Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Aktualności / Ale o co chodzi?               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
09-08-2007

 

07-08-2007

  Przystawki jednak niestrawne

06-08-2007

  Szopka (nowo)roczna

02-08-2007

  Pisowczycy i lisowczycy

10-08-2007

 

21-07-2007

  Co pan na to, obywatelu

16-10-2006

 

+ zobacz więcej

Ale o co chodzi? 

19-10-2006

  Autor: Paweł Kaleski

Wydarzenia ostatnich tygodni na rodzimej scenie politycznej stają się coraz bardziej niezrozumiałe dla przeciętnego wyborcy. Może on czuć się naprawdę zagubiony, albowiem to, z czym mamy obecnie do czynienia staje się coraz mniej zrozumiałe także dla zawodowych obserwatorów wydarzeń politycznych. Pełno jest negocjacji, dyskusji, kompromisów, paktów, porozumień, sporów, itp. Problem jednak w tym, że już nie wiadomo, kto, z kim, o czym lub o co. Mimo szumnych zapowiedzi radykalnej zmiany na lepsze w funkcjonowaniu włodarzy kraju to wydaje się, że jeszcze z takim politycznym show nie mieliśmy do czynienia po 1989 roku.

 

 

Wrażenie takie z pewnością potęguje fakt, iż rozwój mediów spowodował ich niemal permanentną ingerencję w działalność polityków – zarówno tą wysokich lotów, jak i tą zupełnie bez znaczenia albo godną pożałowania. Czytając gazety czy oglądając telewizję jesteśmy atakowani wręcz bezustannie polityką. Jak powszechnie wiadomo, nadmiar wszystkiego prowadzi do przesytu, a czasami po prostu szkodzi. Trudno więc dziwić się społeczeństwu, że nie ma najlepszego mniemania o klasie politycznej i jej działaniach. Miast zajmować się rozwiązywaniem istotnych problemów (a tych nie brakuje już od lat), mamy do czynienia z ciągłymi atakami, oskarżaniem się, itp.,itd. Jednakże ostatnie tygodnie faktycznie można nazwać kryzysem polskiej polityki, a być może nawet wielką kompromitacją. Co jest genezą tych wydarzeń? Gdzie leży sedno sprawy? Tego być może się nie dowiemy albo będziemy mieli zupełnie odmienne zdania na te pytania. Spróbujmy zatem chociaż zorientować się, co się dzieje?

Wydaje się, że pierwszą jaskółką obecnego kryzysu było wyrzucenie z rządu wicepremiera Andrzeja Leppera. Premier Jarosław Kaczyński bez większego żalu pozbył się przewodniczącego Samoobrony, mianując go na koniec warchołem. Najwyraźniej miał już dosyć ciągłego straszenia zerwaniem koalicji przez ministra rolnictwa w razie nie spełnienia jego budżetowych żądań odnośnie poszczególnych resortów i grup społecznych. Postanowił, miast jałowego gadania, przejść od razu do czynów i wystawić A. Leppera za drzwi Rady Ministrów. Po drodze w całym tym zamieszaniu trafiły się jeszcze tzw. taśmy prawdy, na których posłanka Renata Beger przy pomocy sprzętu użyczonego przez dziennikarzy stacji tvn nagrała swoje negocjacje z ministrami, dotyczące politycznej przyszłości swojej i swoich najbliższych w zamian za poparcie dla gabinetu J. Kaczyńskiego. Dzięki temu wydarzeniu posłanka ze sławetnymi już kurwikami w oczach stała się przez moment ostoją moralności. Na taki rewanż ze strony Samoobrony partia braci Kaczyńskich wpadła w popłoch, a wkrótce potem w istny szał, miotając oskarżenia pod adresem wszystkich. W odpowiedzi na zarzuty korupcji politycznej PiS zaczął namiętnie powtarzać o kolosalnej prowokacji ze strony opozycji, antyrządowych mediów oraz – tradycyjnie już – służb specjalnych. Od razu przypomniano sytuację z gabinetem Jana Olszewskiego, który jako jedyny w III RP propolski został obalonych przez sprzedajnych liberałów, postkomunistów wespół z prezydentem Lechem Wałęsą. Jasno dawano do zrozumienia, że bohaterowie spisku ci sami, tylko fryzury z racji wieku już nieco krótsze i przerzedzone. Na horyzoncie już zaczęła się pojawiać kolejna komisja śledcza. Nie ma co ukrywać, iż obóz rządzący został spoliczkowany przez swoich oponentów. Wcale nie przez jakiś rewelacyjny pomysł opozycji na rozwiązanie jakiejś kwestii społecznej, ale poprzez obnażenie kulisów sprawowania władzy. Tak dalekich od tych obiecywanych w kampanii wyborczej. Nikt chyba wtedy nie miał wątpliwości, że największa partia w parlamencie przejdzie wkrótce do kontrataku.

Likwidacja osławionych w III RP Wojskowych Służb Informacyjnych stała się jednym ze straszaków na niepokorne środowiska. Sam główny likwidator w osobie Antoniego Macierewicza już wydawał się być wystarczającym batem na pewne środowiska. I faktycznie: zaczęto mówić o raporcie związanym z procesem likwidacji WSI, którego treść jest porażająca. Sam premier stwierdził w jednym z wywiadów, że tylko dla tego raportu warto był zawierać koalicję PiS – Samoobrona – LPR. Już miał być ów raport odtajniony, kiedy okazało się, że być może w ogóle nie istnieje, a dopiero jest na etapie tworzenia. I zamieszanie gotowe. Do tego doszły obawy związane z tym, iż skoro komisja likwidacyjna zakończyła prace, a raport końcowy nie jest jeszcze gotowy, to mogą się pojawić przecieki. Minister A. Macierewicz zapewnił, że to niemożliwe. Jednak już kilkadziesiąt godzin później jedna z gazet doniosła na podstawie akt WSI, że jeden z pracowników tvn był zarejestrowany jako jej agent. Wprawdzie pomylono zdjęcie panów o tym samym imieniu i nazwisku, ale wiadomość poszła w świat. I kolejna zawierucha polityczna gotowa.

Otworzono szafę pułkownika Lesiaka, w której miały być dokumenty świadczące o inwigilacji w początkach lat 90. prawicy. I faktycznie ujawnia się kolejne fakty przemawiające za tym. A politycy, jak to oni, przerzucają się nawzajem odpowiedzialnością i szukają nowych wrogów państwa. Obecnie zbrodniarzem wobec demokracji jest poseł Platformy Obywatelskiej Jan Rokita. I nie ważne jest czy wiedział, czy nie o bezprawnych działaniach UOP. Pełniąc urząd szefa URM w rządzie Hanny Suchockiej mógł o tym wiedzieć i już samo to wystarczy, żeby rzucać na niego paszkwile i nawoływać go do zakończenia kariery politycznej. Wydaje się, iż im więcej nowych wrogów, tym mniej o aferze Begergate. A w to PiS graj.

Ale prawdziwym hitem ostatnich dni jest powrót do rozmów koalicyjnych Prawa i Sprawiedliwości z Samoobroną. Wprawdzie nie zakończono jeszcze sporu pomiędzy ugrupowaniami odnośnie weksli i posłów uciekinierów, ale co tam. Był jeszcze gdzieś po drodze romans PiS z PSL Waldemara Pawlaka, ale szef ludowców za długo się zastanawiał i chyba zbyt wiele żądał, bowiem został nie jako odstawiony na boczny tor. Pierwszy kroku na drodze powrotu A. Leppera do ław rządowych zrobił… Roman Giertych. Jego LPR w zasadzie już nie jest notowana w sondażach; do tego minister edukacji popadł w konflikt z Radiem Maryja i ojcem Tadeuszem Rydzykiem i nie może liczyć na koło ratunkowe z toruńskiej rozgłośni. Musi zatem martwić się sam o los swego ugrupowania. Dla niego widmo przedwczesnych wyborów to prawdziwa katastrofa. Zatem na wspólnej konferencji z szefem Samoobrony ogłosili oni, że są w zasadzie jednym ciałem. Cokolwiek by to miało nie znaczyć, zakasano rękawy i zaczęto odbudowywać koalicję. Negocjacje szły tak dobrze, że jedynym problemem było to, czy A. Lepper będzie pełnił funkcję wicepremiera ministra rolnictwa czy też Marszałka Sejmu. Tak więc ci, którzy odetchnęli, że warchoła już nie ma w rządzie, zrobili to zbyt wcześnie. I jak tu się w tym wszystkim połapać?

Jak widać, w ostatnich tygodniach nie rozwiązywano żadnych istotnych problemów z punktu widzenia obywateli (albo nie ma takich problemów, albo mamy dużo czasu). Bezrobocie, budownictwo mieszkaniowe, podatki, reforma finansów publicznych, służba zdrowia (poza tym, że minister Religa ogłosił, iż ok. 200 szpitali zostanie zlikwidowane) spokojnie sobie czekają, gdyż najważniejszy jest podział stołków rządowo-parlamentarnych oraz konieczność upokorzenia za wszelką cenę oponentów politycznych. Nic się nie zmienia w naszej rzeczywistości i wśród naszych włodarzy. Ciągle to samo. Kłótnie, swary, oskarżenia (stare albo nowe) i permanentny brak merytorycznej pracy. Przeciętny Kowalski ważny jest wtedy, gdy jest kampania wyborcza. W pogoni za rządowymi limuzynami, parlamentarnymi ławami i kontrolą nad pieniędzmi z naszych podatków są gotowi obiecać nam wszystko i to dosłownie łącznie gruszkami na wierzbie. Ale kiedy opadną emocje po wyborczych bojach i trzeba zabrać się do roboty, czyli realizować program wyborczy i spełniać, chociaż część wyborczych obietnic to wtedy taki przeciętny Kowalski może tylko usłyszeć „spieprzaj, dziadu”. Do następnej kampanii wyborczej oczywiście.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę
  Wasze komentarze
 

  smutne,lecz prawdziwe

(~sqwind, 02-12-2006 06:49)

Opis:

  zgadzam sie!!!

(~pysia, 19-10-2006 17:57)

Opis:

 

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl