Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Polska w Europie i na świecie / W pół drogi do bezpieczeństwa               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
W pół drogi do bezpieczeństwa 

05-07-2004

  Autor: Wojciech Wowra

Sytuacja polityczna w naszej części Europy uległa w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy zasadniczym przemianom. Nastąpiło poszerzenie Unii Europejskiej na kraje dawnego bloku wschodniego, w tym również na kraje, które dawniej były częścią Związku Sowieckiego. Polska, która dążyła od początku transformacji ustrojowej do integracji ze strukturami europejskimi, zrealizowała zasadniczy cel w swej polityce zagranicznej.

 

 

Od kilku miesięcy w publicystyce politycznej w naszym kraju pojawia się coraz częściej pytanie, jakie nowe wyzwanie Polska powinna postawić przed sobą, jaki nowy imperatyw ma przyświecać naszej polityce zagranicznej? Wydaje się, że takim celem może być długofalowy projekt „przeciągnięcia” naszych wschodnich sąsiadów na zachodni brzeg Europy przy jednoczesnym utrzymaniu korzystnych dla naszego kraju stosunków z Rosją. Poszerzenie strefy bezpieczeństwa i dobrobytu o Białoruś i Ukrainę w perspektywie następnych dwóch dekad leży w interesie Polski. Działa tu ten sam mechanizm, który motywował Niemcy do gorącego wspierania wejścia państw Europy Środkowej do UE i NATO w latach dziewięćdziesiątych.

Nie jest bowiem najkorzystniejszą sytuacja, gdy kraj leży na granicy strefy integracyjnej, ponieważ osłabia to jego bezpieczeństwo, nie tylko w aspekcie militarnym czy ekonomicznym, lecz także w aspektach terroryzmu, nielegalnej imigracji czy przemytu. Polska zatem powinna dążyć do włączenia Ukrainy i Białorusi do struktur europejskich i euro-atlantyckich. Oczywiście państwa te nie staną się członkami NATO czy UE bez spełnienia pewnych standardów cywilizacyjnych i ekonomicznych. Nasza polityka zagraniczna powinna tak kierować sprawami na wschodzie, aby w tych państwach wytworzyły się warunki, przede wszystkim polityczne, do realizacji tychże standardów. Nie wolno zapominać także o Rosji, która bez wątpienia porzuciła, przynajmniej w krótkim okresie, plany odnowy koncepcji „bliskiej zagranicy” w sensie politycznym, uwydatniając jej akcent ekonomiczny. Doświadczenia Ukrainy (kwestia rurociągu Odessa – Brody – Gdańsk), Białorusi (niedawne problemy z dostawami gazu) czy nawet Litwy (sprawa Paksasa, prywatyzacja rafinerii Możejki) dowodzą jasno, że najważniejszą dla Moskwy kwestią stało się ekonomiczne uzależnienie swoich sąsiadów, przede wszystkim od dostaw surowcowych. Federacja, jako światowy potentat w wydobyciu ropy i gazu, bez wątpienia ma potencjał, aby taki plan zrealizować.

Gwarant równowagi

Sytuacja polityczna na Ukrainie nie zmierza niestety w dobrym kierunku. Prezydent Kuczma w coraz większym stopniu jest politycznie zależny od swego odpowiednika w Moskwie. Opozycja działa, przynajmniej na razie, lecz nie może mówić o pełnej swobodzie. Poza tym jest rozbita i wewnętrznie skłócona. Media są w poważnym stopniu ograniczane, można mówić w tym przypadku już o miękkiej cenzurze. W sytuacji braku zaangażowania naszej dyplomacji, który, poza nielicznymi wyjątkami, utrzymuje się od połowy lat dziewięćdziesiątych, Rosjanie uzyskują tu coraz silniejsze wpływy ekonomiczne. Jako iż gospodarka Ukrainy jest dalece bardziej wypaczona niż nasza w aspekcie powiązań polityczno-biznesowych, dalece większy jest również wpływ, jaki potentaci przemysłowi ze wschodniej Ukrainy, często związani z rosyjskimi biznesmenami i elitami politycznymi guberni po drugiej stronie granicy, posiadają na lokalnych ukraińskich polityków w regionie. To wszystko przekłada się na szczebel krajowy, bowiem biznesowe wpływy owych oligarchów sięgają coraz wyżej. Jest to zasadniczą przyczyną, która spowodowała, że na Ukrainie powstał tak korzystny klimat dla rozwoju wpływów rosyjskich. Inną przyczyną, już o politycznym charakterze, jest bez wątpienia duża skuteczność i determinacja ekipy Władimira Putina. W sytuacji, gdyby aktywność polska na tym obszarze utrzymała się na dotychczasowym, niskim poziomie, można przypuszczać, że w przeciągu drugiej połowy obecnej dekady zrealizowany zostanie scenariusz całkowitego uzależnienia Ukrainy od Rosji, tak jak to ma miejsce obecnie w przypadku Białorusi. Nawet przejęcie władzy przez opozycję w przeciągu następnych dwóch lat może dawać tylko częściowe szanse na odwrócenie kursu polityki zagranicznej i wewnętrznej. Dojście do władzy później będzie najprawdopodobniej oznaczać ostry kryzys ekonomiczny przy próbie takiej wolty, bowiem więzy z Rosją będą już zbyt silne.

Co może uczynić Polska, aby ten scenariusz nie został zrealizowany? Wydaje się, że podstawowym działaniem, jakie nasza dyplomacja może podjąć, byłoby aktywne i otwarte wspieranie opozycji ukraińskiej, włącznie z udostępnieniem własnego terytorium w celu prowadzenia działalności emigracyjnej. Byłoby to działanie bez wątpienia skuteczne, lecz na pewno wzbudziłoby spore niezadowolenie ze strony Moskwy. W okresie rosnącego szybko eksportu polskiego do Federacji oraz potrzeby prowadzenia wspólnych działań w ramach wojny z terroryzmem i zapobiegania przemytowi, mogłoby się to negatywnie odbić zarówno na polskiej gospodarce jak i na bezpieczeństwie naszego państwa. Wydaje się więc, że jedyne, co w tej sprawie będzie można osiągnąć, to uzyskanie cichej zgody polskich władz na działalność emigracyjną tak, jak to miało miejsce w przypadku działaczy czeczeńskich. Jednak nie wystarczy tylko wspierać opozycję na własnym terenie, trzeba zapewnić jej warunki do rozmów w kraju rodzimym z tamtejszymi władzami. Taki dialog, poparty mocnymi argumentami ze strony polskiej, mógłby mieć wpływ moderujący na postępowanie administracji kijowskiej. Konieczne jest wymuszenie na Kuczmie, aby ten zaczął dialog z opozycją i zdecydował się na poszanowanie zasad państwa prawa. „Marchewką”, która bez wątpienia powinna go zachęcić do stopniowej realizacji postulatów opozycji, mogłoby być korzystne dla Kijowa rozstrzygnięcie kwestii rurociągu Odessa – Brody – Gdańsk. Polska powinna pozyskać dla dokończenia tej inwestycji jeden z wielkich koncernów naftowych z Europy Zachodniej bądź USA. Tylko takie firmy będą mogły zaproponować Kuczmie lepsze warunki finansowe niż koncerny rosyjskie. Wydaje się, że nasze wysiłki powinniśmy skoncentrować właśnie na Amerykanach. Europa Zachodnia, zarówno w aspekcie politycznym, jak i ekonomicznym, dała już wielokrotnie do zrozumienia, że nie interesuje ją inwestowanie kapitału (tak politycznego jak i ekonomicznego) w Ukrainę. Amerykanom łatwiej będzie wytłumaczyć, że jeśli Ukraina popadnie w całkowite uzależnienie od Rosji to utraci swój status sworznia geopolitycznego (o czym wielokrotnie pisał już Zbigniew Brzeziński). Gwałtownie naruszy to stan bezpieczeństwa Polski, co uczyni ją znacznie mniej pewnym sojusznikiem, szczególnie w kwestiach, w których pojawią się tarcia na linii Waszyngton-Moskwa.

Ukraina może stać się swego rodzaju odskocznią dla rosyjskiego kapitału, który łatwiej będzie mógł penetrować polski rynek, gdy nie będzie musiał poświęcać znaczących zasobów na utrzymanie ariergardy. Dlatego zagrożenie dla naszych interesów jest duże. Nie jesteśmy w stanie dziś przewidzieć, jak zmienią swą strategię Rosjanie, kiedy umocnią się ekonomicznie. Możliwy jest powrót do koncepcji „bliskiej zagranicy”. Dla Moskwy nie ma państw nietykalnych w tym regionie, czego dowodzi przykład Litwy, która bądź co bądź jest członkiem NATO i UE. Polityczne wzmacnianie Ukrainy można także przeprowadzić skłaniając Unię do podpisania układu z Ukrainą, który zezwalałby na preferencyjny handel z państwami nowoprzyjętymi. Przekonanie Brukseli do tego pomysłu nie wydaje się jednak realne.

W zasadzie spośród dwóch istotnych filarów naszych stosunków z Ukrainą, bilateralnego i europejskiego, oba są mocno ukruszone. Nasi dyplomaci nie byli w stanie przez lata rozwiązać istotnych spraw, ważnych dla polsko-ukraińskiego pojednania, takich choćby jak sprawa Cmentarza Orląt Lwowskich. Ciężko mówić o zawieraniu kompromisu w kwestii o naturze historycznej, ale może właśnie tu potrzebny jest konsens po to, aby w przyszłości nie utracić ważnego partnera handlowego i politycznego. Tego wymagają podstawowe zasady realizmu politycznego. Wydaje się, że szanse na zakończony sukcesem projekt włączenia Ukrainy w struktury europejskie do roku 2020 są obecnie poważnie zagrożone. Przy niewielkiej skuteczności naszej dyplomacji duża świadomość problemu nic nam nie przyniesie. Przy małym zainteresowaniu ze strony UE prowadzenie wszelkich ambitnych i dużych projektów jest skazane na porażkę. Mimo wzrostu pozycji międzynarodowej naszego kraju w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy, nie będziemy bowiem jeszcze długo w stanie posiąść odpowiednich wpływów politycznych i odgrywać roli regionalnego arbitra.

Stracona nadzieja

Białoruś to państwo o mniejszym znaczeniu dla Polski. Pewnie niemal całkowite ignorowanie istnienia tego kraju przez nasz MSZ doprowadziło do tego, że sytuacja polityczna tam jest o wiele gorsza niż na Ukrainie. Prezydent Łukaszenka wyeliminował praktycznie całą opozycję, ta zaś, która ocalała, już od dawna w Polsce prowadzi działalność emigracyjną. Media zostały całkowicie podporządkowane władzy, poważnie ograniczono podstawowe wolności obywatelskie, takie jak chociażby wolność zgromadzeń. Język rosyjski jest językiem urzędowym i powszechnie używanym. Gospodarka jest w katastrofalnym stanie, co wyklucza pomysł zawarcia z UE umowy o preferencyjnym handlu z krajami nowoprzyjętymi. Jakie są przyczyny takiego stanu? W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych władza w Moskwie była o wiele słabsza niż to ma miejsce dzisiaj. Łukaszenka starał się to wykorzystać i stąd pomysł Związku Białorusi i Rosji. Liczył na osobiste koncesje polityczne (utrwalenie władzy, eliminacja opozycji) i ekonomiczne (większe zyski z tranzytu surowców). Dopóki władzę na Kremlu sprawował schorowany Borys Jelcyn, wszystko funkcjonowało sprawnie. Jednakże kiedy pojawił się nowy gracz, o wiele przebieglejszy Putin, sytuacja się odwróciła. To już nie Łukaszenka dyktował warunki, ale sam musiał się podporządkować. Zabrakło mu oczywiście instynktu politycznego, aby w odpowiednim momencie się wycofać. W ten sposób uzależnienie polityczne i ekonomiczne Białorusi od Rosji znacząco wzmocniło się i utrwaliło w przeciągu ostatnich trzech lat. Nawet, gdyby opozycja w jakiś sposób obaliła prezydenta i przejęła władzę, mało prawdopodobne jest, aby kraj wyszedł z tej zależności bez głębokiego, ekonomicznego kryzysu. Reakcja Rosji mogłaby być ostra.

Jakie mogą być działania Polski? Po pierwsze, trzeba uznać bezsprzecznie, że niemożliwe jest w aspekcie krótko- i średniookresowym przywrócenie na Białorusi prozachodniego kursu polityki zagranicznej. Po drugie zaś, trzeba przyjąć za naczelny cel ograniczanie wpływu owego uzależnienia, wpływu na razie na szczęście tylko ekonomicznego, na bezpieczeństwo Polski we wszystkich jego wymiarach. Można wyróżnić tu dwa rodzaje działań – pierwsze, pozostające dla Mińska w sporej mierze neutralnymi. Można tu wymienić uszczelnianie granicy czy dywersyfikację dostaw surowców. Drugie, godzące bezpośrednio we władzę Łukaszenki, takie jak bezpośrednia pomoc dla opozycji czy nawet środki bardziej drastyczne. W przeciwieństwie do Ukrainy, która jest na takim etapie, że ostre środki sprawę na pewno by pogorszyły (podobnie na przykład jest w Iranie), na Białorusi sprawy zaszły tak daleko, że konieczna jest polityka twardej ręki (tu nasuwa się analogia z Koreą Ludową). Dlatego polscy decydenci powinni gruntownie przemyśleć, czy nie wskazane byłoby wprowadzenie wobec Białorusi (najlepiej wspólnie z grupą sojuszników z regionu czy NATO) elementów sankcji ekonomicznych, mających na celu wymuszenie dialogu z opozycją oraz bardziej poszczególne działania, jak na przykład lepsze zabezpieczenie rurociągów przed kradzieżami (to o to między innymi mieli pretensje Rosjanie w lutym i marcu). Oczywiście trzeba tu zważyć, jaka będzie reakcja Moskwy oraz jakie mogą być straty dla polskiego eksportu. Mimo wszystko, szanse nawet na długofalowy sukces nie są duże i wydaje się, że rok 2020 to moment absolutnie najwcześniejszy, kiedy nastąpiłaby finalizacja przystąpienia do struktur euro-atlantyckich.

Wydaje się, że bezpieczeństwo Polski w swych wszystkich wymiarach nie zostało w pełni zapewnione przez wstąpienie do UE i NATO. Podniosło znacząco za to nasz potencjał, wzmocniło polską pozycję przetargową, spowodowało, że nie jesteśmy sami, lecz za nami stoi poparcie pewnej grupy państw. To wszystko ułatwia nam realizowanie interesu narodowego, lecz nie gwarantuje sukcesu. Sprawna i profesjonalna dyplomacja, silna pozycja ministra spraw zagranicznych w ministerstwie i rządzie oraz stabilna sytuacja polityczna (czego właśnie szczególnie w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy brakowało), a także poparcie społeczeństwa dla kursu obranego przez rząd połączone z szerokim konsensusem politycznym głównych partii w sprawie kierunków polityki zagranicznej – to, prócz poparcia sojuszników, podstawowe warunki realizacji przyjętych założeń. Nie wszystkie te warunki jesteśmy w stanie spełnić, rola ich jest różna, różne są też możliwości urzeczywistnienia tych wyznaczników w zadowalającym stopniu. Uważać jednak można, iż obecnie posiadamy potencjał na tyle duży, aby przedstawione wyżej propozycje wcielać w życie przynajmniej częściowo. Nie będzie to oznaczało zapewnienia sobie bezpieczeństwa pełnego i całkowitego w tym jednym aspekcie, lecz znacząco poprawi warunki, w jakich naszemu krajowi przyszło działać w swym regionie Europy. Widzimy jednocześnie wyraźnie, że bardzo silny jest aspekt ekonomiczny relacji na linii Warszawa – Mińsk / Kijów – Moskwa. Widzimy również, jakie niszczące skutki na Ukrainie miał proces powstawania mniej lub bardziej formalnych związków między wielkim biznesem a polityką. Okazało się, że proces ten był instrumentem, który zapoczątkował niejako proces uzależniania się Ukrainy od Rosji. W momencie, gdy na nasz rynek wejdzie znaczący kapitał rosyjski, musimy mieć wypracowane standardy wewnętrzne, które uniemożliwią realizację tego typu scenariusza u nas. Takie standardy nie tylko zabezpieczą nas przed kapitałem „niepewnym politycznie”, lecz również uczynią nasz kraj atrakcyjniejszym w aspekcie międzynarodowej pozycji inwestycyjnej. Prócz problemu ekonomicznego, silny jest akcent europejski, a raczej jego niedorozwój, objawiający się brakiem zainteresowania ze strony UE. Warto jednak mieć nadzieję, że uda nam się, wespół z innymi nowoprzyjętymi państwami regionu przekonać Brukselę do tych racji.

Teza postawiona na początku analizy wydaje się być zatem bezsprzecznie prawdziwa. Po przystąpieniu do UE naczelnym imperatywem polskiego interesu narodowego winno być dalsze rozszerzenie Unii, poprzedzone długotrwałym, około piętnastoletnim procesem „przeciągania” Ukrainy i Białorusi w kierunku struktur euro-atlantyckich. Tylko to może doprowadzić do sytuacji, w której bezpieczeństwo państwa, tak polityczne (Rosja), jak i ekonomiczne (surowce), a także inne, bardziej szczegółowe aspekty, będą zapewnione w stopniu, w którym nasi decydenci będą mogli zacząć myśleć o odgrywaniu znacznie aktywniejszej niż dziś roli w kwestiach globalnych, czy to wespół z USA, czy też w ramach struktur Unii Europejskiej.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl