Krytyka rządzącej obecnie koalicji stała się już naturalnym elementem dyskursu publicznego. Po części jest to wina samej koalicji, która dostarcza powodów do krytyki i medialnych żartów, a po części element gry samych mediów. Czy Andrzej Lepper miał rację, mówiąc o „zamachu stanu”? Co czeka nas w 2007 roku?
Każda instytucja społeczna, chcąca przetrwać i rozwijać się, stara się kształtować swoje otoczenie w taki sposób, aby umożliwiało jej ono swobodne funkcjonowanie. Media nie są wyjątkiem od tej zasady. Jeśli weźmiemy pod uwagę ich ogromne możliwości kształtowania otoczenia, możemy dojść do wniosku, że kształtowanie opinii publicznej może być środkiem modyfikowania środowiska pod kątem swoich interesów.
Jedną z najistotniejszych funkcji wolnych mediów jest kontrola działań władz. Jeśli władze państwa działają w sprzeczności z interesami społeczeństwa, to zadaniem środków masowego przekazu jest poinformowanie o tym społeczeństwa. Dobrze poinformowane społeczeństwo, opierając się na medialnym wizerunku poszczególnych partii i polityków, ocenia ich działalność w czasie wyborów. Koalicja rządząca, próbująca utrzymać władzę za wszelką cenę, musi na dłuższą metę zapewnić sobie przychylność przynajmniej części mediów i unikać najgorszego możliwego rozwiązania, tzn. działań powodujących radykalną reakcję większości dziennikarzy, kształtujących poglądy ich przyszłych wyborców.
Za pomocą tych dwóch prostych mechanizmów postaram się wyjaśnić, dlaczego Andrzej Lepper mówi o zamachu stanu, a Roman Giertych jest wyjątkowo negatywnie prezentowany przez część mediów.
Grupa medialna ojca Tadeusza
Każdy nadawca prezentuje w pozytywnym świetle taki system polityczny, w ramach którego będzie mógł swobodnie funkcjonować i rozwijać się. Jednocześnie będzie wrogo nastawiony do systemów politycznych, które mogą ograniczyć możliwość jego funkcjonowania. Dla mediów związanych z osobą ojca Tadeusza Rydzyka, naturalnym wrogiem są wszelkie formacje promujące liberalizację życia społecznego i laicki model Państwa. Tradycyjnym wrogiem jest w tym przypadku SLD, ale także inne formacje nie wiążące swojej ideologii z modelem Katolicyzmu prezentowanym w Radiu Maryja. Dlatego media związane z Redemptorystami promują taki układ polityczny, który zapewni im swobodne funkcjonowanie na prawach nadawcy społecznego i pozwoli na nieskrępowane pozyskiwanie funduszy na utrzymanie i rozwój grupy medialnej.
Na podobnej zasadzie działają również inne media. Dlaczego media utrzymujące się z reklam, mające niemal nieskrępowaną swobodę działania i silną pozycję na rynku są wyraźnie nieprzychylne rządzącej koalicji? Zakładając, że kontrolowanie rządzących jest jedną z najważniejszych funkcji mediów, możemy dojść do wniosku, że media po prostu wykonują swoje zadanie. Jednak niektóre media „kontrolują” władzę dokładniej niż inne. „Gazeta Wyborcza”, częściej niż „Nasz Dziennik”, kładzie nacisk na negatywne aspekty działań rządu, a największe komercyjne stacje telewizyjne chętniej nagłaśniają i komentują artykuły prasowe krytykujące rząd.
Wyjaśnieniem nieprzychylności mediów może być zasada, której użyłem aby wyjaśnić stosunek „Radia Maryja” do lewicy i liberałów. Koalicja w obecnym kształcie jest w opinii komercyjnych mediów zagrożeniem dla ich interesów. Aby to zrozumieć, należy wziąć pod uwagę fakt, że wspomniane wyżej media są prywatnymi przedsiębiorstwami, które dążą do maksymalizacji zysków i to właśnie dążenie do generowania zysku jest naczelną zasadą, której podporządkowane są działania tych instytucji społecznych. Najlepszym środowiskiem rozwoju dla mediów jest liberalna gospodarka, wiążąca się z niskimi podatkami i nikłą kontrolą państwa. Z tego właśnie powodu ugrupowaniem politycznym, któremu media komercyjne były i będą najbardziej przychylne jest Platforma Obywatelska. Liberalizacja gospodarki lub przynajmniej zachowanie status quo, jest konieczne aby komercyjne masowe środki przekazu i ich partnerzy handlowi(reklamodawcy) generowały odpowiednie zyski i tym samym wywiązywały się ze swoich zobowiązań wobec inwestorów.
Włoski strajk mediów?
Czy za publikacjami w „Gazecie Wyborczej” stoi jakaś grupa interesu? Zakładając, że najprostsza odpowiedź jest zwykle słuszna, możemy uznać, że interes samej „Gazety” jest wystarczającym powodem, aby wpływać na władze. Media komercyjne nie muszą być narzędziem w rękach graczy politycznych, one same są graczami. Polem ich „gry” jest rynek mediów, zasobami o które zabiegają są reklamodawcy, których z kolei przyciąga wysoka oglądalność wśród interesujących je grup docelowych. Media komercyjne działają też na polu polityki, ale ich działania na tym polu zawsze podporządkowane są interesom ekonomicznym.
Podczas kadencji poprzedniego parlamentu, ugrupowaniem szczególnie nie lubianym przez większość mediów komercyjnych był Sojusz Lewicy Demokratycznej(i Samoobrona, której stosunki z mediami mogą posłużyć za materiał na niejedną książkę). W pozytywnym świetle prezentowane były PO i PiS, przynajmniej do czasu, kiedy nie zaczęły toczyć ze sobą otwartej walki. Jednocześnie, gdy okazało się, że PiS i PO nie sformują koalicji, do łask wrócił SLD, który mógł stać się potencjalnym koalicjantem PO w przyspieszonych wyborach. To przesunięcie sympatii było spowodowane interesem ekonomicznym przedsiębiorstw, jakimi są prywatne telewizje, gazety, radia i portale internetowe. Dlatego komercyjne media promują każde ugrupowanie polityczne, które może sformować koalicję z liberałami.
Platforma Obywatelska nie musi być inspiratorem nagłaśniania kolejnych „afer”, PO może jedynie obiecywać stworzenie przyjaznego mediom system polityczno-ekonomicznego. Ta potencjalna możliwość jest warunkiem wystarczającym, do uzyskania przychylności mediów komercyjnych. Wzmożona „kontrola” mediów nad władzą jest więc „włoskim strajkiem”, przeciwko utraconej możliwości liberalizacji gospodarki i potencjalnym lub faktycznym próbom podważenia pozycji komercyjnych mediów.
Jak pokazał poprzedni parlament, nie ma tak niskiego poparcia społecznego, które mogło by skłonić rządzących do oddania władzy we wcześniejszych wyborach, nawet jeśli jedyną możliwością jest trwanie w rządzie mniejszościowym. Rok 2006 potwierdza, że również ten parlament dotrwa do końca swojej kadencji (chyba, że PiS będzie mógł poprawić swoją pozycję w wyniku wcześniejszych wyborów). Dlatego głównym obiektem oddziaływania „strajkujących” mediów będą politycy PiS, a głównym obiektem ataków medialnych LPR i Samoobrona.
Lepper musi odejść
Medialne komentarze kolejnych działań ministra edukacji wykraczają daleko poza ich faktyczną rolę w systemie edukacji. Niezależnie od tego, czy pomysły Romana Giertycha są dobre czy złe dla systemu edukacji i samych uczniów, reakcja na nie jest względnie przewidywalna i zwykle zdecydowanie negatywna. System jest tak słaby, jak jego najsłabszy element, dlatego wdzięcznym źródłem ataków będzie nadal Samoobrona(pozwolę sobie nie komentować szczegółów kolejnych afer).
W interesie komercyjnych mediów nie leży odsunięcie PiS od władzy, a jedynie umożliwienie PO przejęcia kontroli nad systemem ekonomicznym. Dlatego można się spodziewać, że po niepowodzeniach poprzednich działań, mających na celu przyspieszenie wyborów, będziemy świadkami dwustopniowej kampanii. Jej pierwszy etap właśnie się trwa, jego celem jest dyskredytowanie słabszych koalicjantów i pomijanie lub nawet promowanie pewnych działań Prawa i Sprawiedliwości. Drugim etapem będzie medialna próba zbliżenia PiS i PO. W 2007 roku coraz częściej oglądać będziemy ekspertów i członków obu tych partii, wskazujących możliwość wspólnych działań „nowych” koalicjantów. W założeniu, efektem końcowym powinna być nowa, korzystna dla komercyjnych mediów koalicja.
Pierwszym wspólnym punktem porozumienia PiS i PO, będzie obecność polskich wojsk w Iraku i Afganistanie, a także polityka zagraniczna wobec Rosji. Sądzę, że wkrótce będziemy świadkami wypowiedzi liderów PO niechętnie, ale stanowczo popierających PiS, w „najważniejszych dla Państwa sprawach” i jednocześnie sprzeciwiających się „słabszym” koalicjantom. Jak na ironię, pierwszym punktem niezgody między dotychczasowymi koalicjantami, będzie proponowane przez LPR referendum w sprawie obecności Polskich wojsk na bliskim wschodzie. Jest to tylko jeden z możliwych scenariuszy, ale z analizy wydarzeń medialnych IV kwartału 2006 wynika, że to właśnie ten scenariusz będzie realizowany.
Jeśli „zamach stanu”, rozumiemy jako działanie mające na celu zmianę rządów, to Andrzej Lepper miał rację, mówiąc o „zamachu stanu” „Gazety Wyborczej”. Problem w tym, że tego typu „zamachy stanu” wpisane są w naturę mediów, próbujących jedynie zapewnić sobie przyjazne środowisko funkcjonowania. Reakcja Samoobrony i LPR na działania dziennikarzy, w postaci prób ograniczenia ich swobody sprawiły jedynie, że uruchomiony został samonapędzający się mechanizm wzajemnej krytyki. Wśród dziennikarzy pracujących dla komercyjnych mediów narasta przekonanie, że rządząca koalicja nie jest dla nich odpowiednim środowiskiem rozwoju, dlatego ich celem jest zmiana rządu. Z kolei rządzący, będący obiektami ataku mediów uznają, że środowisko wolnych mediów niekorzystnie wpływa na ich interesy, dlatego mogą podejmować działania mające na celu ograniczenie wolności mediów. Takie działania sprawiają, że coraz większe grono dziennikarzy, coraz gorzej ocenia rządzącą koalicję.
Do czego doprowadzi rosnący rozdźwięk między obecną koalicją, a komercyjnymi mediami? Czy branżowe lobby nadawców prywatnych okaże się silniejsze od partnerów PiS? Odpowiedzi na te pytania będą zapewne podsumowaniem roku 2007.