Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / Koniec Żołnierzyka               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Koniec Żołnierzyka 

10-07-2005

  Autor: Grzegorz Smereka

Początek końca politycznej kariery pewnego znanego polityka, którego za cięty język, ambicję i skłonność do wdawania się w rozwiązania siłowe, będę nazywał Żołnierzykiem, nieoficjalnie nastąpił jeszcze pod koniec koalicji rządowej poprzedniej kadencji. Dla partii ze słoneczkiem w logo, w której przebywał nasz Żołnierzyk, owa kadencja była nie tylko gwoździem, ale i całą trumną. Znajdował się on wówczas na uboczu, w cieniu trójcy, która na zawsze będzie się nam wiązała z partią ze słoneczkiem. W cieniu Pierwszego Premiera, Mistrza Bronisława i Tego, Który Musi Odejść. Osoby te w różnych okolicznościach rozluźniały więzi łączące ich z partią, by ostatecznie bądź oddać partyjną legitymację, bądź usunąć się na dalszy plan.

 

 

U schyłku wspomnianej koalicji ambicje i zapędy przywódcze naszego Żołnierzyka ujawniały się coraz silniej. Uciekająca z rządu partia ze słoneczkiem i kryzys przywództwa jaki przeżywała sprawiły, że stała się ona polem, które Żołnierzyk chciał zmienić w dobrze prosperującą firmę. Armię, która nie będzie liczna, ale której członkowie cechować się będą niespotykanym wcześniej męstwem, intelektem i siłą.

Przez ostanie lata stał na czele owej partii-armii i żadnego cudu nie dokonał. Nadal była ona obiektem szyderstw ze strony członków pozostałych partii. Wypominano jej kompromitujące rządy, które zdaniem przeciwników doprowadzić miały nasz kraj do ruiny. Poparcie dla niej utrzymywało się w przedziale 2-5%, a nieobecność w parlamencie dała Żołnierzykowi przywilej bezkarnego krytykowania obecnego parlamentu. Z którego to prawa zresztą namiętnie korzystał.

Niestety na dłuższą metę nic nie wyszło ze snów o potędze i Żołnierzyk musiał przełknąć kolejną w swej politycznej karierze, gorzką pigułkę. Szczególnie dotkliwie Żołnierzyk przeżył wybory na prezydenta swojego rodzinnego miasta. Miasto to – tradycyjnie już prawicowe – nie odwdzięczyło się swemu politykowi i głosy na niego oddało raptem kilka procent mieszkańców. Partia ze słoneczkiem w mieście naszego Żołnierzyka została rozniesiona przez partię Nie-Kaczora Donalda i Jana z Piekła Rodem. Zegar jednak tykał i nieuchronnie zbliżał się czas kolejnych wyborów parlamentarnych. Takiej okazji Żołnierzyk nie mógł przegapić. Postanowił więc założyć nową partię.

Jak pomyślał, tak zrobił. I zaczęła się euforia. Co prawda kobiety nie rzucały mu się na szyję, choć pewnie były tego bliskie, a dzieci nie sypały płatków róż pod stopy, ale poparcie rzędu 15% udało się uzyskać, i to w sondażu przeprowadzonym jeszcze przed formalnym powstaniem partii. Nowa nazwa, nowe logo, nowe nadzieje. Szansa na wejście do parlamentu. Nowa partia na ustach wszystkich. Debata na jej temat przetoczyła się przez wszystkie media. Również na stronach e-Polityki swego czasu dyskutowaliśmy o twarzach nowej partii, roli jaką chce odegrać i przewidywanym poparciu w nadchodzących wyborach.

Wydaje się, że tutaj nasz Żołnierzyk mógł zrealizować się najlepiej. U boku Pierwszego Premiera, który starał się stworzyć z Żołnierzyka prawdziwego lidera. Razem z Żołnierzykiem i Pierwszym Premierem, który od razu zastrzegł, że pełni jedynie rolę patrona duchowego i w działanie partii jako takie się nie miesza, partię tę założył pewien Minister ds. Wszelakich ówczesnego rządu, którego ze względu na jasny stan upierzenia nazywano Albinosem lub Siwogłowym.

Po długich namowach dołączył również urzędujący premier, obecnie zwany Kłamczuszkiem. Przy okazji jego wstąpienia partia Żołnierzyka znów była na ustach wszystkich. Nie zdarzyło się bowiem chyba jeszcze, żeby premier był członkiem pozaparlamentarnego ugrupowania. I na jego wstąpieniu dobra passa się skończyła. Nikt nie przypuszczał, że to właśnie premier wtrąci swoją nową partię do politycznego zaplecza. A na to się zanosi. I nawet nie z powodu kłamstwa przed komisją śledczą, jakiego Kłamczuszek się dopuścił. Ot, skłamać zdarza się każdemu a nasze społeczeństwo – zwłaszcza w okresach przedwyborczych – nie takie rzeczy puszczało płazem.

Kłamczuszek stara się bagatelizować całą sprawę, czemu trudno się dziwić, i niedługo swoją obronę może zaczynać od słów: – Czy skłamałem? A czymże jest kłamstwo? I właśnie na płaszczyźnie filozoficzno-lingwistycznej (bo kto wie skąd się słowo kłamać wzięło?), będzie nam wmawiał, że tak naprawdę to on się przed komisją do wszystkiego przyznał. Na razie powtarza tu i ówdzie, że polityka to bagno i w zasadzie to nie jest powiedziane, że on sam się z niej nie wycofa. Być może przeniósłby się na jakiś czas do żubrów, gdzie zdaje się kończy swój wypoczynek przyszły nasz prezydent, nazwijmy go Niedotrzymującym Słowa.

Koledzy z nowej partii nie rzucają mu kół ratunkowych. Na Pierwszym Premierze kłopoty Kłamczuszka nie robią wrażenia, gdyż on sam od kwietnia pozostaje zauroczony pojednaniem obu Prezydentów: Wszystkich Polaków i Elektryka. Siedzi cały czas patrząc na zdjęcia z urodzin tego ostatniego i ogląda debaty Prezydenta Elektryka z pewnym Generałem w Dużych Okularach.

Siwogłowy Minister ds. Wszelakich pracuje nad książką, którą mógłby zatytułować „Jak będąc Ministrem ds. Wszelakich opracować reformę, której nie poprze ani prawica, ani lewica, ani centrum”. Zapewne marzy mu się ciepła zagraniczna posadka. I nadal zastanawia się, co go podkusiło, żeby polityką się zajmować. Pewnie już by się z niej wycofał, ale to dawny anarchista jest i skoro jest teraz moda na wycofywanie się z polityki i wracanie do niej, on spokojnie poczeka, aż wszystko wróci do normy. Wtedy wyjdzie.

Perłą w koronie nowej partii miała być pani Henryka, kandydująca na fotel prezydenta. Kilkuprocentowe poparcie zdaje się sprowadzać na ziemię tak jej zwolenników jak, i ją samą. Perłą być może w istocie jest. Tylko korony coś nie widać.

W partii aktywni są jeszcze tylko młodzi i sam Żołnierzyk. Lecz nie stara się on już „ruszyć serca i umysły”, nie rozpisuje na tablicy planów ataku na pozycje wroga. Jako były tramwajarz ma problem z kreowaniem siebie na wielkiego lidera działającej w partii młodzieży. Pierwszy Premier nie prowadzi już za rączkę. Żołnierzyk porywa się więc z motyką na Słońce, przeprowadza swoje Fall Weiß i Market Garden w jednym. Broni Kłamczuszka w sposób, który z drugiej strony ekranu telewizora wydaje się co najmniej śmieszny. W jednym z ostatnich „Prosto w oczy” starał się utemperować pewnego profesora wmawiając mu niekonsekwencję i brak zrozumienia dla szlachetnych ideałów. Niestety w efekcie tych zabiegów pogrążył sam siebie.

W tym całym zapale, żeby tylko poniżyć inteligenta jeszcze w trakcie trwania programu, Żołnierzyk zapomniał, że on sam w okresie trzech ostatnich tygodni mówi rzeczy, które wzajemnie się wykluczają. Najpierw pogrzebałby żywcem wszystkich, o których ktoś gdzieś kiedyś wspomniał, że mogli współpracować z wywiadem PRL, z SB, UB i wszystkim innym z „B” w nazwie. Wczoraj sam twierdził, że podpisanie przez Kłamczuszka dokumentów to właściwie nie było podpisanie. Potem upierał się, że podpisanie to może i było, ale za to te dokumenty nie były tymi dokumentami. Teraz zaś upiera się, że to przecież nie jest ważne, kto co podpisał, bo o teczkach musimy jak najszybciej zapomnieć.

Nie wiem, kto naszemu Żołnierzykowi doradził taką linię obrony, ale to nie mógł być abstynent. Wyborcy powoli już wydają wyrok na partię naszej gromadki. Poparcie żenujące, zwłaszcza w obliczu planów sprzed kilku miesięcy. Poparcie pani Henryki nie odbiega od poziomu poparcia partii. Silne pozostaje już tylko młode zaplecze. Ale i ono nie wystarczy. Czymże jest jej młodzieżówka np. w porównaniu z młodzieżowym zapleczem lidera innej partii, Romana Pierwszego Wszechpolskiego?

Co zatem pocznie nasz Żołnierzyk? Może pozostać liderem i po kilku latach opuścić tonący okręt jako ostatni. Może też już dziś zgasić światło i zająć się czymś innym, np. wyszywaniem makatek czy pszczelarstwem. Żal mi go, bo być może dopiero teraz mógłby się wykazać i przeprowadzić niejedną udaną polityczną akcję. To jednak nie nastąpi. Żegnaj Żołnierzyku.

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl