W przeciągu tych trzech miesięcy wydarzyło się jednak wiele pozytywnych spraw. Mieliśmy wybory do Parlamentu Europejskiego, podczas których wybraliśmy naszą reprezentację, która strzec będzie polskich interesów w Europie. Na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, Polska wystąpiła jako równoprawny członek Wspólnot i zabrała głos w sprawach dla UE najważniejszych - takich jak zapisy Konstytucji Europejskiej, czy kwestia nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej. Z naszym głosem liczono się na Szczycie, proponując korzystną dla naszego kraju zasadę tzw. “mniejszości blokującej” w Radzie Europejskiej.
Korzyści polityczne są więc widoczne i namacalne. Również namacalne, tyle że dla portfela każdego z nas, są negatywne konsekwencje ekonomiczne. Ceny towarów tzw. pierwszej potrzeby radykalnie poszły w górę. NBP zaznacza, że jest to stan przejściowy, jednak przy nie podwyższaniu wysokości płac może on uszczuplić budżety domowe wielu obywateli. Można pocieszać się myślą, że dopłaty z UE w jakiś sposób zneutralizują te niedobory finansowe.
Integracja Europejska była dla Polski dziejowym wydarzeniem. Okazuje się, że główne argumenty eurofobów jak: utrata suwerenności, zawłaszczenie przez obcych polskiej ziemi, ateizacja i laicyzacja życia, były tylko chwytami socjotechnicznymi, policzonymi na sukces wyborczy w eurowyborach i wyborach parlamentarnych. Polska nadal jest Polską i nic tego nie zmieni. A to, że napotykamy na niedogodności związane z naszym członkostwem w UE wcale nie świadczy o tym, że podjęliśmy złą decyzję w referendum europejskim, bo jak mówi znane przysłowie – “ gorzki lek najlepiej leczy”.