Dziennikarski rachunek sumienia – czyli refleksje po artykule Piotra Semki

29-11-2006

Autor: Marcin Jurzysta

Od dłuższego już czasu nosiłem się z zamiarem wejścia w polemikę z Piotrem Semką. Obowiązki zawodowe, jak również niechęć włączania się w spór trawiący dziś środowisko dziennikarskie spowodowały, iż powstrzymywałem się od tej pokusy. Jednak po przeczytaniu tekstu redaktora Semki „PO i PiS na zakręcie” (Rzeczpospolita, 28.11), doszedłem do wniosku, że dłużej milczeć nie mogę. Nie można bowiem godzić się, by pseudoobiektywny publicysta posługiwał się w swoich tekstach kłamstwem i manipulacją.


W ostatnim swoim tekście Piotr Semka posługuje się co najmniej dwoma, jak to się ładnie dziś mówi – półprawdami. Po pierwsze – sprawa koalicji PO-PiS w Warszawie. Nie rozumiem naprawdę, na czym pan redaktor opiera przeświadczenie, iż liderzy PO do takiej koalicji po wyborach chcieli doprowadzić, a teraz wycofują się z tej obietnicy. Wytężam swoją pamięć i nie przypominam sobie tego typu deklaracji, pamiętam natomiast coś wprost odwrotnego, jak np. wypowiedzi Hanny Gronkiewicz-Waltz o tym, że należy w końcu działaczy warszawskiego PiS posadzić na oślej ławce za to, jak przez ostatnie cztery lata zarządzali stolicą. Wypowiedzi Donalda Tuska sprzed 26 listopada w tej materii również nie pozostawiały żadnych złudzeń, gdyż szef PO równie zdecydowanie odcinał się od możliwości zawarcia koalicji zarówno z lewicą, jak i z PiS. Redaktorowi Semce chyba pomyliły się (być może celowo) partie i liderzy. Przecież nie kto inny, jak Kazimierz Marcinkiewicz mówił o potrzebie zawarcia w Radzie Warszawy koalicji PiS-PO. Premier Kaczyński natomiast zaraz po I turze wyborów łaskawie wyciągnął dłoń do PO z koniunkturalną propozycją współpracy w samorządach. Tak więc wielce myli się redaktor Semka, gdyż to nie PO, ale PiS chciało koalicji w Warszawie i jak widać ta chęć znikła w momencie przegrania ich kandydata.

Drugą nazwijmy to nieścisłością, by nie powiedzieć ordynarną manipulacją, jaką stosuje w swym tekście Piotr Semka jest stwierdzenie, że „Gronkiewicz-Waltz to osoba, która przez lata współpracowała na gruncie fachowości z ludźmi UW i SLD”. Oczywiście współpraca ta jest niezaprzeczalnym faktem, ale była też rzeczą nieuniknioną. Wszyscy wiemy przecież, że dzisiejsza pani prezydent-elekt była prezesem NBP w czasach, gdy Polską rządziła lewica. Jednakże pseudo obiektywny pan redaktor nie raczył przypomnieć czytelnikom licznych tarć na linii lewicowy minister finansów (Grzegorz Kołodko) – prezes NBP. Dziwię się też, dlaczego tzw. obiektywny komentator polityczny milczy o fakcie wsparcia w 1995 r. przez ZChN kandydatury Hanny Gronkiewicz-Waltz na prezydenta kraju. Semka milczy może dlatego, iż niewygodnie mówić, że akurat właśnie w ZChN funkcjonowali dzisiejsi prominentni politycy PiS tacy jak Marek Jurek, Stanisław Zając czy nawet Kazimierz Marcinkiewicz. Nie rozumiem doprawdy, jak można tak fragmentarycznie odtwarzać rzeczywistość, tylko po to by odpowiednio manipulować opinią publiczną i straszyć czytelników. Swoim tekstem Semka nie robi przecież nic innego, jak tylko włącza się do chóru, który jak w transie, bez zastanowienia powtarza słowa premiera Kaczyńskiego – „wraca stare”.

Jak pisałem na początku, nie chcę wdawać się w spór, który tak niesamowicie dzieli dziennikarzy. Nie chcę, by ten tekst był odebrany jako jeden z głosów w tym sporze. Chciałbym natomiast, by było to zapoczątkowanie szerszej debaty na temat etyki dziennikarskiej. My dziennikarze wpływamy bowiem na kształtowanie opinii publicznej. Dlatego, nie zważając na nasze propisowskie, proplatformerskie czy prolewicowe sympatie (bo to normalne, że każdy jakieś ma), musimy odrzucić kłamstwo i manipulację. W przeciwnym razie z komentatorów przekształcimy się w propagandystów, takich jak Piotr Semka.


Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.