborygeni na pewno nie zaakceptują takiego ciała jako swojej reprezentacji.

Jak widać demokratycznie wybierane ciało, reprezentujące australijskich Aborygenów, nie zdało egzaminu i mało jest głosów nie zgadzających się z tą opinią. Nowy schemat reprezentacji aborygeńskiej pachnie marionetkową organizacją doradczą, pracującą pod dyktando rządu. Jaka będzie przyszłość tej organizacji, czy się sprawdzi i czy zyska uznanie szerokich mas autochtonów, czas pokaże.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl