Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Świat / Europa Środkowa i Wschodnia / Co dalej, Ukraino?               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
06-01-2012

  Azyl w Czechach?

13-11-2010

 

31-10-2010

 

07-08-2010

 

29-05-2010

 

12-05-2010

 

01-05-2010

  Prezydent Ukrainy utraci stanowisko?

+ zobacz więcej

Co dalej, Ukraino? 

05-05-2004

  Autor: Andrzej Zabielski

Obserwując ostatnie wydarzenia polityczne na Ukrainie, można dojść do wniosku, że prezydentowi Kuczmie sypie się grunt pod nogami, a on, polityk przyzwyczajony do tej pory do twardego stąpania po twardej nawierzchni, nie bardzo wie, jak się w tej sytuacji zachować.

 

 

Tak oto próby utrzymania się Kuczmy przy władzy biorą w łeb. Sam zrezygnował, mimo orzeczenia ukraińskiego Trybunału Konstytucyjnego pozwalającego mu na to, z kandydowania trzeci raz z rzędu. Zrezygnował, wiedząc że jego kolejny wybór na prezydenta, dokonany, mówić dyplomatycznym językiem, z ominięciem  zasad demokracji spowoduje ostateczne załamanie się wizerunku Ukrainy w Europie i Ameryce, a również w Rosji, której wbrew pozorom, bardziej zależy na prezydencie wiarygodnym w swoim społeczeństwie, mającym pełną legitymizację do prowadzenia rozmów z Kremlem w sprawach ważnych dla obu krajów, prezydencie, który przestanie prowadzić chwiejną politykę międzynarodową. Rosji dużo bardziej zależy na utrzymaniu swoich wpływów gospodarczych na Ukrainie, co wcale nie musi wiązać się z utrzymaniem Kuczmy za wszelką cenę, ani brakiem przyzwolenia na zapatrywanie się Ukrainy na zachód.

Nie powiodła się również niewinnie wyglądająca próba zmiany konstytucji z półprezydenckiej na parlamentarną. W planach prezydenta leżało przerzucenie ciężkości politycznej na parlament oraz wybór przezeń głowy państwa. Sęk w tym, że co najmniej jeszcze przez dwa lata ukraińska Rada Najwyższa będzie zdominowana przez prokuczmowskich deputowanych, którzy jesienią tego roku wybraliby nie najbardziej popularnego w społeczeństwie i największego przeciwnika Kuczmy, Wiktora Juszczenkę, lecz samego Kuczmę, lub wskazanego przez niego kandydata, prawdopodobnie obecnego premiera Wiktora Jakunowycza. Do szczęścia Kuczmy i miłego dlań prezentu na urodziny(wtedy reforma konstytucji weszłaby w życie) zabrakło jednak sześciu głosów.

Kuczma w tym momencie już może tylko i wyłącznie szkodzić swojemu krajowi. Skompromitowany w oczach Europy, oddala coraz bardziej Ukrainę od współpracy z UE i niestety nie wygląda to już na przemyślane działanie roku 2000, gdy według doktryny ministra Złenki założono oddalenie się od struktur europejskich na rzecz gospodarczej współpracy z Rosją asekurowanej politycznym sojuszem ze Stanami Zjednoczonym i NATO. Obecna polityka przypomina jakiś niezgrabny taniec w którym jeden z partnerów, Moskwa, jest straszona zdradą z Brukselą, a drugi, Bruksela, straszona małżeństwem z Moskwą. W tym problem, że ani Brukseli tak bardzo już nie zależy na Kijowie, a i Moskwa, pewna związków z krajem, który 80% spożywanego przez siebie gazu od niej kupuje, może się obyć bez Kuczmy. Mało tego, zmiana kierunku Ukrainy w stronę Europy może się okazać wcale nie takim złym rozwiązaniem, z racji uzależnienia gospodarczego Ukrainy od Rosji z pewnością nie zaszkodzi, gdyż Ukraina nie ma możliwości zerwania łączących ją z Moskwą stosunków ekonomicznych. Może natomiast pomóc w stosunkach Rosji z Unią Europejską.

Działanie Kuczmy zmierzające do utrzymania się przy władzy mogą żywic pewne nadzieje co do przebiegu wyborów. Nie kombinowałby przecież z uprawnieniami parlamentu i sposobem wybory głowy państwa, gdyby liczył, po pozwalającym mu kandydować orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego, na zwycięstwo w wyniku sfałszowania wyników wyborów. Zresztą na to Kuczma nie może liczyć zbyt mocno, czego uczy doświadczenie wyborów parlamentarnych sprzed dwóch lat. Wtedy do pewnych ?matactw? dochodziło w okręgach jednomandatowych, ale nie w puli proporcjonalnej (Ukraina ma mieszaną ordynację wyborczą do parlamentu), gdzie trzeba było by sfałszować aż 250 tysięcy głosów, aby nieuczciwie wprowadzić deputowanego do Rady Najwyższej. Tymczasem przewaga Wiktora Juszczenki, lidera bloku ?Nasza Ukraina?, największego ukraińskiego ugrupowania politycznego, jednocześnie najbardziej popularnego ukraińskiego polityka, nad kandydatem prezydenckim Wiktorem Jakunowyczem, sięga dziesięciu procent.

Ukraińcy wybierając jesienią swojego prezydenta, wybierają przyszłość swojego kraju. Wybierają pomiędzy demokracją a autokratyzmem, pomiędzy Ukrainą europejską a Ukrainą niezgrabnie balansującą pomiędzy wschodem a zachodem, oddalającej się od Europy i zbyt bardzo przybliżającej się do Rosji. Wybierają pomiędzy skompromitowanym systemem Kuczmy, który się już przeżył, a pomiędzy Juszczenką mogącym przynieść Ukrainie pewne zmiany.

A Ukraińcy chcą zmian. W badaniach sondażowych przeprowadzonych w pierwszej połowie marca 60% opowiada się za Unią europejską, poparcie dla prezydenta Kuczmy sięga kilku procent. Co jednak czeka Ukrainę po wyborach? Na to pytanie ciężko jest odpowiedzieć. Sukces Juszczenki jest niemalże pewny, na tym jednak może się skończyć. Ludzie się jednoczą przeciwko wspólnemu wrogowi, gdy wróg zostanie pokonany, powracają podziały. ?Nasza Ukraina? przyszłego prezydenta jest konglomeratem ugrupowań od narodowców po liberałów, których łączy jedynie osoba lidera. Drugie ugrupowanie opozycyjne, ?Blok Julii Tymoszenko?, która notabene również startuje w jesiennych wyborach, jest dużo bardziej radykalny, niż ?Nasza Ukraina?, nie wiadomo, czy nie dojdzie do konfliktu osobowości prezydenta Juszczenki z, być może, premier Tymoszenko, która to osobowość ma bardzo silną i uchodzi za żelazną damę znad Dniepra. Ugrupowaniu pani Julii jest zresztą bliżej do Socjalistycznej Partii Ukrainy Ołeksandra Moroza, niż do Juszczenki, a socjalistami już teraz Juszczence układa się bardzo przeciętnie.

Przewrót pałacowy w Kijowie wcale też nie będzie musiał oznaczać zmiany kierunku ukraińskiej polityki raptownie o 180 stopni. Owszem, z pewnością można się spodziewać zmian wewnętrznych, reform gospodarczych, duet rządowy Juszczenko-Tymoszenko pokazał zresztą w 2000 roku co potrafi; uderzenia w grupę w wszechpotężnych oligarchów, demokratyzacji życia społecznego itd. Ukraina jednak nie może zapomnieć, że jest gospodarczo uzależniona od Rosji i działa z nią na zasadzie naczyń połączonych. Nowe rządy na Ukrainie będą musiały liczyć się z realiami wewnętrznymi i międzynarodowymi takimi, jakie zastaną, a te nie będą łatwe. Nowy prezydent będzie miał na głowie wyciągnięcie kraju z narastającej izolacji w Europie, ratyfikowaną niedawno Wspólną Przestrzeń Gospodarczą z Rosją, Białorusią i Kazachstanem, ekonomiczny potencjał gospodarczy w rękach rosyjskich.

To wszystko będzie powodować, że manewr Ukrainy w stronę zachodu nie będzie tak łatwy do wykonania, tym bardziej, że Unii Europejskiej, rozszerzonej przed pięcioma dniami o dziesięć nowych państw, w które trzeba wpompować masę pieniędzy, Unii potrzebującej głębokiej reformy ekonomicznego bardziej, niż politycznego funkcjonowania, chociaż o to drugie jest dużo większa kłótnia, funkcjonowania, nie śpieszy się do integracji z naddnieprzańskim molochem z jego oligarchiczną gospodarką, kolosalnym rozwarstwieniem społecznym i uzależnioną od Rosji gospodarką.

W takiej sytuacji Ukrainie nawet bardziej opłacałby się powrót do roku 2000: pogodzenie się z takim a nie innym charakterem stosunków ze wschodnim sąsiadem, przy jednoczesnym rozwijaniu dobrych relacji politycznych z Europą i Ameryką, na czym zresztą może skorzystać Rosja. Kremlowi na współpracy gospodarczej z Ukrainą, jednym z większych klientów jej surowców zależy nie mniej, niż Ukrainie zależy na Rosji. Moskwa chce widzieć w Kijowie przede wszystkim rządy stabilne, mogące robić z nią udane interesy. Ze swej imperialnej polityki wobec Kijowa Kreml zrezygnował w 1997 podpisując traktat o stosunkach wzajemnych, wybierając tym samym drogę wzajemnego uznawania i współpracy. Również ostatnie umowy o utworzeniu Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej, jakkolwiek trudno uznać ratyfikację tych dokumentów przez Ukrainę za dobry pomysł, zakładają poszanowanie przez Moskwę ukraińskiej suwerenności terytorialnej.

Ukraińska droga do Europy będzie więc bardzo długa, wyboista i kręta i przede wszystkim, przynajmniej wciągu dobrych kilku pierwszych lat będzie drogą do standardów europejskich, niż europejskich struktur integracyjnych. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że prawdopodobne jesienne odejście od Kuczmy będzie bardzo dobrym startem dla nowej Ukrainy-Ukrainy demokratycznej, reformującej się, wiarygodnej na arenie międzynarodowej, mogącej być pomostem pomiędzy wschodem a zachodem. Miejmy nadzieję że ustępujący prezydent nie będzie już starał się na siłę zostać przy władzy a wynik wyborów będzie rzeczywiście zgodny z tym, co Ukraińcy wybiorą.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl