Aby zapisać się na listę naszego newslettera, prosimy podać swój adres email:

 

Wyszukiwarka e-Polityki :

 

Strona Główna  |  Praca  |  Reklama  |  Kontakt

 

   e-Polityka.pl / Artykuły - Kraj / Felietony / Wyjście smoka               

dodaj do ulubionych | ustaw jako startową |  zarejestruj się  

  ..:: Polityka

  ..:: Inne

  ..:: Sonda

Czy jesteś zadowolony z rządów PO-PSL?


Tak

Średnio

Nie


  + wyniki

 

P - A - R - T - N - E - R - Z - Y

 



 
..:: Podobne Tematy
Wyjście smoka 

10-07-2005

  Autor: Marcin Łuczyński

Na początek warto skonstatować, że by być konsekwentnym i zachować ciągłość z moim poprzednim tekstem, winienem dać niniejszemu felietonowi tytuł „Wyjście żubra”. Czuję też, że jest tu pewna więź z tekstem „Dieta cud”, gdzie opis różnych metod odchudzania posłużył mi za tło do rozważań politycznych. Bardzo znamienne jest bowiem w reklamach różnych przyrządów czy wymagających prądu rozwiązań, które mają wspomóc zdesperowanych grubasków w zrzucaniu kilogramów, przedstawianie każdego z nich, jako produktu najlepszego, absolutnie rewolucyjnego, znakomitego, nie mającego sobie równych, wspaniałego, wypieszczonego tak, że mucha nie siada.

 

 

Leci sobie taka reklama czas jakiś, próbuje widza przekonać, że ma przed sobą istnego Graala wśród „odchudzaczy” – a potem bach! Kolejny, nowy produkt zjawia się na horyzoncie, produkt najlepszy, absolutnie rewolucyjny, znakomity, nie mający sobie równych…

W życiu politycznym w Polsce jest tak samo, toczka w toczkę. Już, już się człowiekowi wydaje, że bezczelność i tupet naszych władców sięga szczytów, że już nie sposób „zapajacować” mocniej (taka konkluzja nasuwa mi się co i rusz, starczy że w telewizji posła Celińskiego pokażą), że gorzej, śmieszniej, żałośniej, bardziej beznadziejnie być po prostu nie może, że przyroda, fizyka i statystyka na to nie pozwolą – a tu bach!, zjawia się ktoś, kto gruchocze to złudzenie z kretesem.

Kandydat numer jeden na prezydenta RP (na dzień dzisiejszy, rzecz jasna) Włodzimierz Cimoszewicz przoduje w tego rodzaju działalności. Ostatnio specjalizuje się w wychodzeniu. Najpierw dokonał głośnego wyjścia ze sfery publicznej działalności. Potem wyszedł z założenia, że skoro ludzie rzekomo go potrzebują, nie ma innego wyjścia i musi dla odmiany wyjść z leśnej nory. Jest on przy tym chodzącym przykładem, że społeczeństwu polskiemu, które bardzo boleśnie i z ogromnym trudem uczy się demokracji, metodą prób i straszliwie kosztownych błędów – można dziś wmówić właściwie wszystko.

Od czasu jakiegoś króluje wśród ludzi pogląd, że cała polityka to bagno, politycy to złodzieje, kombinatorzy, aferzyści, przestępcy i kto tam tylko. Niewiele rzeczy integruje ich tak mocno, jak niechęć do polityki i pogląd, że jest ona dziedziną brudną, której uczciwy, wewnętrznie uporządkowany człowiek nigdy się nie czepi. Politycy skupieni wokół SLD i prezydenta, których poparcie wśród społeczeństwa osiągnęło najniższy, nienotowany nigdy dotąd poziom, a których interesy i w wielu przypadkach wolność od odpowiedzialności przed prawem są poważnie zagrożone, na łeb na szyję szukają czegoś, co pozwoliłoby im przetrzymać czas politycznej dekoniunktury. Najpierw miało być Centrum Planowania Strategicznego, czy jakoś tak, z intratnymi posadkami do obsadzenia i nie do ruszenia, ostatnio wyszła sprawa emerytur dla posłów (choć gwoli uczciwości trzeba odnotować, że tę akurat sprawę nie tylko czerwoni próbują przepchnąć), którzy niczego innego poza uprawianiem władzuchny robić nie potrafią.

Kluczowy dla tzw. stabilizacji sytuacji w Polsce – czyli przyklepania nazbyt ostatnio rozkopanych i nadwerężonych układów – jest urząd prezydenta. Przeto lewicowi desperaci wymyślili sobie, że nie warto przymilać się do elektoratu takimi czy innymi obietnicami, bo mimo iż składane obficie, bez jakiejkolwiek żenady czy złudzeń na ich spełnienie, mogą nie zadziałać – w końcu nie oni jedni obiecują, za to oni jedni mają pecha być partią ostatnio rządzącą, rządzącą fatalnie, ma się rozumieć. Lepiej wziąć ludzi na numer „z obrzydzeniem”, dać im na talerzu brata-łatę, który ich rozumie, podziela odczucia i poglądy szerokich mas „zniesmaczonych poziomem naszego życia politycznego” – że zacytuję Wiadomą Osobę.

Póki co, całkiem nieźle to wychodzi. Marszałek Sejmu od samego początku uczestniczy aktywnie w polityce – dziennikarze doliczyli się, że jedyną osobą bijącą go w liczbie sprawowanych funkcji jest Józef Oleksy (też perła w… powiedziałbym, że w Koronie, gdyby nie to, że Rzeczpospolitą w ten sposób tytułują dziś tylko monarchiści, a i ja co innego miałem na myśli). Otwarcie krytykował wiele złych rzeczy dziejących się w partii, z którą się związał, choć na wymyślaniu do kamer i potrząsaniu szabelką się kończyło. A mimo tego wszystkiego został dość udanie ufryzowany w mediach na outsidera, kogoś niby spoza układu i – żeby już było całkiem śmiesznie – apolitycznego, kto się brzydzi tym wszystkim, czym brzydzi się elektorat. Pobrzydził się czas jakiś, by wkrótce oprzeć się na ludziach i partii, które są tej degrengolady ikonami, nie zmieniając przy tym gadki nawet o jotę.

Wielu komentatorów jest zdania, że – wziąwszy pod uwagę najwyższe notowania tego kandydata w sondażach – był to prawdziwy majstersztyk. Nie podzielam tej opinii. Pomysł jest dobry, i owszem, ponadto widać, że skuteczny. Ale to nie żadna wirtuozeria, tylko zwykła, bezwzględna, wyzbyta jakichkolwiek skrupułów niegodziwość, wyzyskanie ludzkiej bezmyślności, odwołanie się do całej masy głąbów, mających czynne prawo wyborcze tylko dlatego, że wystarczająco długo chodzą po świecie i oddychają, za to nie posiadających na temat rozsądnego rządzenia państwem i rugowania z tej sfery przeróżnych cwaniaczków i kombinatorów bladego pojęcia; wmówienie im nachalną propagandą, że oto jest ich wymarzony i utęskniony człowiek, elegancki, stroniący od politycznych awantur.

O tym, że Włodzimierz Cimoszewicz właściwie w ogóle się nie różni od tych, których postawę krytykuje, świadczy jego kolejne wyjście. Ostatniej bowiem soboty z przytupem opuścił posiedzenie orlenowskiej komisji śledczej. Okazało się, że odkąd jest on kandydatem na prezydenta, wolno mu olewać konstytucyjnie umocowane organy Sejmu i za tłumaczenie tego starczy argument, że ktoś tam może próbować porysować troszkę jego – tak pieczołowicie przecież tworzony – wizerunek niewygodnymi pytaniami. Zlekceważenie komisji, którą pan marszałek potraktował jak słuchaczy lektoratu, nadających się tylko do tego, by zapoznać się z jego oświadczeniem, jest chyba najwymowniejszym dowodem, ile w tym całym obrazie niezłomnego męża stanu ordynarnej pozłotki. Pozostaje mieć nadzieję, że rychło się ona złuszczy, bo kiedy przyjdzie do debat prezydenckich, człowiek z puszczy już nie będzie mógł tak po prostu wstać i wyjść, gdy się go spyta o to i owo, ani dobierać sobie interlokutorów, twierdząc, że niektórzy chcą go upolować i że – uwaga! uwaga! – ich pytania mają charakter polityczny. Ależ to podłe uczucie, gdy się patrzy, jak kierowaniem państwem, jednym z najbardziej odpowiedzialnych i skomplikowanych zadań, trudnią się ludzie tak żałośni, tak kurduplowaci pod względem charakteru, honoru, przyzwoitości, tak bezbrzeżnie cyniczni i łajdaccy. Gruboskórne słonie tańczące w składzie porcelany, które mają głęboko w nosie – czy raczej w trąbie, jeśli trzymać się przykładu – że ich pląsy bezpowrotnie rujnują wszystko wokół.

Ale jedno trzeba przyznać – dziarskie słowa Włodzimierza Cimoszewicza „to wszystko, dziękuję państwu” bardzo mi przypadły do gustu. Ogromnie bym chciał, aby analogiczną deklarację uczyniła większość naszych posłów i z podobną jak on konsekwencją wyszła. Z tym, że nie tylko z Sali Kolumnowej Sejmu, ale tak w ogóle. Chociaż z drugiej strony, mówienie jednym tchem o Włodzimierzu Cimoszewiczu i konsekwencji postępowania jakoś ostatnio zakrawa na kpinę…

 

  drukuj   prześlij na email

  powrót   w górę

Tego artykułu jeszcze nie skomentowano

Copyright by (C) 2007 by e-Polityka.pl - Biznes - Firma - Polityka. Wszelkie Prawa Zastrzeżone.

Kontakt  |  Reklama  |  Mapa Serwisu  |  Polityka Prywatności  |  O nas


e-Polityka.pl