Rywin a demokracja

01-02-2003

Autor: Aleksander Wojtala

Minie jeszcze sporo czasu nim poznamy wszystkie odpowiedzi związane z aferą Rywina. Opinia w Polsce zadaje sobie pytania: Czy uda się wyjaśnić wszystkie wątpliwości? Czy znajdą się winni? Czy ktoś stanie przed sądem, albo przed Trybunałem Stanu? A dlaczego nie pytają tak: Kiedy winni staną przed sądem i Trybunałem Stanu? Kiedy poznamy wszystkie zawiłości sprawy Rywina?


Sposób formułowania pytań świadczy o postrzeganiu rzeczywistości. Gdy jesteśmy w drodze pytamy: kiedy dotrzemy do celu?, gdy wydarzy się nieprzewidziany wypadek, który przerwie naszą podróż pytamy: czy dotrzemy do celu?

Czy Polacy wierzą, że uda się wyjaśnić aferę Rywina i ukarać winnych? Wskazać po nazwisku, bez względu na “prestiż” stanowiska, tych którzy sądzą, że wolno brać pieniądze za uchwalanie ustaw wygodnych dla tego kto zapłaci więcej. A gdzie tam wskażą winnych! – mówią ludzie – Będą przeciągać sprawę, aż wszystkim się znudzi i przestaną się nią interesować. Wtedy może..., może sąd skaże jakiegoś mało znaczącego polityka na jakiś śmieszny wyrok.

Takim przekonaniom sprzyja atmosfera wokół całej sprawy. Wzajemne przepychanie oskarżeń i rozdawanie ciosów na ślepo: w Michnika, w Millera, w Rywina byle zabłysnąć i dorzucić swoje trzy grosze. Kompletnym nieporozumieniem były przepychanki przy powołaniu sejmowej komisji, a później w związku mianowaniem jej przewodniczącego. Ciało to jeszcze zanim zaczęło funkcjonować roztrwoniło potencjał społecznego zaufania. Teraz dodatkowo toczy się spór komisji z prokuraturą o jawność przesłuchań świadków. W jednej sprawie, sprawie, która zagraża demokratycznym podstawą państwa toczyć się więc w Polsce będą dwa równolegle postępowania. Już dziś widać, ąe będą sobie nawzajem przeszkadzać.

Ciśnie się na usta pytanie gdzie leży błąd? Czy winne są demokratyczne procedury, czy może szkopuł tkwi w treści polskiej demokracji, w jej jakości, a dokładniej w kulturze politycznej ludzi wyniesionych do władzy, a także tych, którzy im ten mandat dali? Może czas uderzyć się w piersi? W Polsce dzieją się dziwne rzeczy. Politycy gotowi są nieba przychylić wyborcom na miesiąc przed wyborami. Wtedy też przypominają sobie, że oprócz Warszawy są w kraju inne miasta, czasem rodzinne. Wyborca stoi wtedy z rozdziawioną gębą i patrzy: jaki ten Miller miły i sympatyczny, jaki ten Lepper ludzki, jak troszczy się o biednego człowieka, jaki twardziel z tego Kaczyńskiego, co to nie da sobie w kaszę dmuchać i jaki przystojny patriota i przykładny katolik z tego Giertycha, nawet Płażyński jakiś bardziej uśmiechnięty. I pędzi Polak do urny wyborczej i głosuje, albo zostaje w domu – o takiego wała! Nie będę na nich głosował, nie będę popierał tego systemu! Mój głos i tak nic nie zmieni, a tak przynajmniej pokażę, że mi się nie podobają. I tak od trzynastu lat: co wybory to inna koalicja, bo przez cztery lata można zapomnieć np. kto podpisał z Rosją kontrakt na dostawy gazu w przeszacowanych ilościach na zasadzie “take or pay” (tak, poprzednia koalicja SLD-PSL). Ze spokojem o własną kieszeń założyłem się z przyjacielem o skrzynkę piwa, że następne wybory wygrają inne ugrupowania niż obecna koalicja.

W Polsce na polityce zna się każdy, ale nikt chyba nie wie, co to jest demokracja. Za duże składki na ZUS – wina “demokracji”, kolejki do lekarza – znów winna “demokracja”, czasem jeszcze – “wasza demokracja”. Demokracja jest jak Balcerowicz – wszystkiemu winna. Tylko czekać jak ktoś zakrzyknie: “Demokracja musi odejść!”. Demokracja nie jest ani “wasza” ani “nasza”. Nie decydują o niej niedostępne zmysłom siły i mechanizmy. Jeśli tak zaczyna się dziać to znak, że demokracja przeradza się w oligarchię. To znak, że albo procedury demokratyczne w kraju są niedoskonałe, albo szwankuje demokracja od strony merytorycznej – w wymiarze treści.

Prawidłowe procedury demokratyczne to rzeczywisty trójpodział władz (w którym sądownictwo, łącznie z prokuraturą jest rzeczywiście niezależne od egzekutywy), to silna i niezależna od rządu (a więc niepubliczna!) czwarta władza – czyli media. Procedury to również dobry obyczaj w polityce, nakazujący określone zachowania mieszczące się gdzieś w okolicach honoru i godności. To szeroko rozumiana kultura polityczna samych polityków, taka która kształtuje się przez lata funkcjonowania w demokratycznych instytucjach. Z tą oczywiście w Polsce jest najgorzej – demokrację praktykujemy dopiero 13 rok. Nasze elity polityczne terminowały w warunkach pseudodemokracji, dziś zaś uczą młodych... Procedury demokratyczne są tak ważne ponieważ człowiek nie jest doskonały, wyborca ulega złudzeniom, manipulacji w czasie kampanii wyborczej, ma słabą pamięć i nie kieruje całej uwagi na działalność publiczną. Zwłaszcza w momencie kiedy jego uwagę zaprzątają kwestie własnego przetrwania. Ideałem jest dążenie do wypracowania w społeczeństwie cnót obywatelskich. To być może wielkie słowa, ale to ich wypełnienie staje się treścią demokracji. Cnoty obywatelskie to przede wszystkim świadomość odpowiedzialności za państwo wyrażająca się najlepiej w konstrukcji społeczeństwa obywatelskiego. Jego budowa to największe zaniedbanie ostatniej dekady i najpoważniejsze zadanie na przyszłość.

Bez świadomych obywateli nie naprawimy procedur naszej demokracji nawet z pomocą Unii Europejskiej, i nie wypełnimy treścią ram III Rzeczpospolitej. A zacząć trzeba od siebie: od zdefiniowania własnego miejsca i znaczenia w państwie, w swoim mieście, w swojej gminie. Czas już przestać liczyć na boską interwencję w budowę chodnika w Psinie Dolnej, czas wziąć łopatę i ten chodnik zacząć budować!


Autor: Wojciech Woźniak
wojciechw@tenbit.pl



Copyright by © 2006 by e-polityka.pl - Pierwszy Polski Serwis Polityczny. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.