Doświadczeni przez dziesiątki lat dobrze powinniśmy wiedzieć, czym jest państwo pozbawione trójpodziału władzy, kontrolowane przez urzędy cenzorskie. Wszystko było tajemnicą, każde słowo wypowiedziane publicznie czy też opublikowane musiało być wcześniej uzgodnione. Bez poddania go cenzurze było nielegalne, a więc groziło nieprzewidywalnymi następstwami. W ten to właśnie sposób władza państwowa – pozbawiona i tak kontroli politycznej, jaką w systemach demokratycznych jest opozycja parlamentarna – zamykała usta swoim krytykom również w prasie. Skutek był taki, że nie miało zupełnie znaczenia, który tytuł kupowaliśmy – opis zdarzeń był zawsze jednakowy. Musiało tak być, skoro ci, co sprawowali władzę, niepodzielnie władali mediami.
Tak więc mogłoby się wydawać, że wartość, jaką jest wolna prasa, będzie po latach doświadczeń chroniona jak największy skarb. Że wszelkie próby nacisków na dziennikarzy będą publicznie potępiane, a politycy dopuszczający się takich metod będą ostatecznie kończyć karierę. Okazało się jednak, że słynna opinia Edmunda Burke’a (1729-1797), brytyjskiego polityka, publicysty i filozofa: „były trzy stany w parlamencie (przedstawiciele lordów, kościoła i gmin), lecz na galerii dla dziennikarzy siedział stan czwarty, daleko ważniejszy niż tamte wszystkie razem wzięte”, jest nadal aktualna, bowiem rola dziennikarzy przez stulecia nie zmieniła się, więc ciągoty polityków do manipulowania prasą są niezmiennie silne.
Rozmaitym próbom nacisku poddawana jest również prasa lokalna. A jest to bardzo ważne ogniwo systemu demokratycznego. Przekazuje przecież te informacje, które pomijane są przez gazety ogólnopolskie, nie mogące – co oczywiste – być nośnikiem wiadomości gminnych czy powiatowych.
Tymczasem lokalni politycy przywiązują równie wielką wagę do swojego wizerunku w prasie. Chcieliby, by był on jak najkorzystniejszy. Łatwiej bowiem „wymusić” rozmaitymi metodami przychylność lokalnej gazety niż starać się dobrze rządzić i reagować na krytykę lepszą pracą. Dlatego wydawcy poddawani są naciskom i jest to zjawisko bardzo groźne. Bo jakość naszego życia codziennego zależy w największym stopniu właśnie od pracy tych polityków na rzecz swoich wyborców. Pozbawieni krytyki „czwartej władzy” rządzą poza kontrolą społeczną.
Wiadomo, że istotą wolności prasy jest niezależność od władzy publicznej. Tak więc źródło finansowania nie może płynąć z budżetu publicznego. Istnieją jednak rozmaite sposoby nieformalnego wspomagania gazet lokalnych z budżetu samorządowego. Może to być bezpłatne udostępnienie lokalu gminnego dla redakcji z możliwością korzystania ze sprzętu biurowego, może to być regularne publikowanie na łamach takiej lokalnej, „niezależnej” gazety wszelkich możliwych płatnych ogłoszeń (uchwał, zarządzeń, informacji). W rewanżu wydawca chwali niezmiennie pracę administracji samorządowej, zaś najbardziej kompromitująca afera opisywana jest jako spisek opozycji politycznej. Na jakiej podstawie mamy wyrabiać wyłącznie pas transmisyjny polityki ratusza? Skąd mamy czerpać swoje własne zdanie na temat otaczającej nas rzeczywistości, na temat naszych reprezentantów w radach i pracy nadanych przez nich? Jak mamy dokonywać świadomych wyborów politycznych urzędników sposób wywierać presję na polityków lokalnych, jeśli zabraknie prawdziwie wolnej prasy lokalnej?
A można przecież wydawać gazetę niewspieraną pieniędzmi. Jest to trudne dla budżetu samorządowego. I na szczęście są tacy wydawcy. Osiągnięcie niezależności to ciężka praca, lecz przynosi efekty nadspodziewane i bardzo satysfakcjonujące. Nie trzeba się obawiać nadepnięcia „na odcisk” komuś, kto w odwecie odbierze płatne ogłoszenia, narzuci nierealną stawkę czynszu z wyrównaniem do tyłu i wystawi zaległe rachunki telefoniczne, likwidując w ten sposób jednym cięciem gazetę. Poczucie niezależności poza tym uwalnia możliwości twórcze, likwiduje ogłupiającą samokontrolę. Gazeta prawdziwie niezależna przyciąga czytelników, bo ludzie znakomicie wyczuwają – zwłaszcza po latach cenzorskich ograniczeń – autentyzm i nie chcą być poddawani „propagandzie sukcesu”, lansowanej w gazecie finansowanej w takiej czy innej formie z budżetu, a więc uzależnionej od władzy.
Gazeta prawdziwie niezależna odgrywa olbrzymią rolę w kształtowaniu polityki społecznej. Ujawnia wszelkie niesprawiedliwości, przedstawia istotne fakty i docieka prawdy, którą często nawet demokratycznie wybrani przedstawiciele chcieliby ukryć przed wyborcami. Takie działania są niezmiernie ważne. Władza jest przecież niebywale nęcąca i dlatego często prowadzi do korupcji. I właśnie wolna prasa nie pozwala nadużywać władzy powierzonej przez ludzi.
Wolna gazeta, mająca już stałych czytelników, ma szansę utrzymać się na rynku. Może liczyć na ogłoszenia np. prywatnych przedsiębiorców, może też liczyć na wsparcie obywateli przyzwyczajonych już do czytania „swojej” gazety, ale też pomoc ze strony organizacji pozarządowych.
Władza lokalna zaś powinna ograniczyć się do wydawania własnymi siłami czegoś w rodzaju dziennika urzędowego, zawierającego tylko uchwały, zarządzenia, zawiadomienia o przetargach i informacje o rozstrzygnięciu przetargów, zawiadomienia o posiedzeniach rady, komisji rady, porządków obrad. I niech się nie miesza do wolnej prasy.
Niniejszy tekst powstał na bazie referatu Julii Pitery.